Budzik
był bezlitosny. Jak w każdą sobotę wyrwał ją ze snu koszmarnie
wcześnie. Przetarła zaspane oczy i usiadła na łóżku przeciągając się
szeroko. Ze ścian pokoju patrzyły na nią niezmiennie wiszące tam,
uwiecznione na zdjęciach, uśmiechnięte twarze przyjaciół. Dochodziła
siódma trzydzieści, jednak za oknem wciąż panował półmrok. Z
grudniowego, całkowicie zasłoniętego ciemnymi chmurami nieba sypała się
nieskończona ilość płatków śniegu, przenoszona natychmiast przez silny
wiatr. Elena nienawidziła zimy, a zwłaszcza takiej pogody. Kompletnie
odbierała energię i chęć do działania a tej potrzebowała tego dnia
wyjątkowo dużo. Ósmy stycznia był dniem, w którym studenci czwartego
roku architektury krajobrazu mieli zmierzyć się z koszmarnie trudnym
egzaminem. Ostatni tydzień spędziławyłącznie nad książkami, a i tak nie
była pewna czy uda jej się zaliczyć. A mówią, że studia zaoczne są
proste.
Nie
była szczególnie zaskoczona kiedy pół godziny później, po całej
porannej toalecie zeszła do kuchni i zastała tam mamę, czekającą z
patelnią pełną, według opinii wszystkich, którzy mieli okazję
skosztować, najlepszej jajecznicy na świecie.Zawsze tak robiła kiedy
wiedziała, że Elena ma przed sobą stresujący dzień,albo jakiś ważny
egzamin. Zresztą o egzaminach pani Skalska wiedziała sporo. To właśnie
jej – doktorowi filologii polskiej, specjalizującemu się w
antyku,zawdzięczała imię. Elena miało kojarzyć się z ulubioną bohaterką
jej mamy Heleną Trojańską, a jednocześnie być jakimś unowocześnieniem.
Cóż, lubiła swoje imię, przynajmniej nie została nazwana Izoldą, co
pewnie groziłoby jej gdyby mama upodobała sobie średniowiecze.
- Gotowa? – Uśmiechnęła się pani Alicja.
-Teoretycznie.– Usiadła zabierając się do śniadania. – Jak będzie dopiero się okaże.
- Wracasz potem do domu?
-
Jadę do Kuby. – Zaprzeczyła. – Pewnie wrócę dopiero jutro. Nie miałam
ostatnio za wiele czasu, poza tym mają go odwiedzić przyjaciele z
Niemiec, i podobno moja obecność jest niezbędna.
-
W taką pogodę? - Jej mama wyjrzała za okno.Oczywiście to było do
przewidzenia. Zawsze panikowała kiedy Elena lub jej ojciec mieli jechać
gdzieś w tak kiepskich warunkach. Kuba po powrocie z Gdańska zatrzymał
się u rodziców co oznaczało wycieczkę samochodem ponad trzydzieści
kilometrów za miasto.
- Pojadę pozajęciach. – Stwierdziła. – Do tego czasu się poprawi. Poza tym znasz mnie? Nie jestem piratem drogowym.
- Ale…
Elena wstała i odłożyła talerz do zmywarki. Wolała nie dać mamie zacząć całego wywodu.
-
Spokojnie mamusiu, nic mi nie będzie. – Uśmiechnęła się biorąc torbę i
całując mamę wpoliczek. – Dziękuję za śniadanie. Wrócę jutro,
maksymalnie pojutrze.
I zanim Alicja Skalska zdążyła powiedzieć kolejne zdanie jej córki już nie było.
Czterdzieściosób
na komendę profesora odłożyło długopisy. Elena spojrzała na
swojąnajlepszą przyjaciółkę siedzącą dwa rzędy przed nią. Marta
uśmiechnęła się unosząc kciuki w górę. Tak, mogło być zdecydowanie
gorzej. Pytania były stosunkowo proste i na większość z nich znała
odpowiedź.
Poczekali,aż prowadzący zbierze arkusze i powoli jeden za drugim wyszli z Sali.
-
Boże,kocham tego człowieka. – Stwierdziła Marta siadając z
przyjaciółką przy stoliku w małym, uczelnianym barze. – Tylko nie wiem
po co traciłam tyle czasu na naukę. Jeden wieczór spokojnie by
wystarczył.
-
Nie zaszkodzi nam. – Elena zdecydowanie podzielała dobry nastrój
koleżanki. –Jedyne co teraz zostało to kwestii zorganizowania praktyk.
-
Masz coś na oku? – Zapytała Marta. Przyjaciółka Eleny miała to
szczęście, że dobrze ustawieni rodzice załatwili jej niemal luksusowy
staż w Dortmundzie, pod okiem prawdziwego mistrza w dziedzinie
architektury krajobrazu.
-
Cisza. –Pokręciła przecząco głową. – Wszędzie gdzie złożyłam już kogoś
mają. Chyba zostanie mi tylko jakaś podrzędna mała firma.
-
Właściwie,to chciałam o tym z Toba porozmawiać. – Marta uśmiechnęła się
tajemniczo. – Co byś powiedziała na Dortmund. Mistrz Tizit, sama wiesz.
- Masz drugie miejsce? – Nie wierzyła w to co słyszy.
-
Właściwie to mam moje miejsce. – Wyjaśniła. – Tyle, że nie mogę go
wykorzystać. Ciotka zaproponowała mi pracę u siebie. Właściwie to zawsze
się z nią tak umawiałam. Teraz jest chora i potrzebuje tam kogoś
zaufanego z rodziny.
-
Poczekaj.– Elena potrzebowała chwili, żeby poukładać w głowie
informacje. – Chcesz mi odstąpić swoje miejsce na stażu w Dortmundzie?
Dobrze rozumiem?
- Nadajesz się tam lepiej niż ja kujonie. – Potwierdziła blondynka. – To co zgadzasz się?
-
Tak. To znaczy daj mi dzień na zastanowienie dobrze? – Mimo tego, że
propozycja była właściwie nie do odrzucenia, wiedziała, że nie może sama
pochopnie podjąć decyzji. – Daj mi dzień lub dwa dobra? Muszę
porozmawiać z rodzicami, z Kubą.
-
Jasne. –Marta, wypiła łyk kawy i uśmiechnęła się. – Byle bym nie
musiała czekać za długo. Wiesz ile osób jest na to chętnych. – Sięgnęła
po kartę dań. – To co jakiś obiad?
Przytaknęła. Czekało ją jeszcze pięć godzin zajęć. Zdecydowanie wypadało coś zjeść.
Dlaczego
specjalnie nie zdziwiło jej, że mama miała racje? Warunki na drodze
były fatalne. Miała dziwne wrażenie że pogoda nie tylko się nie
poprawiła, a wręcz przeciwnie, była jeszcze gorsza.Wyszła z uczelni parę
minut po dziewiętnastej i natychmiast wyruszyła w drogę do swojego
narzeczonego. Przez chwilę zastanawiała się czy nie przełożyć wizyty na
jutro,ale ostatecznie uznała, że złe warunki pogodowe tak łatwo z nią
nie wygrają. Zwłaszcza,że miła kilka poważnych tematów o których musiała
porozmawiać z Kubą, najlepiej jak najszybciej. I jeszcze ci
odwiedzający go koledzy. Ich obecność dziś w żaden sposób jej nie
pasowała, ale wiedziała jak ważni są dla jej narzeczonego koledzy z
dawnego klubu. W sumie kiedyś spotkała ich na jakiejś imprezie, niedługo
po tym jak zaczęła się spotykać z Kubą. Potem wszyscy się gdzieś
porozjeżdżali i widywali niezwykle rzadko, zwykle nie w Poznaniu. Znała
ich więc tylko ze słyszenia. Robert Lewandowski i Sławomir Peszko. Obaj
na co dzień mieszkający w Niemczech i grający w barwach tamtejszy
klubów. Tyle wiedziała.Na ulicy z pewnością by żadnego z nich nie
rozpoznała. Z resztą piłka nożna nigdy jakoś szczególnie jej nie
pociągała. Nawet związek z piłkarzem, nie zmienił jej poglądów w tej
kwestii.Chociaż pewnie gdyby nie duża popularność Lecha Poznań, nie
poznałaby nigdy swojego obecnego narzeczonego.
Maj 2009
Pracowała
w małej kawiarni w centrum Poznania. Środek tygodnia, więc ruch był
właściwie żaden. Przy stoliku w rogu, jakaś para trzymała się czule za
ręce, kawałek dalej straszy pan popijał kawę przeglądając gazetę.
Wytarła dokładnie kolejną filiżankę i odłożyła ją na półkę za sobą.
Mniej więcej w tym momencie drzwi otworzyły się dosyć gwałtownie i do
środka wszedł chłopak, na pierwszy rzut oka niewiele starszy od niej.
Oglądał się nerwowo za siebie jakby przed kimś uciekał.
-
Mam głupią prośbę. – Powiedział bez ogródek. – Jest tu jakaś toaleta,
zaplecze, jakiekolwiek miejsce gdzie mógłbym się na chwilę ukryć?
Zaskoczył ją totalnie.
-
Słucham? – Ale zanim zdążył coś odpowiedzieć zobaczyła grupę około 7
nastolatek, które przez chwilę rozglądały się po ulicy, a po chwili
zastanowienia zdecydowały się wejść właśnie do lokalu, w którym
pracowała.
- Wskakuj. – Wskazała na miejsce za ladą.Błyskawicznie przeskoczył niską bramkę i usiadł na podłodze kawałek od jej nóg.
- W czymś mogę wam pomóc? – Zapytała kiedy jedna z grupki dziewczyn podeszła do niej.
-
Właściwie to…- Dziewczyna się zawahała. –Szukamy jednego chłopaka.
Wysoki, brunet, zabójczo przystojny, wydawało nam się, że tu wchodził.
- Nic mi o tym nie wiadomo. – rozejrzała siępo Sali. – Sama widzisz, że nikogo takiego tutaj nie ma. Podać coś?
Dziewczyna rozejrzała się jeszcze raz, jakby nie do końca dowierzając.
- Nie dziękuję. – Powiedziała w końcu i wyszła, a za nią wszystkie jej koleżanki.
Odczekała
jeszcze chwilę i kiedy była pewna, że dały sobie spokój z szukaniem,
przykucnęła naprzeciw niespodziewanego gościa. Miały racje, rzeczywiście
był przystojny, wysoki, ciemnowłosy i dobrze zbudowany.
- Jak Ci się odwdzięczę? – Zapytał patrzącna nią z wyraźną ulgą.
- Wystarczy dziękuję. – Uśmiechnęła się i wstała równocześnie z nim. – I może jakieś zapewnienie, że nie ukryłam psychopaty.
-
Możesz mieć czyste sumienie. – Stwierdził.– Wszystko ze mną w porządku.
Jestem Kuba. – Wyciągnął w jej kierunku rękę. –Kuba Wilk.
Nie
interesowała się specjalnie piłką nożną, ale to nazwisko w Poznaniu
znała większość osób. Przynajmniej już wiedziała o co chodziło w całej
sytuacji, w którą została przed chwilą wplątana.
-Elena Skalska. – Uścisnęła jego rękę. –Bardzo mi miło.
Od
tego czasu minęło dwa i pół roku. Właściwie to nawet nie zauważyła
upływu tego czasu. Parę miesięcy później zaczęła się spotykać z Kubą,
rok temu się jej oświadczył i zaplanowali ślub na czerwiec 2012. Mogła
spokojnie powiedzieć, że miała w życiu wszystko co potrzebne. Rodzinę,
narzeczonego, pracę, studia.Wszystko układało się dobrze a mimo to czuła
czasem, że czegoś jej brakuje.Staż w Dortmundzie, o tak to była szansa,
której zmarnowanie graniczyło z głupotą. Rodzice Marty spędzili masę
czasu na załatwianiu praktyk u jednego znajlepszych architektów w
Niemczech. Każdy marzył o tej szansie, dlatego dziwiła się, że jej blond
włosa przyjaciółka z błahego w sumie powodu chce oddać swoje miejsce. Z
drugiej strony,czuła, że między nią i jej narzeczonym coś się ostatnio
zmieniło. Bynajmniej nie na lepsze, wyjazd na pół roku z pewnością im w
żaden sposób nie pomoże.Tak, zdecydowanie musi o tym porozmawiać z Kubą.
Światła
z naprzeciwka, pojawiły się przed nią nagle, kompletnie
niespodziewanie.Maksymalnie docisnęła pedał hamulca i skręciła
kierownicą w lewo. Własny krzyk zawirował jej w uszach, a potem nie było
nic więcej poza ciemnością.
Jak
na zwolnionym filmie widział białego forda, z którym uniknął zderzenia
właściwie o cal. Zagapił się, rozmawiając przez telefon. To zdecydowanie
nie był najlepszy dzień na wiadomości, które otrzymał. Tamten samochód
pojawił się właściwie znikąd, nie dając mu cienia szansy na szybką
reakcję. Odbił w bok i zataczając łuk, zatrzymał się z piskiem opon po
przeciwnej stronie drogi. Potrzebował kilku sekund, żeby opanować
drżenie rąk, po czym wysiadł. Biały ford zatrzymał się w rowie po
drugiej stronie, zaledwie dwa metry od drzewa. Podbiegł do samochodu i
otworzył drzwi od strony kierowcy.Ciemnowłosa dziewczyna leżała
nieprzytomna, z głową opartą na kierownicy. Z tego co pamiętał z kursów
pierwszej pomocy, nie powinien jej ruszać, bo mogłamieć jakiś uraz
kręgosłupa.
- Cholera. –Zaklął.
Wyciągnął
telefon i wykręcił 112. Po dwóch sygnałach odezwała się dyspozytorka.
Opisał zdarzenie, lokalizację. Karetka miała dojechać za maksymalnie
dziesięć minut, więc nie pozostawało mu nic innego jak czekać. Śnieg
sypał wciąż tak samo mocno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz