niedziela, 24 lutego 2013

11. "Twoje życie będzie świętem jeżeli potrafisz cieszyć się ze zwykłych, codziennych rzeczy"


Szmer podobny do brzęczenia wyjątkowo natrętnego komara zakłócił panującą w salonie ciszę. Robert poruszył się, ale nie otworzył oczu. W dalszym ciągu spał smacznie tak samo jak przytulona do jego boku Elena. Na ekranie telewizora wyświetlało się menu startowe płyty z serialem, która skończyła się odtwarzać długo po tym jak oboje zasnęli. Ambitny plan całonocnego maratonu wziął w łeb i pod koniec czwartego odcinka Elena pochrapywała już cicho opierając bezwiednie głowę na ramieniu towarzysza, któremu specjalnie długo to nie przeszkadzało bo sam wytrzymał tylko dwa odcinki więcej. Szmer, który poza równymi oddechami i sporadycznym kaszlem Eleny był jedynym odgłosem w pomieszczeniu, powodował telefon Lewandowskiego leżący na stole między pustym pudełkiem po pizzy, niedopitą herbatą malinową i opróżnioną paczką żelków. Od pięciu minut w mniej więcej równych odstępach czasu na wyświetlaczu pojawiało się nazwisko i numer Łukasza Piszczka.
W tym samym czasie Łukasz tkwił w korku kilka ulic dalej złorzecząc na wszystkich ze śpiącą dwójką na czele. Miał odebrać Oliwkę i odwieźć ją do siebie, żeby zgodnie z umową zostawić ją pod opieką Ewy kiedy będą z Lewym na treningu. Tymczasem tamten nawet nie raczył odebrać od niego telefonu. Kiedy w końcu przebił się przez zakorkowane centrum i dotarł na miejsce było już po wpół do ósmej. Minął się z sąsiadem Roberta, który wpuścił go na klatkę schodową i pognał na czwarte piętro. Wcisnął przycisk dzwonka i nie czekając na odpowiedź nacisnął klamkę, która ku jego zaskoczeniu natychmiast ustąpiła.
- Ty wiesz do czego służy tele...
Urwał bo to co zobaczył sprawiło, że stanął przez chwilę nie wiedząc za bardzo o co chodzi. Dwójka jego przyjaciół spała w najlepsze na kanapie, przytulona pod jednym kocem.
- No pięknie. - Założył ręce przed klatką piersiową uśmiechając się pod nosem. - Pobudka misiaczki!!
Krzyknął na tyle głośno, że Robert wystraszony poderwał się tak, że zepchnął Elenę, która tylko dzięki refleksowi napastnika, który złapał ją w pasie uniknęła bolesnego zderzenia z podłogą.
- Na głowę upadłeś? - Lewandowski popatrzył na Piszczka z chęcią mordu w oczach. - Chcesz ludzi doprowadzić do zawału?
- Wybacz - Łukasz nie mógł opanować śmiechu. - No nie mogłem się powstrzymać. Chociaż kurde. - Uderzył się dłonią w czoło. - Mogłem wam najpierw zrobić zdjęcie. Całkiem uroczo wyglądaliście.
- Uważaj, żebym ja ci nie powiedziała kiedy uroczo wyglądasz. - Elena wstała jednocześnie kichając głośno. 
   - Spokojnie mała. Ktoś tu chyba lewą nogą wstał. - Łukasz rozbawiony sytuacją zapomniał już, że jeszcze dziesięć minut temu miał ochotę zwyzywać Lewandowskiego od najgorszych. - Przyjechałem po małą Błaszczykowską. A Ty Robercik też się zbieraj bo jak za godzinę nie będziemy na stadionie  to trener pourywa nam głowy. O dziesięciu kółkach ekstra to nawet nie wspomnę.
- Jasna cholera! - Lewy spojrzał na zegarek i z prędkością światła pognał na górę, Piszczek powędrował za nim pogwizdując wesoło, a Elena zabrała się za ogarnianie bałaganu na stoliku, żeby zająć się czymkolwiek i nie przyznać się,że całkiem przyjemnie jej się spało.

Tydzień później


Elena wróciła do pracy we wtorek. Wciąż lekko pokaszliwała i nie rozstawała się z chusteczkami higienicznymi, ale było zdecydowanie lepiej, a i tak dwa opuszczone dni spowodowały, że Meg ścigała ją od rana karząc nadrabiać zaległości. Skalska odetchnęła z ulgą kiedy wreszcie nadeszła sobota. Tym bardziej, że ustaliła z Ewą, że najwyższy czas trochę się za siebie zabrać i umówiły się na poranną wycieczkę na siłownie. Obudziła się o wpół do siódmej pełna energii jak nigdy o tej godzinie i uporała się z całą poranną toaletą zanim Robert zdążył wstać.

- Kawy? - Zapytała kiedy dwadzieścia minut po niej zszedł, a raczej zwlekł się do kuchni.
- Poproszę. - Usiadł na stołku po drugiej stronie blatu przyglądając się jej zaspanym wzrokiem. - Czy ty czasem nie masz dziś wolnego?
- Owszem. - Odpowiedziała przeszukując szafki. - Mamy jakąś wodę?
- W kranie.- Stwierdził Lewy inteligentnie, a Elena stasakowała go wzrokiem. - No i na dole w szafce obok lodówki. A po co Ci woda?
Zanim Elena zdążyła odpowiedzieć zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzysz?
- Jasne. - Robert podrapał się po głowie nie widząc zbytniego sensu w tym porannym zamieszaniu, ale posłusznie poszedł otworzyć.
- Czołem. - W drzwiach stała Ewa, całkowicie rozbudzona i równie pełna energii co Elena.
- Ty też? Jest siódma rano, czy wszyscy dziś powariowali?
- Nie narzekaj Bobuś. - Ewa minęła go i usiadła na kanapie czekając, aż Elena wszystko spakuje.
- Nie narzekam.- Stwierdził Lewandowski. - Mnie po prostu, aż boli, że marnujecie okazję, żeby się wyspać, którą ja z przyjemnością bym wykorzystał.
- Zabawne - westchnęła Ewa. - Łukasz jak wychodziłam mówił mniej więcej to samo.
- Jestem gotowa. - Elena narzuciła na ramię plecak i wzięła stojący na szafce kubek. - Trzymaj marudo. - Wcisnęła go w ręce Lewandowskiego. - I lepiej zacznij się zbierać.
- Buziaczki. - Ewa pomachała mu w drzwiach i po chwili obu już nie było.
Lewy upił spory łyk kawy i z całkowitą pewnością, że nie rozumie kobiet zaczął zbierać się na trening.

- Nie czuję nóg.

Ewa usiadła na ławce w szatni próbując złapać oddech. Po prawie dwóch godzinach ćwiczeń na chyba każdym możliwym sprzęcie obie z Eleną były solidnie zmęczone.
- Boli mnie każdy najmniejszy mięsień. - Żaliła się żona Piszczka.
- Poczekaj do jutra. - Elena wyciągnęła z plecaka drugą butelkę wody i za jednym zamachem wypiła jedną czwartą jej zawartości. - Bez zakwasów się nie obejdzie. Ale masz męża pod ręką najwyżej będzie się ćwiczył w roli masażysty.
- Myślę, że dla Ciebie też ktoś by się znalazł. - Ewa popatrzyła na koleżankę.
- Tak...Kuba. - Elena odwróciła się szukając w kieszeniach spodni telefonu, który nagle szczególnie ją zainteresował. - Tyle, że do Poznania trochę daleko.
- No tak Kuba.
Telefon, który Elena znalazła chwilę wcześniej zaczął wibrować w jej ręce. Ktokolwiek dzwonił była mu w tym momencie wyjątkowo wdzięczna.
- Tak?
- Cześć siorka. - Dziewczęcy wesoły głos po drugiej stronie znała doskonale. Poza tym tylko młodsza siostra Kuby zwracała się do niej w ten sposób. - Nie odzywasz się, Kuba też niewiele mówi. Żyjesz jeszcze  w tym Dortmundzie?
- Jakoś. - Odpowiedziała. - A właściwie to całkiem dobrze. Nie mam po prostu zbyt wiele czasu.
- To będziesz go musiała znaleźć. - Kasia była wyraźnie podekscytowana. - Mam specjalną misję od mamy i chciałam zapytać czy możesz mnie w środę o dziewiętnastej odebrać z lotniska.
- Jaką misje? W tą środę?
- Wszystko opowiem Ci na miejscu. To dasz radę?
- Tak, myślę, że tak.
- Świetnie. - Ucieszyła się Kasia. - Do zobaczenia w takim razie.
- Kasia... - Nie dokończyła po przerwały jej trzy krótkie sygnały.
- Co jest? - Ewa zaciekawiona na totalnie skołowaną Elenę.
- Młodsza siostra Kuby przyjeżdża w środę. - Elena niewiele zrozumiała, ale podejrzewała, że misja, którą Kasia dostała od swojej mamy związana jest ściśle ze ślubem i przygotowaniami. Przygotowaniami, które totalnie zaniedbała z powodu braku czasu i które tak naprawdę od samego początku interesowały ja mniej niż powinny. Mimo wszystko cieszyła ją jednak perspektywa wizyty przyszłej szwagierki.

Od godziny w całym mieszkaniu słychać było polski rock lecący z porządnie podkręconych głośników. Elena finiszowała właśnie przygotowywanie kolacji. Zwolniła się z pracy wcześniej, wykupiła pół supermarketu i zaraz po powrocie zabrała się za przygotowywanie lazanii czyli na dobrą sprawę jedynej potrawy, która jako tako jej wychodziła. Nigdy nie należała do szczególnie uzdolnionych kucharzy. Właściwie to daleko jej było nawet do minimalnego poziomu umiejętności w tej dziedzinie, ale potrafiła ugotować wodę na kawę bez przypalania jej i to w zupełności jej do szczęścia wystarczało. Lasagne nauczyła się przygotowywać przypadkiem, kiedy pracowała dorywczo jako kelnerka i od tej pory stała się jej popisowym daniem. Dziś postanowiła, że z okazji przyjazdu szwagierki może się trochę postarać i, zamiast tradycyjnie zamówić chińszczyznę lub pizzę, przygotować kolację samodzielnie.Poza tym przypuszczała, że Kasia została wysłana również w roli szpiega i nie chciała żeby do jej mamy dotarło, że żywi się na mieście. Humor dopisywał jej tym bardziej, że po powrocie znalazła na blacie w kuchni kartkę i komplet kluczyków Roberta, który grał dziś z Borussią wyjazdowym mecz we Frankfurcie. Zostawił jej samochód co oznaczało, że nie będzie musiała tłuc się na lotnisko komunikacją miejską. Przyjemne zapachy dochodzące z piekarnika powoli zaczęły roznosić się po mieszkaniu, a Elena zabrała się za krojenie pietruszki do dekoracji podśpiewując lecącą akurat piosenkę zespołu Hey.

- "...aaa może zmienić zasady gry..."*
- Wieki tego nie słyszałem. - Odezwał się ktoś za jej plecami. - Ciągle tylko wszędzie ten klubowy szajs puszczają.
Elena wystraszona podskoczyła tak gwałtownie, że o mały włos nie wbiła sobie w palec noża, którym kroiła  pietruszkę. Odwróciła się i wzięła kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić.
- Jezu, o mały włos tu nie zeszłam.
- Zamykaj się na przyszłość - Jej gość mimo, że z wyglądu lekko kojarzył się z bandytą był jak najbardziej przyjacielsko nastawiony i właśnie wciskał jej do ręki bukiet małych stokrotek. - Swoją drogą całkiem ładny głosik.
- Wasyl - uśmiechnęła się kiedy w końcu się uspokoiła i uściskała go na powitanie. - Co tu robisz?
- Wpadam z wizytą. - Stwierdził przechodząc obok niej i rozsiadając się na kanapie. - Kontuzja zmusiła mnie do przerwy to pomyślałem, że odwiedzę przyjaciół w Niemczech. Miałem się zatrzymać u Kubusia, ale niestety pocałowałem klamkę, bo wyobraź sobie, że zapomniałem o tym dzisiejszym meczu.
- No tak. - Przyznała Elena. - Agata chyba też pojechała dopingować Kubę.
Przeszukiwała szafki kuchenne mając nadzieję, że znajdzie jakiś wazon.
- No właśnie. - Wasyl odwrócił się w jej stronę. - Słyszałem, że małżeństwo znowu w rozkwicie i to dzięki tobie. Moja szkoła. - Puścił dziewczynie oczko. - Chciałem jechać do Łukasza bo Ewcia pewnie została z Sarą w domu, ale oni teraz mieszkają na totalnym zadupiu gdzie żaden autobus nie dojeżdża. No i wreszcie jak już miałem szukać jakiegoś hotelu przypomniałem sobie, że jeszcze mam ciebie.
- Oczywiście - potwierdziła. - Tylko, że ja muszę za dwadzieścia minut jechać na lotnisko.
- Cóż.- Wasilewski zastanowił się chwilę. - W takiej sytuacji zmuszony będę dotrzymać ci towarzystwa.I nie wiem co tu tak dobrze pachnie, ale informuję, że wpraszam się do was na kolacje. Lewy nie może tyle jeść bo mu się figura zepsuje.
- Nie ma najmniejszego problemu. - Odpowiedziała rozbawiona. Kto jak kto, ale Wasyl był zawsze mile widzianym gościem.

Niecałą godzinę później razem z Marcinem stała w terminalu Dortmundzkiego lotniska wypatrując znajomej twarzy Kasi.

- Nie wierzę. - Stwierdził stoper. - Ja po prostu nie wierzę, że Lewandowski zostawił Ci swój ukochany samochód. Nigdy nikomu go nie dał.
- Ma się chody. 
- Pozwolisz, że nie będę wnikał. - Wasyl uniósł ręce w geście obronnym, a Elena posłała mu spojrzenie, którego sam bazyliszek by się nie powstydził.
- Jest! - Stwierdziła wreszcie zadowolona. - Kasia!
Niska brunetka, zauważyła ją i natychmiast zaczęła przeciskać się przez tłum ludzi z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Lenka. - Rzuciła się Skalskiej na szyję. - Dobrze Cię widzieć.
- Ciebie też. - Przypomniała sobie o Wasylu, który wpatrywał się aktualnie w Kasię. - Marcinku poznaj, to młodsza siostra mojego narzeczonego Kasia. Kasia to Marcin.
- Miło mi. - Kasia posłała stoperowi kolejny szeroki uśmiech.
- Mów mi Wasyl. - Odpowiedział. - Daj pomogę Ci z bagażami.
Kasia ruszyła do przodu rozglądając się z zaciekawieniem, a Wasyl zatrzymał na chwilę Elenę.
- Dużo młodsza?
- Jest na pierwszym roku studiów. - Wyjaśniła Skalska, a zaraz potem zdała sobie sprawę z  dziwnego spojrzenia Wasyla. - O nie, nawet o tym nie myśl.
- Niby o czym? - Marcin z miną niewiniątka ruszył za Kasią.
- Wasyl!!

Robert wrócił kilka minut przed północą. Elena chwilę wcześniej odprowadziła Kasię na górę i pokazała jej pokój gościnny i łazienkę. Zdążyła też przynieść koc i przykryć Wasyla, którego zmęczenie po podróży i kilka kieliszków wina zmogły w momencie kiedy postanowił na chwilę usiąść na kanapie. Spał smacznie pochrapując cicho. Skalska sprzątała po kolacji, kiedy usłyszała jak drzwi otwierają się cicho i ktoś prawie bezszelestnie wchodzi do mieszkania.

- I jak? - Wychyliła się z kuchni spoglądając na ściągającego kurtkę Lewego.
- Wygraliśmy dwa jeden - Odpowiedział. Bardziej jednak zainteresowała go inna kwestia. - Mam zwidy czy na kanapie śpi Wasyl.
- We własnej osobie. Biedaczek nawet nie zauważyłam kiedy tam usnął. - Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła kluczyki. - Dzięki. Naprawdę się przydały.
- Do usług. - Odłożył torbę na podłogę i usiadł na krześle przy blacie. - Myślisz, że jak pomogę Ci pozmywać naczynia to mam szansę na jakieś resztki z kolacji?


----------------------------------------------------

*Hey - Teksański

No musiałam po prostu ściągnąć z powrotem Wasyla. Mam nadzieję, że nikt nie będzie mi miał tego za złe:p

Rozdział skrócony bo po namyśle uznałam, że lepiej będzie podzielić go na dwie części, żeby nikt nie zasnął w trakcie czytania. Mogę was za to zapewnić, że na następny nie trzeba będzie długo czekać:).
Chciałam się też odnieść do waszych komentarzy i oczekiwań na podgrzanie atmosfery Lena - Lewy. Spokojnie na wszystko przyjdzie pora z resztą jak widzicie robi się coraz cieplej. Jestem zwolenniczką stopniowego rozwoju sytuacji, poza tym mimo wszystko Elena jest zaręczona, a jej narzeczony też już niedługo się pojawi.
Stworzyłam ostatnio zakładkę spam i byłabym wdzięczna gdybyście właśnie tam informowały mnie o nowych rozdziałach u was.
To tyle. Do następnej:*




środa, 6 lutego 2013

10."To błędy człowieka czynią go sympatycznym."




Minął kolejny miesiąc, a zima ku radości Eleny najwyraźniej na dobre pożegnała się już z Dortmundem. Zarówno ta zasypująca miasto śniegiem i racząca piętnastostopniowymi mrozami jak i ta w jej relacjach z Robertem. Po nagłych roztopach pojawiły się pierwsze oznaki wiosny. Nie można powiedzieć, że się nie kłócili. Ciężko było policzyć ile razy ochrzaniła swojego gospodarza za głupi zwyczaj picia mleka prosto z kartonu, co oczywiście w żaden sposób na niego nie wpływało bo wciąż robił tak samo. Z resztą sama miała głupie,denerwujące nawyki, których nie omieszkał jej wytknąć Lewandowski. Mimo wszystko od traktowania jak powietrze, przez kłótnie i policzek chyba wreszcie udało im się nawiązać sympatyczną kumpelską relację. Elena była zaskoczona jak dobrze potrafią się dogadywać, jeżeli jedno z nich akurat nie jest obrażone na cały świat. Właściwie to dla wszystkich chłopaków stała się kimś w rodzaju kolejnego kumpla, który zna się też na kobiecych sprawach i pomoże wybrać kolczyki, żeby udobruchać żonę Łukasza, albo kupić idealny pierścionek zaręczynowy dla dziewczyny Marco. Dortmund stał się jej drugim domem i czasami łapała się na tym, że właściwie nie tęskni i nie odlicza dni dzielących ją od powrotu do Poznania. A przecież powinna...

Siedziała za biurkiem wklepując do komputera stertę niepotrzebnych rzeczy, które według Meg były niezbędne. Dochodziła piętnasta i większość współpracowników była w trakcie szykowania się do wyjścia.
- Nadgodziny? - Sophie popatrzyła na koleżankę jednocześnie chowając dokumenty do szuflady.
- Jakie nadgodziny? - Elena zaśmiała się serdecznie. - Jestem na stażu, czytaj mam robić co mi każą, zostawać ile chcą i oczywiście ładnie się przy tym uśmiechać.
- A ta suka oczywiście to wykorzystuje.
Wzrok obu dziewczyn powędrował natychmiast w stronę gabinetu Meg. Przez oszklone ściany można było zobaczyć, że właśnie zakłada płaszcz i najwyraźniej też wybiera się do domu. Niecałą minutę później wyszła.
- Do jutra dziewczyny. - Uśmiechnęła się do nich z wyraźnym przymusem. Już miała odejść kiedy zatrzymała się i odwróciła. - Aha. Elenka złotko, nie siedź za długo.
- Jędza. - Stwierdziła Sophie gdy tylko usłyszały, że za Meg zamyka się winda. - Ja też uciekam młoda. A ty olej ją i zbieraj się do domu.
W tym momencie krótki sygnał zakomunikował, że Skalska dostała smsa.
- No proszę, czyżby twój nieziemsko przystojny współlokator?
Od kiedy wygadała się Sophie, że mieszka u Lewego, albo jak to wolała mówić jej koleżanka, u samego Roberta Lewandowskiego, mniej więcej codziennie słyszała teksty tego rodzaju.
- Ja naprawdę nie rozumiem tego waszego zachwytu. - Elena przewróciła oczami jednocześnie odpisując na smsa od Błaszczykowskiego. Swoją drogą wiadomość była bardzo treściwa i elokwentna: "Kawa?". Wystukała szybko      "Jasne. Za godzinę, tam gdzie zawsze." i odłożyła telefon. - To pewnie dlatego, że żadna z fanek nie widziała go o szóstej rano, jak cudem się wygrzebie z łóżka.
- Nie ważne. - Stwierdziła jej koleżanka. - Tak czy inaczej musisz mnie kiedyś przedstawić. Lecę. Do jutra.
- Masz to jak w banku. - Odpowiedziała jej wymijająco Skalska i wróciła do swojego poprzedniego zajęcia.

Kawiarnia w której umówiła się z Kubą położona była mniej więcej w połowie drogi między jej pracą a mieszkaniem Roberta. Uwielbiała to miejsce od dnia kiedy Błaszczykowski przyprowadził ją tu po raz pierwszy. Pokryte drewnianą boazerią ściany i kominek w którym zawsze trzeszczał ogień nadawały miejscy niesamowity klimat zwłaszcza zimą. No i oczywiście podawali tu najlepsze latte w mieście. Skończyła pracę wcześniej niż się spodziewała, więc to ona musiała poczekać na kapitana polskiej reprezentacji.Pojawił się w końcu, pięć minut po umówionym czasie.

- Cześć dzieciaku. - Powiesił kurtkę na oparciu krzesła po przeciwnej stronie stolika i pocałował przyjaciółkę w policzek na przywitanie. - Przepraszam, byłbym wcześniej, ale nie mogłem znaleźć miejsca parkingowego. Jak tam w pracy?
- Serio muszę odpowiadać?
- No chyba rzeczywiście nie - do stolika podeszła kelnerka. - Dla pani duże karmelowe latte, a dla mnie czarna kawa z dwoma łyżeczkami cukru.
- I jeszcze kremówka. - Dodała Elena.
- Oczywiście.
- Tylko nie mów Piszczkowi. - Skalska  uśmiechnęła się. - Znowu będzie mnie uświadamiał, że to wszystko idzie w tyłek.
Piętnaście minut później oboje popijali swoje kawy, a Elena zajadała kremówkę słuchając opowieści Błaszczykowskiego. Właściwie to mówił jakoś jak nie on, totalnie nieskładnie i widać było, że nie wie jak zabrać się do właściwego tematu.
- Co jest Kubuś? - Zapytała w końcu dziewczyna. - Motasz się troszkę braciszku.
- Bo mam sprawę. - Przyznał.
- Domyśliłam się, że do plotek, aż tak by Ci się nie paliło.
- Pokłóciłem się z Agatą. Właściwie to ona wygarnęła mi, że nie mam dla niej czasu, że tylko treningi mi w głowie i że przestałem ją zaskakiwać jak kiedyś.
- A ma rację?
- Oj, wiesz jak jest... - Błaszczykowski spuścił głowę.
Elena wbijała w niego ostre spojrzenie.
- No ok, ma rację. - Przyznał. - Pomożesz mi coś z tym zrobić?
- Ja? Co mam Ci pomóc wybrać jakiś ładny prezent? - Pokiwał twierdząco głową. - Raczej musisz jej pokazać, że stać cię na coś szalonego, czego się nie spodziewa, wiesz, żeby poczuła się wyjątkowo.
- A jaśniej?
- Kubuś proszę Cię... - Przewróciła oczami. - Nie wiem, zabierz ją gdzieś. Tak romantyczny weekend we dwoje jest tym czego potrzebujecie. - Uśmiechnęła się zadowolona ze swojego pomysłu. - Nie gracie w tą sobotę prawda?
- W sumie mógłbym pogadać z Kloppem, pewnie by się zgodził. - Błaszczykowski zaczął się zastanawiać nad pomysłem przyjaciółki. - No, ale co z dzieckiem.
- Zajmę się Oliwką. - Stwierdziła Elena po namyśle. - Powinna wytrzymać dwa dni z ciocią.
- Mówiłem Ci już że jesteś niezastąpiona?


Kuba dopiął wszystko na ostatni guzik. Od kiedy wymyślili z Eleną wyjazd, czyli konkretniej mówiąc od poniedziałku załatwiał wszystkie niezbędne sprawy. Wybłagał u trenera wolną sobotę, zarezerwował na weekend pokój w małym hotelu nad jeziorem jakieś sto kilometrów od Dortmundu i zadbał o to, żeby w ciągu weekendu nie nudzili się z żoną. Wszystko było załatwione i w piątek po pracy Elena miała jechać do Błaszczykowskich żeby zająć się dwuletnią Oliwką. Wyglądało na to, że nic nie może już zmienić tych planów.

 Mówi się, że w marcu jak w garncu i z pewnością określenie to idealnie pasowało do panującej w Dortmundzie pogody. Tydzień zaczął się pięknie, wszędzie czuć było wiosnę i Elena z radością odłożyła do szafy ciepłe obrania i kozaki wyciągając skórzaną kurtkę i ukochane trampki. Kiedy w czwartek rano wychodziła z mieszkania wszystko wskazywało na to, że zapowiada się kolejny dzień pięknej pogody, tymczasem jeszcze przed południem temperatura spadła, ruszył się silny wiatr, a niebo zaniosło się ciemnymi chmurami z których ostatecznie lunął deszcz. Jak na złość Meg wymyśliła dla Eleny tonę spraw które wymagały odwiedzenia różnych miejsc. Parasol który pożyczyła jej Sophie na niewiele się przydał i kiedy wróciła do domu była przemoknięta od czubka głowy po palce, do każdej najmniejszej suchej niteczki. Oczywiście natychmiast przebrała się, wypiła ciepłą herbatę i położyła do łóżka licząc, że nie skończy się to tak jak zazwyczaj się kończyło.
Robert jak zwykle wyłączył budzik i z trudem wygrzebał się spod ciepłej kołdry. Było już po wpół do siódmej dlatego zdziwił się, że Elena nie blokuje mu dostępu do łazienki jak zwykle robiła o tej porze. Wykonał podstawowe poranne czynności, ubrał dres i gotowy na poranny jogging zszedł na dół. Zdziwił go panujący wszędzie porządek i cisza. Elena zawsze słuchała rano radia, piła obowiązkową przed wyjściem kawę i przeglądała swoją skrzynkę mailową. Swoją drogą zabawne jak dobrze pamiętał te wszystkie nawyki. Uznał, że pewnie wyszła wcześniej, ale na wszelki wypadek wrócił się, żeby sprawdzić czy aby nie zaspała. Zapukał, a kiedy nie doczekał się odpowiedzi otworzył drzwi. 
- Lena? - Spod kołdry wystawały tylko ciemne włosy. - Pobudka śpiochu.
- Co? - Powiedziała, a raczej wychrypiała siadając na łóżku. Włosy miała potargane, nos czerwony i gołym okiem wydać było, że ma gorączkę. - Która jest? - Jej wzrok natychmiast powędrował na zegarek. - Jasna cholera
Zerwała się z łóżka i nie zwracając właściwie uwagi na obecność Roberta zaczęła grzebać w szafie szukając jakichś ubrań.
- Gdzie ty się wybierasz? - Robert patrzył na nią zaskoczony. 
- Do pracy, potem do Kuby... - Zaczęła wyliczać, ale przerwał jej gwałtowny kaszel.
- Nic z tego. - Lewandowski złapał ją za ramię i pociągnął w swoją stronę. - W takim stanie TO - wskazał na łóżko - jest jedyne miejsce gdzie się kwalifikujesz.
- Chętnie mamusiu. - Przedrzeźniła go. - Tylko tak się składa, że za dziesięć minut powinnam być w pracy. O tym, że mam pilnować Oliwkę nie wspomnę. To tylko przeziębienie, jakoś przeżyję.
- Nie mam mowy. - Uparł się Lewy pchając ją w stronę łóżka. Zrezygnowana dziewczyna weszła z powrotem pod kołdrę. - Grzeczna dziewczynka. Przyniosę Ci termometr, a ty bądź rozsądna i zadzwoń do pracy, że dziś nie przyjdziesz. Potem zastanowimy się co zrobić z Kubą.
Elena westchnęła i napisała Sophie smsa, żeby usprawiedliwiła ją przed Meg. Zaczęła się zastanawiać czy jednak nie wolała Roberta kiedy jej nie lubił.
Godzinę po tym jak Lewy zmusił ją żeby została w łóżku właściwie całkowicie minęła jej złość na niego. Naprawdę czuła się fatalnie i nie miała właściwie siły się ruszać. Sophie odpisała, żeby się nie martwiła i wracała do zdrowia, a Lewy przed wyjściem na trening dostarczył jej gripex, aspirynę i syrop przeciwkaszlowy. Martwiła się jedynie tym co z Kubą i jego wyjazdem. Wszystko było załatwione i bała się, że jej choroba pokrzyżuje przyjacielowi plany.
Około piętnastej zabrała kołdrę i przeniosła się do salonu. Zrobiła ciepłą herbatę z sokiem malinowym, zażyła drugą porcje lekarstw i włączyła jakiś film. Było wpół do czwartej kiedy zazgrzytały klucze w zamku i w mieszkaniu pojawił się Robert, a za nim Kuba z małą na rękach.
- Jak tam dzieciaku? - Postawił Oliwkę na ziemi. - Rzeczywiście kiepsko wyglądasz.
- Dzięki. - Wychrypiała. - Przepraszam Kubuś...
- Niczym się nie przejmuj mała. - Uśmiechnął się Błaszczykowski. - Już wszystko ustaliliśmy. Ola dziś zostanie tutaj, a jutro Robert podrzuci ją do Łukasza i Ewy.
- Serio?
- Serio serio. - Kuba nachylił się do niej. - Mówiłem Ci przecież, że Robercik jak nie strzela fochów to jest całkiem sympatycznym człowiekiem.
- Ja was słyszę. - Stwierdził Lewandowski rozpakowując zakupy.
- I dobrze. - Odpowiedział Kuba. - Na mnie już pora. Trzymaj się Lenka. A ty - popatrzył na Roberta. - Bądź tak dobry i uważaj na moje dziecko. 
- Jasne.
- Miłego weekendu misiaczki.

- Powiesz mi gdzie jedziemy? - Agata Błaszczykowska po raz kolejny próbowała się dowiedzieć gdzie jadą.  

Godzinę wcześniej mąż zaprowadził ją totalnie zaskoczoną do samochodu nie mówiąc ani słowa na temat tego co planuje.
- Niespodzianka. - Odpowiedział uśmiechając się tylko tajemniczo. - Już niedaleko.
Pół godziny później zatrzymali się na parkingu przed hotelem. Agata wysiadła z samochodu i rozejrzała się zachwycona po okolicy nie wierząc do końca w piękno tego miejsca.
- Naprawdę piękna niespodzianka. - Przyznała.
- Mówiłaś, że nie mamy za wiele czasu dla siebie. - Kuba przytulił żonę. - I masz rację. Dlatego teraz wreszcie go znajdziemy. Cały weekend tylko we dwoje.

Elena zamknęła się u siebie, żeby nie ryzykować, że zarazi małą i cały wieczór spędziła na czytaniu książki. W końcu po dwudziestej pierwszej założyła szlafrok i zdecydowała się zejść na herbatę.

- No proszę. - Robert siedział na kanapie. - Ktoś tu chyba lepiej się czuje.
- Trochę. - Przyznała. - Ale szału jeszcze nie ma. Ola śpi?
- Wykończyła wujka i padła. Chcesz pizze?
- Karmiłeś dwuletnie dziecko pizzą? - Skalska popatrzyła na niego zaskoczona.
- Zjadła kawałek. - Robert wzruszył ramionami. - Lepiej nie mów o tym Kubie. To jak chcesz trochę?
Wzięła talerz, kubek z ciepłą herbatą i rozsiadła się obok niego na kanapie. Lewy podał jej leżący na oparciu koc.
- Zastanawiam się gdzie jest haczyk. - Powiedziała Elena
- Haczyk?
- No w tym, twoim nowym zachowaniu. - Ugryzła kawałek pizzy.- Zmiana miła, ale zaskakująca.
- Wiesz, ogólnie jestem miły. - Uśmiechnął się Robert pod nosem, a Elena spojrzała na niego rozbawiona. - Ustaliliśmy przecież, że moje wcześniejsze zachowanie to był falstart. Próbuję się zrehabilitować.
- Racja. - Przyznała Skalska. - To tak na przyszłość jak się będziesz rehabilitował,lubię pizze z podwójnym serem. - Zastanowiła się chwilę. - I w sumie chętnie napiłabym się jeszcze jakiegoś dobrego wina.
- Nie przesadzaj. Powiedziałem, że chcę się zrehabilitować, a nie, że upadłem na głowę.
- Kurcze, a myślałam, że się na to złapiesz. - Elena westchnęła udając zawiedzioną. - To co oglądamy? 
Robert wstał i zaczął grzebać w szafce pod telewizorem z której wyjął spore pudełko.
- Proponuję... - Zaczął przerzucać płyty. - Trzynasty posterunek. Mam całą pierwszą serię na DVD.
- Serio? - Zaśmiała się serdecznie. - Trzynasty posterunek.
- No nie mów mi, że tego nie lubisz.
- Wieki tego nie widziałam. - Przyznała się. - Ostatni raz chyba jak miałam czternaście lat.
- No to najwyższy czas sobie przypomnieć.
W momencie kiedy Robert uruchamiał odtwarzacz DVD i montował w nim płytę Elena poczuła, że w kieszeni szlafroka wibruje jej telefon. Wyciągnęła go i spojrzała na wyświetlacz. Kilka razy dziś próbowała dodzwonić się do narzeczonego, a on najwyraźniej dopiero teraz znalazł czas żeby oddzwonić. Zawahała się przez moment po czym wcisnęła czerwoną słuchawkę.
- Posuń się. - Stwierdził Robert wracając na kanapę z pilotem i wciskając się pod jej koc.
- Ej! - Szturchnęła go łokciem w bok. - Ja tu jestem chora.
- Już wyglądasz lepiej. - Opowiedział nie zwracając uwagi na jej oburzenie. - I cicho bo się zaczyna.

----------------------------------------------------------------------


Tadam! Znowu trwało to dłużej niż powinno, ale oddaję w końcu w wasze ręce nowość. Skończyłam ten rozdział jednym okiem oglądając mecz z Irlandią, mam nadzieję, że chociaż trochę wam się spodoba. Na swoje usprawiedliwienie mam sesję, która totalnie mnie pochłonęła i zabrała, każdą najmniejszą ilość wolnego czasu. Mam nadzieję, że teraz już będzie lepiej. Chciałam też poinformować, że wszystkie wasze blogi czytam regularnie jak tylko pojawią się na nich rozdziały, zazwyczaj jednak nie starcza mi czasu na sensowny komentarz za co przepraszam i co postaram się naprawić. Z ogłoszeń parafialnych chyba tyle:) Miłego czytania.

Ps. Wasyl od drugiej połowy i od razu jakoś tak przyjemniej się na ten mecz patrzy:)