Czuła,
że coś jest nie tak zanim zdążyła otworzyć oczy. Nie dość, że z każdej
strony otaczał ją zapach czystości i to nie ten domowy, zwyczajny po
sobotnich porządkach zapach kwiatowego płynu ajax, którego zawsze
używały z mamą, a sterylny kojarzący się z silnymi środkami
dezynfekującymi. Do tego coś kuło ją w okolicy przegubu. Kilka sekund
wystarczyło, żeby połączyć te elementy, a kiedy to zrobiła momentalnie
cofnęła rękę.Wszystko tylko nie igła. Otworzyła oczy, w które
natychmiast uderzyły jasne światła odbite dodatkowo przez białe ściany
- Nie.
- Spokojnie kochanie. - Pielęgniarka delikatnie, ale szybko przyciągnęła z powrotem jej rękę. - To nic strasznego.
-
Gdzie...- Ugryzła się w język. Pytanie z jakiegoś kiepskiego filmu. W
szpitalu. Odpowiedź była oczywista, bardziej interesowała ją inna
kwestia. - Co się stało?
- Miałaś wypadek. - Kobieta wbiła igłę wenflonu w jej żyłę. Elena skrzywiła się, ale nie krzyknęła.-
Właściwie stłuczkę. - Mówiła do niej, ale zajmowała się ustawianiem
właściwego przepływu kroplówki. – Lekarz za moment wszystko Ci wyjaśni.
Zabrała
tackę i bez dalszych wyjaśnień wyszła. Najwyraźniej nie była
zadowolona, że przerwano jej drzemkę podczas nocnego dyżuru. Zegarek na
ręce Eleny wskazywał godzinę dwudziestą drugą piętnaście. Wynikało z
tego, że straciła przytomność na niecałe dwie godziny. Powoli zaczynała
sobie wszystko przypominać. Fatalne warunki na drodze i te jasne światła
z naprzeciwka.
-Wyniki są w porządku, ale pana też wolałbym przytrzymać do jutra na obserwacji.
Jej
rozmyślania przerwał głos, a chwilę później w drzwiach sali stanął
mężczyzna po pięćdziesiątce w białym fartuchu i znacznie od niego
młodszy w sportowej bluzie z plastrem przyklejonym w okolicy skroni.
-Oczywiście mogę spróbować zapewnić panu lepsze warunki. Może jakaś izolatka.
- Nie ma takiej potrzeby, panie doktorze.
W tym momencie właśnie młodszy z mężczyzn zorientował się, że Elena na nich patrzy.Wyraźnie zmieszany spuścił wzrok.
-Doskonale. - Lekarz uśmiechnął się podchodząc do niej i zaciskając place na nadgarstku szatynki. - Jak się nazywasz?
- Elena Skalska. - Odpowiedziała natychmiast
- A urodziłaś się? - Teraz dla odmiany zaczął jej świecić latareczką w oczy.
-Dziesiątego listopada 1989 roku.
-
Świetnie.- Zgasił latarkę. - Wyniki w porządku, pamięć i funkcje źrenic
też. -Pozaznaczał coś w karcie. - Myślę, że po porannym obchodzie z
czystym sumieniem będę mógł Cię wypuścić do domu Aniołku. Wrócę
rano- powiedział do obojga. - A teraz odpocznijcie. Mieliście naprawdę
dużo szczęścia. - Był już przy wyjściu kiedy jeszcze na chwilę się
odwrócił. - Gdyby Pan zmienił zdanie proszę zadzwonić po pielęgniarkę.
-Oczywiście.
- Odpowiedź młodszego mężczyzny, który już leżał na drugim łóżku
najwyraźniej usatysfakcjonowała doktora, bo z uśmiechem opuścił ich
salę. W pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Nie na długo bo Elenie dosłownie kilka sekund zajęło przetworzenie słów lekarza.
-
Zaraz. To ty się ze mną zderzyłeś? - Spuszczona głowa była dostatecznym
potwierdzeniem. -Brawo. Kto Ci w ogóle dał prawo jazdy?
- Ja...
-
W Polsce obowiązuje ruch prawostronny, o czym chyba nie wiesz. - Nie
dała mu dojść do słowa. - Nie wiem kim jesteś, że traktują Cię tu jak
jakąś świętą krowę, ale możesz być pewny, że zapłacisz mi za każdą rysę.
I...
-
Ej. -Krzyknął w końcu, żeby się przebić. Zamilkła parząc na niego spod
byka. - Jezu,nie nakręcaj się tak. Po pierwsze. - rzucił w jej kierunku
czymś co gdy upadło na twardy szpitalny materac okazało się kluczykami
od jej samochodu. - Możesz go odebrać jutro po dwunastej na parkingu
policyjnym. Po drugie, nie zrobiłem tego celowo. I po trzecie, nie bój
się zapłacę za całą naprawę, chociaż właściwie nie ma żadnych uszkodzeń.
Łaskawie więc przestań się zachowywać jak urażona królewna, krzyczeć i
daj mi odpocząć.
- Słu... -Już chciała coś odpowiedzieć. - Świetnie.
Odwróciła się na bok i zamknęła oczy. Nadeszła pora, żeby wreszcie skończyć ten pełen wrażeń dzień.
Parę
minut po dziewiątej w sali zjawił się lekarz, z którym już miała
wczoraj do czynienia w towarzystwie młodej pielęgniarki. Obudziła się
godzinę wcześniej tak jak jej sąsiad, ale nie odezwali się do siebie
nawet słowem. Po szybkim badaniu każde z nich dostało białą kartkę z
wypisem, jakieś recepty i zalecenia odpoczynku.Kiedy była już właściwie
gotowa do wyjścia przypomniała sobie, że wczoraj zanim wydarzył się ten
nieszczęsny wypadek jechała do Kuby. Kompletnie o tym zapomniała w całym
tym natłoku wydarzeń, a jej narzeczony musiał się martwić,czemu do
niego nie dotarła. Wyciągnęła
z torebki komórkę. Jedno nieodebrane połączenie od: mama. Weszła w
książkę telefoniczną i szybko wybrała właściwy numer.
-Halo. - Po dwóch sygnałach w słuchawce odezwał się dobrze znany jej głos.
- Kubuś przepraszam. Wiem, że miałam być u Ciebie wczoraj...
- Mama cię zatrzymała. - Wszedł jej w zdanie.
- Słucham?
-
Znam moją przyszłą teściową. - Zaśmiał się. - Pewnie nie pozwoliła Ci
się ruszyć z domu w takich warunkach. Chwała jej za to bo taka śnieżyca
jak wczoraj to idealne warunki na jakiś wypadek.
-Taa...
-
Nie przejmuj się. - Uspokoił ją. - I tak z wczorajszego wieczoru nic
nie wypaliło. Miałem nawet do Ciebie dzwonić, ale mama mnie czymś
zajęła. Lewy dzwonił, że jednak przyjedzie dopiero dzisiaj. To mam
nadzieję, że widzimy się wieczorem.
- Jasne. -Odpowiedziała. - Mam parę załatwień, będę u Ciebie przed osiemnastą.
- Świetnie.- Ucieszył się. - Skarbie ja muszę kończyć. Do wieczora.
- Kub... -Rozłączył się.
Świetnie.Skoro tak uznała, że nie ma sensu mu mówić o wypadku. Przecież w sumie nic wielkiego się nie stało.
-Przepraszam.
- Głos za jej plecami odwrócił jej uwagę od trzymanego w ręce
urządzenia. - To moja wizytówka. - Podał jej mały kartonik. - Zadzwoń po
wycenie kosztów naprawy.
- Jasne. -Spróbowała się uśmiechnąć. Było jej głupio. Chyba ciut za bardzo na niego naskoczyła.
- I przepraszam.
Zanim
coś odpowiedziała wyszedł z sali zostawiając ją w totalnym osłupieniu.
Wsunęła wizytówkę do kieszeni, chwyciła torebkę i poszła w tym samym
kierunku.
Wypadek
totalnie wybił do z rytmu. Ostatni czas zdecydowanie nie należał do
przyjemnych. Można by pomyśleć, że gwiazdor bundesligi nie ma problemów i
wiedzie sobie spokojne, beztroskie życie mając
właściwie wszystko co ludziom może się zamarzyć. Poza karierą sportową
wszystko mu się ostatnimi czasy posypało. Zerwane zaręczyny, kłótnie z
menagerem, problemy nawarstwiały się jedne na drugich. Chwila
odpoczynku, spotkanie starych znajomych było tym czego najbardziej
potrzebował. Zwłaszcza, że jego najlepszy kumpel jeszcze z czasów Lecha
miał zamiar stanąć na ślubnym kobiercu i właśnie jego wybrał na swojego
świadka. Miał się spotkać z nim, jego narzeczoną i Sławkiem i spędzić
miły wieczór. Tymczasem z własnej winy o mały włos nie doprowadził do
tragedii i wylądował w szpitalu. Nie dość, że sam czuł się wystarczająco
winny, to jeszcze ta poszkodowana. Elena z tego co zapamiętał
naskoczyła na niego dodatkowo mu tego poczucia winy dokładając i
skutecznie wyprowadzając z równowagi.
Po
wyjściu ze szpitala pojechał prosto do domu kumpla. I tak nie miał nic
innego do roboty w Poznaniu. Na całe szczęście Kuba był w domu i przyjął
go z otwartymi ramionami. Rozłożyli się w salonie, wypili kilka piw i
zjedli przygotowany przez panią Wilk obiad. Czas leciał szybko kiedy
opowiadał przyjacielowi o wczorajszym wypadku, gdy wymieniali uwagi o
piłce i opowiadali o tym co działo się u nich ostatnimi czasy.
Kilka
minut po siedemnastej zadzwonił dzwonek. Kuba poszedł otworzyć i po
chwili wrócił prowadząc ze sobą zgrabną blond włosom dziewczynę.
- Robert,poznaj Martę. - Wskazał na swoją towarzyszkę.
- Bardzo mi miło. - Dziewczyna uśmiechnęła się ściskając jego rękę. - El, jeszcze nie ma? -Zwróciła się do Wilka.
- Powinna niedługo dojechać. - Odpowiedział. - Siadaj, przyniosę Ci coś do picia.
- Więc to ty jesteś drugim świadkiem? - Marta usiadła naprzeciwko niego cały czas się uśmiechając.
- Na to wygląda. A Ty jesteś?
- Najlepszą przyjaciółką panny młodej.
Przez
kolejne pół godziny rozmawiali o różnych błahostkach. Właściwie głownie
słuchali Marty, której buzia najwyraźniej nigdy się nie zamykała.
Piętnaście
po szóstej drugi raz rozległ się dzwonek. Kuba znowu zerwał się, żeby
otworzyć i po krótkiej rozmowie w przedpokoju wrócił tym razem ze swoją
narzeczoną. Dziewczyna
wytrzepywała resztki śniegu z długich ciemnych włosów, a kiedy
podniosła głowę i na niego spojrzała dosłownie stanął jak wryty. Widział
ja dziś, zaledwie kilka godzin wcześniej w miejskim szpitalu w Poznaniu.
- Elena,kochanie pamiętasz Roberta? - Kuba jak przystało na gospodarza zabrał się za przedstawianie.
-
Właściwie to... - Lewandowski chciał powiedzieć, że może kiedyś parę lat
temu Kuba ich sobie przedstawiał, ale nawet jeżeli tego nie pamięta to
mieli okazję spotkać się niecałą dobę temu.
-
Pewnie,że pamiętam. - Elena weszła mu w słowo jednocześnie posyłając
spojrzenie jasno mówiące, żeby o tym nie wspominał. - Miło Cię znowu
widzieć.
Wyglądało na
to, że wszystko sprzysięgło się dziś przeciwko niej. Najpierw prawie
dwie godziny czekała na komisariacie, żeby odzyskać swój samochód. Kiedy
wreszcie usiadła za kółkiem okazało się, że w jednej z
opon niema powietrza. Na szczęście jacyś dwaj życzliwi policjanci w
miarę szybko pomogli jej się z tym uporać. Później kilka godzin w
urzędach po jakieś nikomu właściwie niepotrzebne papierki. Kiedy
w końcu dojechała do Kuby myślała, że wreszcie koniec wrażeń, a tym
czasem czekała ją chyba największa niespodzianka ze wszystkich. W Polsce
mieszka prawie czterdzieści milionów ludzi, z tego powiedzmy zaniżając
jedna czwarta porusza się samochodami. To i tak wciąż daje ładną sumę
dziesięciu milionów. Więc jakim cudem z tych dziesięciu milionów trafiła
akurat na przyjaciela swojego narzeczonego? Pewnie
gdyby choć trochę interesowała się piłką wiedziałaby o tym już rano
kiedy mogła mu się lepiej przyjrzeć i nie przeżyłaby aż takiego szoku.
Cały wieczór liczyła, że Robert zrozumie jej spojrzenie i zachowanie na
początku i nie wspomni o wypadku. Z sobie samej nie jasnych przyczyn nie
chciała o tym mówić Kubie. Małą szramę na twarzy wytłumaczyła jakimś
głupim wypadkiem w łazience.Skoro nic się właściwie nie stało to po co
miała denerwować Kubę.
Wieczór
minął im bardzo przyjemnie. Zjedli wspólnie kolację, grali w karty i
zaśmiewali się z głupich dowcipów, w których opowiadaniu Aneta była
ekspertem. Elena mimo,że oczy kleiły jej się coraz bardziej z każdą
minutą wolała zostać z towarzystwem i nie ryzykować, że nieco wstawiony
Robert wypali coś z czego będzie musiała się później długo tłumaczyć. W
końcu jednak nie dała rady już udawać. Zasypiała właściwie na siedząco,
więc poddała się i po krótkim pożegnaniu udała się do pokoju Kuby.
Zasnęła natychmiast w momencie, w którym przyłożyła głowę do poduszki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz