Elena
siedziała w pokoju Kuby na swoim ulubionym fotelu pod oknem, z nogami
przerzuconymi przez jeden z podłokietników. W ręce trzymała podkładkę z
czystą kartką papieru i ołówek. Rysowała chyba od zawsze, a przynajmniej
nie była wstanie przypomnieć sobie czasu kiedy tego nie robiła. Nigdy
właściwe nie zastanawiała się nad tym dlaczego, po prostu kochała to
robić. Zaczynała jak wszyscy - od domków, uśmiechniętych słoneczek i
ludzików z patykowatymi rękami.Dopiero w szkole podstawowej nauczycielka
plastyki zasugerowała żeby Elenę zapisać na jakiś kurs rysunku. Tak
mniej więcej się to zaczęło, później liceum plastyczne, konkursy, w
których rachubie dawno się pogubiła a wreszcie architektura krajobrazu.
Początkowo planowała stricte artystyczne studia na ASP, ale za namową
Marty zapisała się na architekturę i nigdy nie żałowała tego
wyboru. Rysowanie było dla niej najlepszym sposobem, żeby się odprężyć i
zabić nudę. Siedziała sama bo Kuba pojechał odwieźć do hotelu Roberta i
jej przyjaciółkę do domu.Cała trójka siedziała jeszcze długo po tym jak
Elena poszła się położyć. Oczywistą sprawą było, że żadne z nich nie
jest za bardzo w stanie, żeby prowadzić samochód, biorąc pod uwagę, że
każdy coś pił, więc ostatecznie Kuba pościelił Marcie łóżko w pokoju
swojej młodszej siostry, a Lewemu dostała się kanapa w salonie. Rano ( o
ile rankiem można nazwać godzinę trzynastą) Robert wciąż nie był w
najlepszym stanie, więc jego samochód razem z właścicielem odwiozła
Marta, którą Kuba miał później odwieźć do niej do domu. Elena została,
więc sama z mamą Kuby, która po raz kolejny próbowała ją przekonać do
swoich pomysłów na wesele. Uwielbiała swoją przyszłą teściową, ale z
jakichś przyczyn pomysły pani Wilk, na organizację wesela, „tak jak
zawsze robili wszyscy w rodzinie” nie do końca jej się podobały. Po
pierwsze przerażała ją perspektywa dwustu pięćdziesięciu osób, a tyle
mniej więcej wychodziło kiedy jej mama z mamą Kuby przeliczyły wszystkie
ciotki, wujków i kuzynostwo do piątej linii pokrewieństwa włącznie.
Większości z tych ludzi w życiu nie widziała na oczy, a ich obecność na
ślubie nie była jej w żaden sposób do szczęścia potrzebna. Drugą kwestią
było miejsce. Od miesiąca pani Wilk próbowała przeforsować swoje zdanie
i zmusić młodych narzeczonych do zarezerwowania obszernego terenu nad
jeziorem na plenerową imprezę. Elena nie miała serca powiedzieć jej, że
już upatrzyła sobie śliczny mały dworek pod Poznaniem, który wydawał
się jej wręcz idealny, ale właśnie na małe przyjęcie, więc póki co
odwlekała wszystko mówiąc,że mają jeszcze na to czas. W końcu uciekła
jej do pokoju Kuby i spędziła sama nieco ponad godzinę. Nie lubiła
rysować konkretnych, ułożonych rzeczy wolała to, co po prostu przyszło
jej wdanym momencie do głowy. Z pamięci - twarze przyjaciół, jakieś
krajobrazy, które gdzieś po drodze rzuciły jej się w oczy. Prawie
skończyła kiedy usłyszała charakterystyczne skrzypnięcie. „Trzeci
stopień od góry, tata Kuby już dawno miał go naprawić” - pomyślała i
schowała kartkę z rysunkiem do wystającego z torebki zeszytu. W tym
samym momencie do pokoju wszedł jej narzeczony. Uśmiechnęła się i
pozwoliła pocałować na przywitanie.
- Nie zanudziłaś się? – Uśmiechnął się siadając na oparciu.
-
Nie. –Stwierdziła. – Ale błagam nie zostawiaj mnie nigdy więcej na
pastwę twojej mamy. – Kuba zaśmiał się czytając jej przez ramię. Pod
kartką którą schowała do torebki była inna, zapisana kolumną nazwisk. –
Kazała mi spisać listę gości,którą obiecała, że później zweryfikuje.
-
Stresuje się tym chyba bardziej niż my. – Kuba przeniósł się i teraz
rozsiadał się na drugim fotelu. – W końcu wesele pierworodnego.
-
Chcesz znać moje zdanie? – Zapytała, a on w odpowiedzi uniósł brwi.
–Myślę, że pół roku to jeszcze dużo czasu i można się wszystkim powoli
zająć, a nie panikować.
-Może. –Przyznał jej rację.
Po głosie wyczuła, że chce jej o czymś powiedzieć, tylko nie wie jak się do tego zabrać.
- Co jest?
-Zastanawiam się czy nie chciałabyś mi o czymś powiedzieć.
Serce
podeszło jej do gardła. Robert mu powiedział. Wiedziała doskonale, że
Kuba nie lubił kiedy ukrywało się przed nim takie rzeczy. Zawsze mówił
jej wtedy, że mu nie ufa, a zaufanie to przecież podstawa. Przesadzał,
ale przyzwyczaiła się do tego. Każdy ma jakieś swoje dziwactwa. „A niech
cię cholera Lewandowski.”-pomyślała.
- Właściwie to chciałam, ale jakoś nie było okazji. – Wytłumaczyła. – A to przecież nic istotnego.
- Tak myślisz? – Świdrował ją wzrokiem, ale nie wyglądał na złego.
- No tak…
-
Kwestia twojej przyszłości kochanie jest bardzo ważna. – Przyszłości?
Patrzyła na niego zdziwiona nie wiedząc o co mu chodzi. – Myślę, że
powinnaś jechać na ten staż.
Staż! No tak.Kompletnie zapomniała o propozycji Marty. Tyle się po drodze wydarzyło.
- Skąd ty to wiesz?
-Rozmawiałem
z Martą. – Wyjaśnił rzeczowo. Nie do końca spodobało się jej, że
przyjaciółka za plecami spiskuje z jej narzeczonym.– Mówiła, żebym Cię
przekonał. Nie chce tego miejsca oddawać byle komu.
-
Wiem. –Przyznała. – Ale mamy na głowie teraz planowanie wesela, inne
sprawy. –Wyliczyła. – Nie wiem czy wyjazd do Niemiec na parę miesięcy to
w chwili obecnej najlepszy pomysł.
-
A ja myślę, że jest świetny. – Była totalnie zaskoczona. Co jak co, ale
myślała, że będzie całkowicie przeciwko temu wyjazdowi. – To naprawdę
duża szansa. Pomyśl ile się nauczysz i jaki będziesz miała po stażu tam
start w branży. – Racja,racja, racja…miał rację, ale wciąż w jakiś
sposób się wahała.
-
Musiałabym poszukać tam jakiegoś mieszkania. I pewnie zaraz się tam
gdzieś pogubię. – Nie zmyślała. Od zawsze miała fatalną orientację w
terenie i potrafiła się kiedyś zgubić dwie ulice od domu. W Dortmundzie z
pewnością przepadnie już pierwszego dnia niczym przysłowiowa igła w
stogu siana.
-
Już o tym myślałem. – Uśmiechnął się z tryumfem osoby, która
przygotowana jest doskonale do odparcia wszelkich argumentów. – Robert
ma u mnie, powiedzmy koleżeński dług i obiecał mi, że w zamian
zaopiekuje się tam Tobą. Ma całkiem duże nowe mieszkanie i nie ma
najmniejszego problemu, żebyś podnajęła u niego pokój.
-
Czy jest coś czego nie zaplanowałeś? – Uśmiechnęła się chociaż średnio
podobała jej się ta perspektywa. Jakoś mimo wszystko miała po stłuczce
dziwny dystans do Lewandowskiego. – Tak bardzo chcesz się mnie pozbyć?
Kuba wstał ze swojego fotela i podszedł do niej kucając na ziemi i łapiąc ją za rękę.
-
Żartujesz?– Zapytał i popatrzył jej w oczy. – Nie wiem jak wytrzymam tu
bez ciebie prawie pół roku, ale nie chce być egoistą. Głupotą byłoby
zmarnować taką okazję. Moja i twoja mama zajmą się przygotowaniami. –
Otworzyła usta, ale natychmiast przyłożył do nich palec. – I obiecuję,
że nie będzie żadnej imprezy plenerowej z setkami ludzi.
Musiała się zaśmiać.
- Jesteś kochany wiesz?
Zamiast odpowiedzieć pocałował ją czule. Musiała się zgodzić.
Czasami
wydaje się, że można coś zaplanować, wybiec w przyszłość o kilka
miesięcy i ustalić scenariusz swojego życia. Tymczasem, nagle okazuje
się, że życie ma to w nosie i zaplanowało coś zupełnie innego. Elena
miała tylko dziesięć dni żeby oswoić się z perspektywą wyjazdu do
Dortmundu, przygotować wszystko co będzie jej tam potrzebne i załatwić
to co musiała załatwić osobiście w Polsce. Staż miała zacząć
dwudziestego trzeciego stycznia, ale jako że miała mieszkać u Roberta
musiała wyjechać z nim już dwudziestego. Cały ten czas spędziła
całkowicie zabiegana, a i tak nie była na sto procent pewna, że
załatwiła wszystko kiedy stała z dwoma dużymi walizkami w przedpokoju i
słuchała po raz trzydziesty czwarty tych samych rad mamy, które ogólnie
sprowadzały się do tego, że ma na siebie uważać, jeść normalne obiady i
nie włóczyć się sama nocami. Posłusznie kiwała głową, w duchu śmiejąc
się,że mama wciąż ma ją za pięciolatkę, której trzeba w każdej sprawie
pilnować. W końcu, mniej więcej w połowie trzydziestej piątej wyliczanki
usłyszała jak na podjazd zajechał samochód, a chwilę później w
przedpokoju zjawił się Kuba w towarzystwie Roberta. Pomogli jej zabrać
walizki, które wpakowali do bagażnika samochodu Lewego, w czasie gdy ona
żegnała się ostatni raz z mamą. Kiedy w końcu zapewniła ją też któryś
już raz, że nic jej się nie stanie przyszła pora na pożegnanie z Kubą.
- Uważaj…
-
Błagam,chociaż Ty… - Uśmiechnęła się zatykając narzeczonemu usta ręką,
bo najwyraźniej miał plan powtórzyć słowa jej mamy. – Mam o siebie dbać,
jeść i tak dalej.
-
Dokładnie.– Objął ją w talii. – Poza tym masz też maksymalnie
wykorzystać ten staż i dobrze się bawić. – Ta wersja bardziej jej się
podobała. – Masz dzwonić i pisać, kiedy coś się będzie działo i bez
powodu jasne?
- Jak słońce. – Skinęła głową. –Puścisz mnie?
- Już?
Spojrzała
w stronę Roberta, który siedział za kierownicą stukając palcami w jej
gładką czarną powierzchnię. Najwyraźniej zaczynał się niecierpliwić.
- Będę tęsknić.
Przywarła wargami do jego.
Jechali
w kompletnej ciszy już trzecią godzinę. Krajobraz za oknem niewiele jej
mówiły, a o tym, że przekroczyli granice dowiedziała się dopiero kiedy
operator przysłał jej wiadomość ze szczegółowym wykazem cen rozmów i
smsów. Robert wydawał się być całkowicie skupiony na jeździe, a ją cisza
zaczynała pomału coraz bardziej denerwować. Skończyła już czytać,
zaczętą jeszcze w Polsce książkę, zdążyła też przesłuchać playliste w
odtwarzaczu mp3, który towarzyszył jej od czasów liceum i przejść dwie
gry, których istnienia w telefonie do dnia dzisiejszego nie odnotowała. W
końcu, kiedy zaczęła przysypiać usłyszała charakterystyczne„klikanie”
kierunkowskazu i zobaczyła, że zatrzymują się na stacji
benzynowej.Wysiadła równocześnie z Robertem, który poinformował ją o
dziesięciominutowym postoju. Dochodziła siedemnasta i jak przystało na
zimę wszędzie panowała już ciemność. Na szczęście w toalecie, do której
natychmiast się udała nie było właściwie nikogo i już po pięciu minutach
wróciła do samochodu. Lewandowski wrócił zaraz po niej z dwoma dużymi
kubkami.
-
Proszę. –Powiedział podając jej jeden. Po zapachu rozpoznała że w
środku jest kawa. –Przyda Ci się, jeszcze drugie tyle przed nami.
-
No proszę.– Stwierdziła biorąc kubek i otaczając go dłońmi, które
natychmiast przeszyło przyjemne ciepło. – Jednak umiesz się odezwać.
-
Powiedzmy,że nie chcę znowu skierować kogoś do szpitala. – Stwierdził
uśmiechając się,ale jakoś tak nie do końca szczerze. – W końcu w ogóle
nie powinni mi dać prawa jazdy prawda?
Spuściła
głowę.Po dłuższym przemyśleniu było jej jednak głupio, że za bardzo
naskoczyła na niego w szpitalu. Wyglądało na to, że to jednak koniec tej
dyskusji. Skupiła wzrok na kubku z kawą kiedy wyjechali z powrotem na
autostradę myśląc, że zapowiada się ciekawe pół roku.
Zapraszam na kolejny, już ostatni przed epilogiem rozdział na metrydwa.blogspot.com :) No i czekam na nowość u ciebie!
OdpowiedzUsuńo mamo... jak Robert może się jeszcze o to .. gniewać? Było minęło nooo :D
OdpowiedzUsuńahh, staż w Dortmundzie, mieszkanie u samego Lewandowskiego... to raj nie życie! :D
czekam na nowość ^^
Dobrze, że się przeniosłaś. Onet jest do d**y :P Na blogspocie jest przyjemniej. Stwierdzam to po tym jak przyjemnie dodaje mi się rozdziały Uzależnionej od Tytonia :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam