poniedziałek, 11 listopada 2013

14. "Tu i te­raz jes­teśmy śle­pi i nig­dy nie wiemy, co jest nap­rawdę ważne"




"Well I hope that I don't fall in love with you
Cause falling in love just makes me blue..."



Irytujący pisk budzika tuż obok ucha skutecznie wyrwał Elenę ze snu. Sięgnęła dłonią pod poduszkę i nie otwierając oczu przejechała palcem po ekranie telefonu uruchamiając drzemkę. Odwróciła się na drugi bok mając nadzieję złapać jeszcze kilka bezcennych minut snu i jej wyciągnięta ręka uderzyła w miękki materiał . Otworzyła oczy. Druga połowa łóżka była pusta i równo zaścielona kołdra przykrywała jedynie poduszkę. Zapomniała już jakim Kuba jest pedantem. Skalska uśmiechnęła się pod nosem jednocześnie zerkając na stojący na nocnej szafce radio-budzik, który wskazywał szóstą zero jeden. Z łazienki dochodził cichy szum wody nie pozostawiając wątpliwości gdzie znajdzie Kubę. Rozejrzała się po podłodze i pierwszą rzeczą która rzuciła jej się w oczy była granatowa koszula. Sięgnęła po nią i już po chwili zapinając guziki kierowała się w stronę uchylonych drzwi.
- Zastanawiałam się gdzie zwiałeś. - Oparła głowę o futrynę mrużąc, wiąż mocno zaspane oczy.
Kuba stał przed lustrem ubrany jedynie w spodnie i szczotkował zęby. Na widok dziewczyny  szybko wypluł resztkę pasy i wypłukał usta.
- Nie chciałem Cię budzić. - Uśmiechnął się. - Z resztą dalej wyglądasz jakbyś spała.
- Potrzebuję dziesięciu minut i kawy żeby wrócić do stanu używalności. - Przyznała.
- Czemu mnie to nie dziwi? - Odpowiedział sięgając po maszynkę. - Daj mi dwie minuty i łazienka jest twoja.
- Nie trzeba. - Skalska podeszła do niego i otoczyła rękami pas, wtulając się w plecy. - I tak muszę przed pracą wpaść do mieszkania się ogarnąć. O której macie samolot?
- Dziesięć po dziewiątej, ale jeszcze odprawa i cała reszta.
- Wiesz co? To głupie, ale tak jakoś pomyślałam... - Zaczęła Elena. - ...przyjechałeś na tak krótko i gdybym Cię nie znała mogłabym pomyśleć, że tylko po to, żeby się ze mną przespać.
Kuba przez chwilę wpatrywał się w ich odbicie w lustrze po czym parsknął śmiechem.
- Chyba jeszcze bredzisz przez sen Skarbie.- Odwrócił się stając twarzą do niej. - Jestem tu tylko dlatego, że okropnie się za Tobą stęskniłem i gdybym nie musiał wracać do treningów, uwierz, że zostałbym tu nawet do końca tego twojego stażu.
- Oj wiem. - Elena skinęła głową ze zrozumieniem.
- Świetnie. - Pocałował ją w nos. - Skoczę na dół skombinować dla Ciebie tę kawę.
- A koszula? - Skalska zaśmiała się patrząc na górną część jego garderoby, którą miała na sobie.
- Mam drugą w torbie. - Odpowiedział wychodząc i zamykając za sobą drzwi.
Elena przez chwile patrzyła na ich gładką powierzchnię, westchnęła i zabrała się za ekspresową poranną toaletę.

- Młoda jesteś gotowa?
Kuba wszedł za Eleną do mieszkania Roberta i rozejrzał się.
- Cicho. - Zganiła go Kasia. - Nieboszczyka byś obudził tak się wydzierasz. Jestem spakowana i gotowa braciszku.
- Świetnie. - Spojrzał na zegarek, który wskazywał szóstą czterdzieści. - Mamy idealny czas.
- Głupek. - Skwitowała jego zachowanie siostra. Podeszła do Eleny i serdecznie ją uściskała. - Dzięki za wszystko. Lewemu jak się obudzi też podziękuj jeszcze raz w moim imieniu za gościnę.
- Nie ma za co. - Odpowiedziała Elena. - I oczywiście przekażę. Może jednak pojadę z wami? - Popatrzyła na Kubę.
- Daj spokój. - Uśmiechnął się do niej. - Lepiej się zbieraj do pracy. Pamiętasz? Obiecałaś mi, że zaliczysz ten staż na piątkę.
Podszedł, przytulił ją i pocałował.
- Uważaj na siebie kochanie.
- Jak zawsze.
Zabrał torbę siostry, jeszcze raz odwrócił się i uśmiechnął do Eleny po czym wyszedł, a Kasia pomaszerowała za nim w drzwiach machając jej na pożegnanie. 
Pół godziny później Skalska miała już za sobą poranny prysznic i gotowa do pracy robiła sobie w kuchni drugie śniadanie.
- Hej. - Uśmiechnęła się widząc schodzącego na dół Roberta. - Masz szczęście, załapiesz się na kanapki.
- Dzięki. - Odpowiedział zakładając bluzę. - Nie jestem głodny.
- O siódmej rano? To coś nowego.
- Może - stwierdził krótko. - Kuba nie przyszedł z Tobą?
- Poranny samolot do Poznania - wyjaśniła przewracając jednocześnie oczami. - Kasia kazała jeszcze raz podziękować Ci za gościnę.
- Spoko - machnął ręką biorąc butelkę wody z lodówki. - Też tu mieszkasz i możesz przecież mieć gości.
- No tak - przyznała Elena pakując kanapki do torebki. Coś jej nie pasowało w zachowaniu Roberta. - Wszystko ok? 
- Pewnie. Czemu pytasz?
- Nie wiem. Po prostu mam wrażenie, że ktoś tu wstał lewą nogą - wyjaśniła.
- Nie wyspałem się - jego odpowiedź zdecydowanie była wymijająca. - Sory muszę się zacząć zbierać na trening - zabrał ze sobą butelkę i skierował się na górę. Był w połowie schodów kiedy odwrócił się na chwilę. - Miłego dnia.
- Nawzajem.


Poniedziałkowy trening Borussi Dortmund był oczywiście idealną okazją do podzielenia się wrażeniami z sobotniej imprezy i uzupełnienia ewentualnych luk w pamięci, których nikomu nie brakowało. Nic więc dziwnego, że od momentu wejścia na murawę trener Klopp co rusz musiał upominać swoich podopiecznych, którzy zbici w mniejsze lub większe grupki prowadzili ożywione dyskusje. W końcu stracił cierpliwość i podzielił wszystkich na maksymalnie dwuosobowe grupy, każdej przydzielając inne ćwiczenia w oddalonych od siebie częściach boiska.
- Następni, których złapię na plotkach biegają dziesięć karnych kółek! - Krzyknął na koniec. - To trening, a nie jakiś cholerny targ.
Łukasz Piszczek, który podstępem podmienił się z Marcelem Schmelzerem i ćwiczył razem z Kubą w okolicy środkowej linii boiska przerwał na chwilę i powędrował wzrokiem, w stronę bramki bronionej przez Weidenfellera, gdzie Lewandowski ćwiczył obecnie rzuty karne.
- Wiesz co jest grane? - Obrońca zwolnił i zatrzymał Kubę.
- Z czym? - Błaszczykowski popatrzył na przyjaciela zaskoczony. Piszczek nie odpowiedział tylko skinął głową w stronę słupków, gdzie Robert huknął piłką z taką siłą, że przeleciała nad poprzeczką i wylądowała wysoko na trybunach. - A z Lewym. Nie mnie to wiedzieć - Kuba wzruszył ramionami. - Jak ktoś rozszyfruje co siedzi Lewemu w głowie, to osobiście złożę wniosek o przyznanie mu Nagrody Nobla.
- Mówię serio - stwierdził Piszczek. - W sobotę u Santany był radosny jak młody skowronek, a dziś od rana bez kija lepiej się do niego nie zbliżać.
- No to masz odpowiedź. Nie wiem czy pamiętasz, ale w wczoraj narzeczony Eleny złożył niezapowiedzianą wizytę w Dortmundzie.
- No i? - Dla Łukasza najwyraźniej nie było to wystarczająco wyjaśnienie.
- Czyś Ty się ostatnio z głupim na rozumy zamienił? - Błaszczykowski zatrzymał się patrząc zdziwionym wzrokiem na przyjaciela. 
- Jeśli chodzi Ci o to, że Lewy i Lena mają się ku sobie to wiem. Nawet ślepy by to chyba zauważył. - Łukasz beztrosko wzruszył ramionami. - A ten jego tekst o porywaniu panny młodej sprzed ołtarza. No nie mów mi, że twoim zdaniem nie pasowali by do siebie idealnie.
Kuba uciszył go na chwilę przykładając palec do ust bo zauważył, że trener uważniej się im przygląda. Odbiegli trochę w bok i usiedli na murawie pod pretekstem rozciągania mięśni.
- Nawet jeżeli - westchnął Kuba. - To przypomnę Ci, że Elena jest zaręczona z jego przyjacielem, co może stanowić pewien problem.
- Wiem. Chociaż i tak uważam, że nie jest to jakiś wielki problem.
Kuba prychnął wyrażając swoją dezaprobatę w stosunku do słów przyjaciela.
- Może nie jest to zbyt moralne - stwierdził Piszczek. - Ale Elena  jest tylko zaręczona, a nie ma wagonu, którego nie dałoby się odczepić.
- Od kiedy to z Ciebie taki kolejarz co? - Błaszczykowski w dalszym ciągu nie wydawał się być zbyt przekonany.
- Ja tylko mówię, że ich ciche dni są zbyt szkodliwe dla otoczenia. - Wytłumaczył się Łukasz. - Lewy jak tak dalej pójdzie to uszkodzi i siebie i Romana, a przed treningiem dzwoniłem do Lensona, też nie była szczególnie radosna, chociaż podobno spędziła cały wczorajszy dzień z ukochanym.
- Niby tak.
- No i właśnie. - Wyszczerzył się obrońca. - Wiesz jak to mówią? Niech się dzieje wola nieba. - Dla podkreślenia swoich słów wskazał palcem w górę. - Ale najpierw wujek Piszczek musi sobie uciąć pogawędkę z obrażonym na świat księciem Lewandowskim.
Wstał i ruszył przyłączając się do przebiegających akurat obok Marco i Mario, a Kuba chwilę później poszedł w jego ślady przyznając w duchu, że Piszczek ma rację, ale równocześnie stwierdzając, że ta historia ma marne szanse na zakończenie się happy endem.

Elena wróciła z pracy kilka minut po siedemnastej. Miała dość wszystkiego z apodyktyczną szefową na czele. Cały dzień biegała właściwie w tę i z powrotem załatwiając sprawy zlecone przez Meg chociaż wcale nie była pewna czy przynoszenie szefowej lunchu z chińskiej restauracji na rogu mieści się w zakresie jej obowiązków. Ostatecznie kiedy o piętnastej Meg opuściła biuro Skalska wreszcie odetchnęła, wypiła zupełnie już zimną kawę i wyciągnęła od Sophie szczegóły projektu o którym mówiła poprzedniego wieczoru Kubie. Poważnie myślała o tym żeby spróbować swoich sił, ale póki co nie miała zamiaru szczególnie się z tym afiszować. W drodze powrotnej zahaczyła o park i dokonała wszystkich niezbędnych pomiarów. Była pewna, że po powrocie zastanie już w domu Lewego, tymczasem w mieszkaniu panowała niezmącona niczym cisza i brakowało leżącej jak zwykle na środku torby treningowej. Przypomniała sobie jego poranne wyraźnie negatywne nastawienie, które , musiała sama przed sobą przyznać, zepsuło jej nastrój. Niby nic wielkiego, każdy ma czasem zły dzień, ale wróciły do niej wspomnienia pierwszych tygodni pobytu w Dortmundzie i cichy głosik w jej głowie zaczął powtarzać, że za nic nie chce wracać do tamtych czasów. .
Przebrała się w luźne szare spodnie dresowe i czarną bokserkę, zabrała laptopa, papier milimetrowy, ołówki i całą gamę przyborów geometrycznych i wróciła do salonu. Z szafki kuchennej wyjęła jeszcze kieliszek, który do połowy napełniła czerwonym winem i paczkę żelków Haribo. Tak przygotowana rozłożyła się z całym kramem na dywanie w salonie, laptopa umieszczając na kraju ławy i siadając po turecku na podłodze. Włożyła do uszu słuchawki i z zapałem zabrała się do pracy przygryzając końcówkę ołówka.
Rysowała kolejne kreski tylko po to, żeby po chwili je zmazać i narysować przesunięte o niecały milimetr. Zupełnie straciła orientację czasową, całkowicie skupiając się na pracy i lecącej z słuchawek spokojnej muzyce. Aż podskoczyła kiedy czyjaś dłoń spoczęła na jej ramieniu. Jednocześnie pociągnęła sporą krzywą linię przez środek papieru.
- No jasna cho... - Zaczęła ze złością.
- Tylko bez przekleństw. - Zganił ją stojący nad nią Robert. - Damom nie przystoi tak się wyrażać.
- A gentlemanom straszyć owych dam w ten sposób. - Odgryzła się. Zerknęła na zegarek, który wskazywał dwudziestą czterdzieści pięć. - Długi trening?
- Coś w tym rodzaju. - Przyznał. - Od jakichś pięciu minut stoję i patrzę, próbując ogarnąć co Ty właściwie robisz, a Ty zatopiona w jakimś własnym alternatywnym wszechświecie nawet mnie nie zauważyłaś. - Zaśmiał się serdecznie. - Co to jest?
- Projekt. - Wyjaśniła krótko. - Rysuję pierwsze...Ech... - machnęła ręką. - Nie będę Ci tego tłumaczyć bo przypuszczam, że równie dobrze Ty mógłbyś tłumaczyć mnie na czym polega spalony.
- To wtedy jak ostatni zawodnik... - Spojrzał na jej pełną rozbawienia minę. - Masz rację bez sensu.
- Dokładnie. - Elena podniosła się z podłogi. - Humor widzę dopisuje panie Lewandowski.
- Nie narzekam. - Przyznał. - Piwo z Piszczkiem potrafi czasem zdziałać cuda.
- Czyżby. - Skalska zaśmiała się idąc do lodówki i wyciągając z niej dzbanek z sokiem. Z szafki obok wyjęła szklankę, którą napełniła płynem, gdy tymczasem Robert rozsiadł się wygodnie na fotelu. - Mnie się wydaje, że to towarzystwo mocno niekorzystnie wpływa na psychikę. Rozmawialiście o czymś konkretnym?
- O piłce, pociągach i różnych innych. - Uśmiechnął się widząc jej totalnie zbitą z tropu minę.
- Nic mnie już w życiu nie zdziwi.  - Stwierdziła Elena kręcąc głową. Gdzieś w głębi jej podświadomość zaczęła cieszyć się, że poranny humor Lewego był tylko stanem przejściowym. - Nawet się nie waż. - Rzuciła ostro widząc jak jego ręka wędruje w kierunku paczki z żelkami. - Moje.
- Mama Cię nie uczyła, że należy się dzielić?
- Musiałam przegapić tę lekcję. - Odpowiedziała idąc w jego stronę. - Mówię poważnie.
- Chyba się Ciebie nie boję. - Zastanowił się chwilę po czym sięgnął do paczki wyciągając kolorowe misie.
- Zginiesz marnie. - Zmrużyła oczy rozpędzając się i próbując na niego rzucić, ale przeceniła swoje siły i nie doceniła refleksu sportowca, bo w efekcie skończyła lądując na kanapie pod Lewandowskim.
- Miażdżysz mi piszczel. - Rzuciła.
- Taka afera o żelki. - Zaczął się śmiać Lewy. - Jesteś niepoważna panno Skalska.
Może pod wpływem wina, a może w celu rozładowania napięcia całego tego dnia, sama nie wiedziała dlaczego, ale zaczęła się śmiać jak dziecko z całej tej rzeczywiście wybitnie dziecinnej sytuacji. Właściwie to oboje śmiali się głośno leżąc na kanapie w pozycji, którą każdy postronny obserwator uznałby za wyjątkowo dwuznaczną.
- Totalnie niepoważna. - Przyznała. - Ale to całkiem fajne.
- Co konkretnie?
Pytanie Roberta totalnie zbiło ją z pantałyku. Jakby dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że leży na kanapie. Pod Robertem. A On już się nie śmieje tylko niebieskie oczy wbija prosto w jej ciemnobrązowe przewiercając tym spojrzeniem na wylot.
- No...tee... - Zaczęła w myślach szukać tego co właściwie chce, albo raczej co powinna w tym momencie powiedzieć. - Wiesz żelki i cała ta zabawa. - Próbowała jakoś wybrnąć z sytuacji, ale to wcale nie było proste kiedy jej myśli mogły się skupić tylko na tych oczach, a powietrze zrobiło się jakieś bardziej gęste.
Ciche odgłos, który wydobył się z jej komputera podziałał na nią niczym kubeł zimnej wody wylany prosto na głowę.
- Moja poczta. Pewnie Meg przysłała coś piekielnie ważnego . - Powiedziała. - Koniec zabawy, naprawdę miażdżysz mi kość piszczelową.
Robert posłusznie się podniósł, a w jego głowie zaczęły toczyć walkę dwa głosy. Pierwszy przeklinający nadawcę maila, który przerwał właściwie idealną chwilę i drugi będący głosem jego sumienia, które niezależnie od tego co powiedział mu dzisiaj Piszczek, wcale nie czuło się dobrze z uczuciami żywionymi do narzeczonej przyjaciela i dziękowało szefowej Eleny za powstrzymanie tego co mogło się wydarzyć i czego zapewne później i on i Lena by żałowali.
Wrócił na zajmowany wcześniej fotel i włączył telewizor. Kątem oka obserwował Elenę, która całą swoją uwagę skupiła na ekranie laptopa.
- Zapomniałbym. - Odezwał się w końcu. - Dalej planujesz zostać na Wielkanoc w Dortmundzie?
- Yhy. -  Uparcie nie odrywała wzroku od wyświetlacza. - Nie opłaca mi się trzydniowy wyjazd.
- To dobrze. - Przyznał. - Łukasz i Ewa organizują śniadanie wielkanocne. Podobno Wasyl ma się wcielić w rolę zajączka.
Elena przeniosła wzrok na niego i parsknęła śmiechem.
Idealna taktyka. Rozluźnienie atmosfery.
- Dobrowolnie? - Zapytała kiedy w końcu udało jej się opanować chichot. Wizja Wasyla z zajęczymi uszami była jednak ponad jej siły.
- Nie całkiem. - Przyznał. - Kuba wmówił mu, że zgodził się na to w trakcie sobotniej imprezy, a ja i Piszczu jakoś zapomnieliśmy zaprzeczyć.
- Z takimi przyjaciółmi jak wy, człowiek naprawdę nie potrzebuje wrogów. - Stwierdziła Skalska. - Przypomnij mi, że muszę zabrać aparat. - Wstała i ruszyła w stronę kuchni. - Kuba przywiózł dostawę pierogów ruskich autorstwa jego mamy. Masz ochotę?
- Rozumiem, że to było pytanie retoryczne? 
Elena zaśmiała się i zabrała za podgrzewanie jedzenia. Na chwilę obecną wyglądało na to, że "zagrożenie" zostało zażegnane, ale sposób w jaki działał na nią Robert zdecydowanie coraz bardziej zaczynał ją martwić.


-------------------------------------------------------

Końcówka nie nadaje się do niczego...wiem, ale obiecałam, że ten rozdział pojawi się już tydzień temu, więc nie chciałam odwlekać bo wiem, że chyba inaczej tego nie napiszę.
Nie wiem nawet jak mam was przeprosić...co napisać? Zawaliłam na całej linii, ale jak już wcześniej pisałam ostatnie parę miesięcy uciekło mi tak, że nawet ich nie zauważyłam. Miałam tyle różnych rzeczy na głowie, że blog był ostatnim na co miałam czas...Przepraszam, postaram się to zmienić...Dziękuję też za wszystkie komentarze z pytaniami kiedy pojawi się nowość...chyba tylko dzięki wam nie zrezygnowałam całkiem z pisania tej historii...mam nadzieję, że nie zraziłyście się do mnie tak całkiem i ktoś jeszcze będzie to czytał:) W ramach małej rekompensaty zdradzę wam, że zrodził mi się w głowie pomysł opowiadania z Piszczkiem w roli głównej...na razie to projekt, ale ponieważ teraz już będę miała więcej czasu, jest szansa, że niedługo zostanie opublikowany:)
Chciałam też zwrócić się do wszystkich, którzy informowali mnie o nowościach na swoich blogach. Czytała w miarę na bieżąco, ale z komentowaniem nie szło mi już tak dobrze...przepraszam, proszę abyście dalej informowali mnie o nowościach, a ja postaram się poprawić i komentować. Cóż to chyba tyle:) 
Miłego czytania i do następnej:)







czwartek, 25 kwietnia 2013

13. "Okłamują wszys­cy wszys­tkich, naj­więcej sa­mych siebie."



Elena wyszła z wanny i owinęła się puszystym bordowym ręcznikiem. W pomieszczaniu panowało niesamowicie przyjemne ciepło, a para wodna osadziła się na lustrze pokrywając je jasnym nalotem. Przetarła je ręką chcąc zobaczyć własne odbicie. Wyglądała zdecydowanie lepiej niż przed kąpielą, ale i tak nie było rewelacji. Mocno skacowana i niewyspana - dokładnie to mówił obraz w lustrze. Po takim wieczorze jak wczorajszy nie było w tym właściwie nic dziwnego. Bardziej martwiło ją, że nie reagowała tak jak powinna na wizytę Kuby. Cieszyła się widząc go, ale wcale nie spieszyło jej się, żeby wrócić na dół gdzie zostawiła narzeczonego w towarzystwie Roberta, który z resztą był nie mniej zaskoczony wizytą przyjaciela niż ona. Po głowie cały czas chodziło jej to co wczoraj powiedziała Lewemu i przeklinała samą siebie w duchu za brak kontroli nad językiem. Co gorsza jakiś cichy głos w jej głowie uświadamiał jej, że wcale nie były to głupoty wygadywane po alkoholu, a coś co od pewnego czasu częściej gościło w jej myślach.
"Gdyby nie Kuba."
No właśnie gdyby...ale Kuba był i w tym momencie czekał na nią siedząc na kanapie w salonie. Kuba, kochany Kuba. Przyjaciel i narzeczony.

- Gdzie mnie ciągniesz? - Zapytała rozbawiona.
Godzinę temu Kuba zadzwonił mówiąc, że niedługo po nią przyjedzie. Był pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, a  ona siedziała z rodzicami w salonie oglądając nieśmiertelny Kogel - Mogel. Na dworze było ciemno i wszystko pokryte było warstwą śniegu, więc wcale nie chciało jej się wychodzić, ale zaintrygowana zgodziła się.
- Zobaczysz. - Jej chłopak uśmiechnął się tajemniczo i wrócił do opowieści o ciotce Karolinie, która złożyła im dziś, nie koniecznie chcianą wizytę. Teraz podobno zadręczała jego mamę opowieściami o córce, która właśnie kończy medycynę i o tym jak bardzo jest z niej dumna. Elena raz miała okazję spotkać dystyngowaną panią po pięćdziesiątce, ale wspomnienie tego dnia do dziś budziło w niej śmiech.
Szli, mijając kolejne praktycznie puste ulice Poznania, aż w końcu znaleźli się przed stadionem.
- Serio? - Elena popatrzyła na niego rozbawiona. - Nawet na mecze właściwie tu nie przychodzę, a ty w święta przyciągasz mnie na stadion?
Kuba wpatrywał się w swoje ukochane miejsce.
- Marudzisz Eli. - Pocałował ją w nos i pociągnął za rękę. - No chodź.
Nie spierała się i poszła za nim zastanawiając się jak właściwie ma zamiar wejść w pierwszy dzień świąt na zapewne zamknięty stadion. Dla Kuby najwyraźniej nie stanowiło to żadnego problemu bo idąc tylko sobie znaną drogą doprowadził ją w końcu do drzwi, które ustąpiły gdy tylko wcisnął klamkę. 
- No chodź, chodź.
Dała się prowadzić między rzędami krzesełek dla kibiców. Pusty stadion wydawał się taki inny: spokojny i wręcz majestatyczny.
- Dobra Wilk. - Zatrzymała się opierając ręce na biodrach. - Po co mnie tu przyprowadziłeś?
Stanął za nią i objął w pasie opierając głowę na jej ramieniu.
- Bo to dla mnie wyjątkowe miejsce. - Odpowiedział. Jedna ręka na chwilę zniknęła z jej talii. - I pomyślałem, że będzie najlepsze, żeby poprosić najwspanialszą kobietę jaką znam, żeby została moją żoną.
Wyciągnął rękę otwierając jej przed oczami granatowe pudełeczko. Z niemym zachwytem patrzyła na złoty pierścionek z małym szafirowym oczkiem. Przeniosła wzrok na Kubę i nie mogąc wykrztusić słowa pokiwała  tylko głową. Obrócił ją i pocałował. 
- Ale na mecze i tak nie zacznę chodzić. - Powiedziała później, kiedy już wychodzili ze stadionu, a pierścionek błyszczał na jej palcu. 
- Na żaden?
- No może na taki mega ważny. - Ustąpiła. - W końcu trzeba iść na kompromis.
Oboje zaśmiali się serdecznie. 
Kuba dawał jej spokój, bezpieczeństwo i stabilizację. Czy można chcieć czegoś więcej?



Przemyła twarz wodą i po raz kolejny spojrzała w lustro. Koniec z głupimi myślami. Jej Kuba jest na dole, przyjechał tu bo za nią tęsknił, a ona przecież tęskniła za nim.  Resztę myśli zakopała głęboko i postanowiła do nich nie wracać. Sięgnęła po szczotkę i zaczęła rozczesywać włosy.


Atmosfera na dole w żadnym wypadku nie przypominała spotkania dwójki dobrych przyjaciół. Robert, który pojawił się w salonie zaledwie chwilę po tym jak Elena wpuściła Kubę stał w kuchni i stukając palcami w blat czekał, aż zagotuje się woda. Kuba natomiast rozsiadł się na kanapie z kawą i obserwował poczynania Lewego co jakiś czas stukając na klawiaturze telefonu.
- Sory stary. - Powiedział Lewandowski. - Kolega z klubu robił wczoraj imprezę urodzinową i nie do końca jeszcze kontaktuję.
- Widać. - Kuba zaśmiał się - I ty i Eli przypominacie dziś bardziej zombie niż ludzi.
- Zakład z Wasylem...długa historia...
- Dziwię się, że w ogóle namówiłeś Lenę na taką imprezę. Nie specjalnie przepada za wielkimi popijawami.- Kuba znowu zaczął klikać na telefonie. - A tak ogólnie to wszystko ok? Znając charakterek Eleny pewnie daje Ci czasem popalić.
Robert zaśmiał się w duchu. Obiektywnie patrząc na pobyt Eleny w Dortmundzie to osobą, która bardziej "dawała w kość" był on sam, chociaż Elena w chwilach złości wcale nie ustępowała mu w tej dziedzinie pola.  Od czasu zakopania topora wojennego ich małe spory i przekomarzanie stały się całkiem niezłą rozrywką i nie raz wywołały atak śmiechu u Kuby i Piszczka, którzy mieli okazję być ich świadkami. Piszczu do dziś wspominał jak piękny był moment, gdy Elena w złości, że Robert znowu zostawił torbę po treningu na środku przedpokoju wysypała mu całą jej zawartość na środku salonu, zasłaniając im przy okazji rozgrywany w fifie półfinał i doprowadzając w ten sposób do zwycięstwa obrońcy.
- Nie jest źle. - Odpowiedział krótko. 
- To dobrze. - Najwyraźniej Kubie wystarczyła taka odpowiedź. Pewnie uznał, że więcej opowie mu później Elena.
- Na długo... - Zaczął Lewy, ale przerwał mu dzwonek telefonu Wilka.
- Przepraszam na chwilę.
Robert skinął głową i Kuba wyszedł na taras najwyraźniej potrzebując przy tej rozmowie więcej prywatności. Lewy nie miał zamiaru wnikać zwłaszcza, że Elena właśnie schodziła po schodach w pośpiechu narzucając sweter.
- Spieszyłam się jak mogłam. - Zaczęła się tłumaczyć. - Gdzie Kuba?
- Rozmawia przez telefon. - Robert wskazał głową na balkon. - Chcesz kawy?
Podsunął jej swój kubek.
- Dzięki. - Wzięła naczynie i upiła sporą ilość napoju. - Marzyłam o kawie. Błagam Cię, następnym razem jak wpadnę na pomysł, żeby założyć się z Wasylem to weź jakąś patelnię i wybij mi to z głowy.
- Nie ma problemu. - Lewandowski ochoczo przystał na prośbę. - Tylko, żebyś później nie miała pretensji.
- Dobra, to może jednak po prostu mnie szturchnij...
- Za późno. - Robert odwrócił się i skierował do kuchni.
- No ej. - Elena ruszyła za nim. - Robert...
- Zapomnij. Patelnia.
- Lewuś no...
Zatrzymał się czego idąca za nim Elena w porę nie wyłapała i wyhamowała dokładnie w ramionach Roberta, który asekuracyjnie ją złapał. Na sekundę zatrzymała oddech bo zorientowała się, że patrzy mu prosto w oczy. 
- Ostrzegaj jak hamujesz. - Elena przerwała ciszę, która panowała przez chwilę. 
Robert parsknął śmiechem.
- Zamontuję sobie światła stopu. - Odpowiedział.
- To jak będzie z tą patelnią? - Zapytała
- Niech stracę. - Zgodził się. - Nie będzie patelni.
- Dzięki. - Wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek.
- Misie!!
Dokładnie w tym momencie drzwi frontowe stanęły otworem i pojawił się w nich Wasyl w towarzystwie Kasi.
- Co to dworzec? - Oburzył się Lewy. - Mama cię, nie uczyła do czego służy dzwonek?
- Coś wspominała, ale to było dawno- Stwierdził Wasyl. - Nie bulwersuj się Bobuś. Złość piękności szkodzi. Przyszedłem na wygrane śniadanie.
- Wygrane? - Zdziwiła się Elena. - Wydawało mi się, że był remis.
- Wczoraj skarbie. - Zgodził się Wasyl. - Ale ponieważ wynik nie został rozstrzygnięty mamy poranną dogrywkę. Popatrz w lustro i na mnie. - Wyszczerzył rząd równych zębów. - Tadam mamy zwycięzce i możemy wrócić do kwestii śniadania.
- Naciągana ta twoja filozofia. - Stwierdził po chwili zastanowienia Lewy. 
- Cicho. - Rzucił w jego stronę Marcin. - Weź okaż jakąś męską solidarność.
- Ok, niech będzie. - Zgodziła się Elena. - Tylko, że nie dzisiaj.
- Oczywiście. - Przytaknął Wasyl. - Dziś już za późno na śniadanie do łóżka.
- Nie przeginaj.
- Może jednak? - Wasyl spróbował zatrzepotać rzęsami.
Kasia i Elena dostały nagłego ataku śmiechu, a Robert ukrył twarz w dłoniach.
- Dobra to nie było najlepsze. - Przyznał Wasilewski. - Ogarniajcie się tak w ogóle. Kubulek robi niedzielnego grilla.
- Kuba? - Kasia zauważyła brata, który właśnie wszedł z balkonu do salonu.
- Po kilku dniach nie poznajesz rodzonego brata? - Zaśmiał się Wilk. - Nie dobrze młoda. Cześć.
Wymienił uścisk dłoni z Wasylem i stanął obok Eleny obejmując ją w talii.
- Przeproś Błaszczykowskich. - Powiedziała Elena. - Ja dziś odpuszczę. 
- No tak.
- To co idziemy? - Zapytał Kuba.
- Znajdziesz chwilę dla młodszej siostry? - Zapytała Kasia niewinnie.
- No, ale my właśnie...
- Minutkę.
- Idźcie przodem. - Zachęciła Elena. - Zostawiłam telefon w pokoju. Dogonię was.

Kasia zaciągnęła Kubę na klatkę schodową i stanęła przed starszym bratem z założonymi na biodrach rękami i wyjątkowo zaciętą miną.
- No co?
- Co ty przepraszam bardzo tu robisz? - Wcale nie wyglądała na zadowoloną z wizyty brata.
- Przyjechałem odwiedzić narzeczoną...
- Pewnie takie kity to możesz wciskać Lenie. - Kasia wciąż nie odpuszczała.
- Mówię poważnie. - zapewnił siostrę Wilk. - Chciałem zobaczyć się z Leną.
- I przyznać się?
- Słuchaj to nie jest takie proste.
- O nie. - Kasia stanowczo zaprotestowała. - To jest bardzo proste. Przyznasz się jej braciszku do wszystkiego, albo ja to zrobię za ciebie. - Spojrzała na niego wymownie. - Lena nie zasługuje, na to, żeby ją tak oszukiwać.
- Masz rację.
- Zapewne dlatego, że jestem kobietą i myślę mózgiem a nie przyrodzeniem. - Wciąż wpatrywała się w brata ze złością. - Naważyłeś piwa to teraz bądź dorosły i je wypij.
Do uszu obojga dobiegł odgłos otwieranych drzwi.
- Trzymam Cię za słowo. - Zakończyła Kasia bo na klatce schodowej pojawiła się już Elena.
- To co idziemy? - Zapytała Skalska wesoło. - Co to za miny?
- Wydaje Ci się. - Uśmiechnęła się Kasia. - Miłego popołudnia.
- O co chodzi? - Elena popatrzyła na narzeczonego zdziwiona.
- Nic. Później Ci wytłumaczę. - Złapał ją za rękę. - Mamy jakieś dwadzieścia godzin, zanim będę musiał wracać. Jak chcesz je spędzić?

W tym samym czasie Wasyl i Robert, którzy zostali w mieszkaniu Lewandowskiego zaskoczeni patrzyli jak Kasia wchodzi, trzaska drzwiami i bez słowa udaje się na górę zapewne do pokoju gościnnego.
- Nie ogarniam kobiet. - Stwierdził Wasilewski. - Chcesz piwo na kaca? - Rozgościł się i zaczął przeczesywać lodówkę.
- Nie, dzięki. - Lewy usiadł na fotelu uruchamiając telewizor. Zdecydowanie daleko było mu do zadowolenia jakie przejawiał stoper.
- "Ach Romeo..." - Zaczął cytować Szekspira, ale zamilkł natychmiast zgaszony spojrzeniem napastnika. - Dobra. - Zabrał puszkę z lodówki i usiadł na fotelu. - Odpuść stary.
- Co?
- To co słyszałeś. - Stwierdził Marcin. - Wiem co ci się zaczyna kluć pod tą ciemną czupryną i dobrze radzę: odpuść. 
- Do czego ty teraz pijesz?
- A do tego, że mam oczy i na tyle mózgu, żeby zinterpretować to co widzą. - Lewy zainteresował się nagle programem telewizyjnym. - To narzeczona twojego kumpla. Ba, zdaje się, że nawet masz być świadkiem na ich ślubie. Dla nikogo się to dobrze nie skończy.
- Wiem. - Odpowiedział ostro Lewy. - I nie potrzebuję do tego twoich wywodów.
- A mi się wydaje, że wiesz, ale zaczyna Ci szwankować pamięć. - Wasyl spojrzał na niego uważnie. - Raz przestań udawać najmądrzejszego i posłuchaj starszego doświadczonego kolegi. - Stoper poklepał kumpla po ramieniu. - No, a teraz chodź. Strzelimy sobie partyjkę Fify dla rozluźnienie.
- Wybacz. - Robert wstał. - Muszę w końcu iść pod prysznic, ale ty czuj się jak u siebie.
Wasilewski patrzył przez moment jak Lewandowski wchodzi po schodach po czym zajął się uruchamianiem gry.
- Ta dzisiejsza młodzież. - Westchnął jeszcze zanim na dobre pogrążył się w świat wirtualnej piłki nożnej.

Elena musiała przyznać, że ten dzień mimo, iż zaczął się od koszmarnego bólu głowy był bardzo przyjemny. Urządzili sobie z Kubą długi spacer w trakcie którego pokazała narzeczonemu swoje ulubione miejsca w Dortmundzie. Później zaliczyli kino i kolację w restauracji na parterze hotelu w którym zatrzymał się Kuba. Pewnie mógłby przenocować u Roberta, ale nie chciał nadużywać gościnności przyjaciela u którego od kilku dni nocowała jego siostra. Poza tym ustronny pokój hotelowy dawał poczucie większej prywatności. Skalska leżała na łóżku z głową na kolanach Kuby, który na zmianę jeździł dłonią po jej ramieniu i włosach, opowiadając mu o rozpoczętym przed weekendem w pracy konkursie na projekt zachodniej części parku miejskiego. Firma wygrała przetarg i poszukiwała ciekawych, świeżych pomysłów.
-Jak Sophie mi o tym powiedziała to właściwie zignorowałam tę informację, ale potem zaczęłam nad tym bardziej myśleć i może mogłaby spróbować.
- Na pewno sobie poradzisz. - Zapewnił ją Kuba, którego ręka jednocześnie wsunęła się pod jej sweter.
- Mam pomysł, ale tak właściwie jestem tylko żółtodziobem na stażu...
- yhy...
- Kuba. - Elena usiadła. - Czy ty mnie słuchasz?
- Słucham kochanie. - Zapewnił. - Tylko, że ciężko mi się skupić, kiedy przypomnę sobie jak bardzo brakowało mi ciebie przez te kilka miesięcy.
Jego dłoń zjechała po ramieniu po to, żeby połączyć się z dłonią Eleny.
- Naprawdę za tobą tęskniłem Eli.
Pocałował ja, a ona nie miała zamiaru się opierać. Odwzajemniała coraz bardziej namiętne pocałunki palcami znajdując i odpinając kolejne guziki koszuli Kuby. Spędziła w Dortmundzie ponad dwa miesiące i skłamałaby przed samą sobą twierdząc, że nie brakowało jej takich porywów namiętności, dlatego całkowicie się im poddała.

Blady księżyc, który wpadał przez lekko uchylone zasłony był jedynym źródłem światła w pokoju. Jakub Wilk podniósł się lekko na łokciu i spojrzał na śpiącą obok niego dziewczynę. Elena zawsze spała spokojnie i nigdy nie chrapała. Czasami, w jakimś bardzo stresującym okresie zdarzało jej się mówić przez sen. Teraz oddychała miarowo i był pewny, że łatwo się nie obudzi. Wstał rozglądając się w ciemności i szukając na podłodze swoich ubrań. Kiedy w końcu udało mu się namierzyć dolne części garderoby, ubrał się i zabierając z szafki nocnej telefon wyszedł na balkon. Noc była bardzo ciepła jak na początek kwietnia.
- Śpisz? - Zapytał. - Głupie pytanie, przecież cię właśnie obudziłem.
W słuchawce usłyszał delikatny kobiecy śmiech.
- Rozmawiałeś z nią? - rozmówczynie przeszła od razu do sedna sprawy.
- Nie było okazji. - Wytłumaczył się. - Słuchaj, nie mogę jej teraz zwalić całego świata na głowę. Musimy jeszcze trochę poczekać.
- Trochę? Do ślubu?
- Słuchaj, nie wszystko idzie po naszej myśli. - Wyjaśnił. - Ale dajmy sprawie jeszcze trochę czasu. Jeśli plan nie wypali wezmę to na siebie i o wszystkim jej powiemy.
- Żałujesz? 
- Nie potrafię. Chociaż wciąż w jakiś sposób ją kocham.
- Wiem. Nikt z nas nie sądził, że tak to wyjdzie.
Święte słowa. Ta miłość do Eleny, pierwsza poważna w jego życiu zaczęła gdzieś ginąć w ciągu ostatniego roku, a on nie zrobił nic żeby to zmienić. Wręcz przeciwnie pozwolił, żeby zastąpiła ją nowa i chociaż wciąż zależało mu na Elenie zdecydowanie nie było to już to samo. Szkoda tylko, że był takim tchórzem i nie potrafił się otwarcie przyznać. Nie chciał w tak ważnym momencie kariery wszystkiego jej niszczyć.


----------------------------------------------------------------

Znowu prawie miesiąc...sama na siebie jestem wściekła, że napisanie i dodanie tego rozdziału zajęło mi tyle czasu. Przyznam się szczerze, że przez moment zwątpiłam...uznałam, że nie daję rady i regularnie zawodzę was każąc czekać na rozdziały tyle czasu i że może powinnam sobie odpuścić pisanie. No, ale pasja zwyciężyła, za bardzo lubię pisać, a że mam dokładny pomysł na historię Eleny i Roberta chcę to opowiadanie doprowadzić do końca.
Dziękuję wam...za te wszystkie komentarze, za pytania kiedy pojawi się nowy rozdział. Nie ma lepszej nagrody niż świadomość, że komuś się to opowiadanie podoba i ktoś jednak na nowy rozdział czeka:)
Co do samego rozdziału. Cóż trochę się mąci, chyba jak to w życiu...mam nadzieję, że nie wyszło bardzo melodramatycznie i że wasza niechęć do Kuby, aż tak bardzo nie wzrośnie. Niektórzy mogli liczyć na bardziej rozbudowaną scenę erotyczną...muszę przyznać, że średnio przepadam za opisywaniem takowych, co nie znaczy, że kiedyś się na to nie zdecyduję ;) Nie jestem do końca zadowolona, ale oddaję w wasze ręce i wam pozostawiam ocenę.
A teraz już z innej beczki. Półfinał LM! 4:1 z Realem! A ten  ćwierćfinał z Malagą!? Aż boję się pomyśleć jakie emocje zafundują nam pszczółki w finale:P
Do następnej:*


sobota, 30 marca 2013

12. "Są w życiu chwile, w których trzeba podjąć ryzyko i dać się ponieś szaleństwu. "



Wasyl obudził się i pierwszą myślą, która przemknęła przez jego głowę były fakt, że kanapa, którą Lewandowski umieścił w salonie może i była stylowa i elegancka, ale również cholernie niewygodna. Zdecydowanie zbyt niewygodna na jego ponad trzydziestoletnie kości. Masaż i to najlepiej wykonany przez młodą i atrakcyjną absolwentkę fizjoterapii byłby w tym momencie prawdziwym spełnieniem jego marzeń, ale póki co musiała mu do tego celu wystarczyć własna ręka, którą kilkakrotnie przejechał wzdłuż linii kręgosłupa.
- No proszę. - Wasyl odwrócił się w stronę z której pochodził głos i zobaczył Lewego w najlepsze zajadającego się kanapkami. - Nie uwierzysz, ale tak sobie wczoraj rozmawialiśmy z chłopakami po meczu, że dawno nie było żadnych wieści od Wasyla i proszę wracam do domu, a ów Wasyl śpi na mojej kanapie. 
- Poprawka. - Wasyl wstał krzywiąc się z bólu. - Na twojej cholernie niewygodnej kanapie. Wisisz mi wizytę u masażysty.
- Pewnie. Jeszcze dziś zapiszę Cię do naszego fizjoterapeuty. - Robert wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Scott na pewno się ucieszy mogąc ulżyć twoim starym kościom. W sumie niesamowite, facet ma prawie pięćdziesiątkę, a wciąż potrafi tak przycisnąć...
Mina Wasyla wyraźnie wskazywała, że żarty Lewandowskiego nieszczególnie go bawią.
- Oj...co Ty lewą nogą wstałeś Wasylku?
- Kręgosłup mnie boli, a jakby tego było mało to wyobraź sobie, że koło drugiej w nocy obudziły mnie czyjeś radosne ploteczki w kuchni. - Wasyl wreszcie uśmiechnął się na widok spuszczonego wzroku kumpla. - Jak mniemam misiu, mają one jakiś związek z twoim znakomitym humorem. W ogóle ptaszki w Dortmundzie ćwierkają, że Elenka ma na ciebie całkiem dobry wpływ.
- A te ptaszki zapewne nazywają się Łukasz i Kuba.  - Robert przewrócił oczami. - Najlepsze plotkary mogłyby się od nich uczyć, a Ty ich słuchasz?
- Nie udawaj głupiego co? - Wasyl uniósł brew. - Pamiętaj, że wujka Wasyla nie oszukasz.
- Nie będę Ci się tłumaczył. - Lewy nagle zafascynował się swoją kanapką.
- Widzisz, czyli jednak masz z czego. - Wasyl radośnie klasnął w dłonie. - Mówiłem, że ze mną misiu nie wygrasz.
Ich wymianę zdań przerwała Kasia, która zeszła na śniadanie.
- Witam piękną panią. - Wyszczerzył się Wasyl. - Może kanapeczkę? - Zabrał talerz Lewego,  i podsunął dziewczynie.  - Jak się spało?
- Dobrze.
- Jasne częstuj się. - Dodał Robert na widok miny dziewczyny, która nie była pewna, czy gospodarz nie będzie miał nic przeciwko, że tak brutalnie zostało mu odebrane śniadanie. - Ja będę zbierał się na trening. - Przechodząc obok Wasyla nachylił się jeszcze do jego ucha. - Don Juan od siedmiu boleści.
Wasyl odgryzł się kopiąc go niezbyt delikatnie w łydkę przez co Lewandowski jęknął głośno, skrzywił się i z bólem wymalowanym na twarzy pomaszerował po swoją torbę treningową.
- Mam wrażenie, że przez pomyłkę trafiłam do przedszkola. - Zaśmiała się Kasia obserwując z boku całą sytuację.
- Spokojnie. - Odpowiedział Wasyl. - Dzieci już wychodzą. 
Robert stasakował go wzrokiem, ale uznał, że nie ma czasu na słowne przepychanki i wyszedł na trening.
- To co? - Wasilewski zrobił swoją najbardziej reprezentacyjną minę. - Może po śniadaniu pokażę Ci trochę miasto?

- Możesz mi powiedzieć gdzie byłaś?
Kiedy Kasia kilka godzin później wróciła do mieszkania Lewandowskiego zastała tam już Elenę, która nie wyglądała na zadowoloną.
- Wasyl oprowadził mnie po mieście. - Odpowiedziała spokojnie. - Byliśmy na treningu chłopaków, potem u takiego blondyna Błaszczykowskiego chyba...
- Nie mogłaś napisać? Zadzwonić?
- Przepraszam. - Odpowiedziała. - Nie pomyślałam. Lenka proszę Cię nie baw się w moją mamę. Jestem duża i nic mi nie będzie. Marcin jest naprawdę miły i taki uroczy.
Uroczy? Elena mogła na wiele sposobów określić Marcina Wasilewskiego, ale uroczy byłby chyba ostatnim, który przyszedłby jej do głowy.
- Ok. Nie wtrącam się. - Powiedziała Lena. - Weź tylko pod uwagę, że jest dziesięć lat starszy od Ciebie, a ja nie chcę mieć na sumieniu zawału twojej mamy.
- Jasne, a skoro już jesteśmy przy temacie. - Kasia uśmiechnęła się tajemniczo. - Mamy misję kochana.

Elena doskonale zdawała sobie sprawę, że coś nie jest tak jak być powinno. Może naczytała się za dużo książek i obejrzała zbyt wiele komedii romantycznych, które stworzyły i zakorzeniły w jej podświadomości obraz panien młodych, które w otoczeniu armii wiernych druhen buszowały po sklepach z ekscytacją bijącą z twarzy niczym neonowy afisz dyskoteki w środku nocy. Możliwe też, że wyniosła takie przeświadczenie z dwukrotnego bycia świadkiem na ślubie. Tak czy inaczej nijak nie mogła w tym momencie dopasować tego obrazu do siebie. Właściwie to nigdy do niej nie pasował, a od początku lutego stopniowo coraz bardziej się oddalał. Przygotowania zamiast cieszyć i ekscytować raczej budziły w niej niechęć. Większością oczywiście z największą chęcią zajęły się matki - całkowicie przeczący stereotypom duet idealnie dogadujących się teściowych. Elenie zostało tylko kilka rzeczy do zrobienia, a właściwie tylko ostatecznego zatwierdzenia, a i tak odwlekała je wszystkie na ostatnią chwilę, jak chociażby menu, które wciąż tkwiło nawet nie otwarte w jej skrzynce mailowej. Pewne rzeczy musiała jednak załatwić osobiście i jedną z nich była właśnie misja z którą przyjechała Kasia. Zakup sukni ślubnej. W piątkowe popołudnie urwała się z pracy godzinę wcześniej i tak właśnie trafiła w miejsce będące prawdziwym rajem dla panien młodych w asyście armii może nie druhen, ale równie bojowo nastawionych na znalezienie idealnej sukienki kobiet. Ewa, Agata i Kasia wpadły między regały co jakiś czas wzdychając i przynosząc jej kolejne kreacje jak ta, w której właśnie stała przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.
- Nie zdecydowanie nie. - Kasia przyjrzała się jej uważnie. - Wyglądasz trochę jak biała beczka. Załóż tą. - Podała jej wieszak z kolejną sukienką.
- Lenka uśmiech. - Ewa zatrzymała się zwracając dziewczynie uwagę. - Wyglądasz jakbyś chciała zwiać.
- Oczywiście, że nie. Przecież wiesz jak kocham zakupy.
- Bez ironii kochanie. - Dorzuciła Agata, bo Ewa akurat odebrała telefon i stała z boku żywo gestykulując.
- Przepraszam. - Elena wzruszyła ramionami. - Jestem zmęczona, miałam ciężki dzień w pracy.
- Wybaczam - Stwierdziła Błaszczykowska. - A teraz migusiem do przymierzalni.
-...Głowy kiedyś zapomnisz kochanie. - Powiedziała Ewa rozbawiona, wracając do towarzyszek. - Wiesz gdzie jesteśmy, tylko się pospiesz. - Rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni  jeansów. - Mój kochany, ogarnięty mężulek zapomniał kluczy, a wcześniej skończyli dziś trening. Wpadną tu za chwilę.
Agata skinęła głową i wróciła do przeszukiwanie z Kasią wieszaków.
- Mam!! - Krzyknęła dosłownie sekundkę później uradowana. - Lena rozbieraj się. - Popędziła z wieszakiem w stronę przymierzalni.
- Co? - Skalska wychyliła głowę jedną ręką mocując się z zamkiem na plecach, który udało jej się dopiero przed sekundą zapiąć.
Błaszczykowska z wyrazem tryumfu rozprostowała przed nią sukienkę, a Elenie pierwszy raz od początku zakupów zaświeciły się oczy. W prawdzie nastawiała się raczej na skromną, prosta sukienkę, ale Agata trzymała w rękach prawdziwe cudo. Bez zastanowienia zabrała jej wieszak i z powrotem zniknęła za kotarą. Tymczasem pozostałe panie na chwile przerwały poszukiwania i usiadły na kanapach sięgając po kawę, którą na samym początku zakupów przygotowała dla nich ekspedientka. Zanim Elena zdążyła się przebrać cicho zadźwięczał dzwonek zawieszony nad drzwiami wejściowymi.
- Witam dziewczęta. - Wasyl teatralnie skłonił się kobietom. Za nim do salonu weszli Piszczek, Kuba i Lewy. Dwaj ostatni wcale nie wyglądali na przekonanych co do słuszności wizyty w tym miejscu.
- Przyszedłeś po klucze z obstawą? - Zdziwiła się Ewa.
- Chciałem tylko wpaść na sekundkę, ale Wasyl uparł się, żeby pomóc Lenie szukać sukienki.
- Sam chciałeś. - Zaczął się bronić Wasilewski. - Ja tylko się zgodziłem.
- Agatka. - Elena wychyliła się zza zasłony. - Chodź na sek...a wy tu czego?
- Jaka milutka. - Wasyl rozsiadł się na kanapie między Ewą i Kasią. - No pokaż się panienko. Wujek Wasyl zaraz tu fachowym okiem oceni co i jak.
- Moment. - Lena westchnęła zrezygnowana. - Agatka pomóż. Nie mogę sięgnąć, żeby się zapiąć.
Błaszczykowska szybko podeszła i natychmiast bez problemu zapięła zamek.
- W sumie nie jest źle. - Elena wyszła i przejrzała się w dużym lustrze. Obróciła się i stanęła przodem do zgromadzenia. - Chyba się nada.
Dziewczyny uśmiechały się rozpromienione i ochoczo kiwały głowami, Łukasz i Kuba przecierali oczy ze zdziwienia, a Lewy stał i wpatrywał się w dziewczynę jak w jakiś wiszący w kościele obrazek.
- Zaraz jakąś muchę połkniesz. - Upomniał go Kuba cichaczem. - No dzieciaczku. Wyglądasz świetnie.
- Świetnie. - Wasyl wstał ze swojego miejsca i podszedł do Eleny. - Idealnie, a nie świetnie. Powiedz tylko słowo o pani, jeszcze dziś ściągnę księdza, a jutro będziemy w podróży poślubnej na Krecie.
- Chyba na tym co Kubie ostatnio rabatki w ogródku rozkopał. - Stwierdził Piszczek. - Ale fakt faktem, że jakbym nie był żonaty...a moja cudowna i wspaniała żona nie stała tu obok. - Dokończył na widok spojrzenia Ewy. - To no...no wiesz.
- Robert? - Elena uśmiechnęła się do Lewandowskiego. - Co myślisz...tak obiektywnie...
- Tak właściwie. - Zaczął się przez chwilę zastanawiać. - W sumie to rozważam, jak dużym skandalem byłoby gdyby świadek porwał pannę młodą z wesela.
Zapadła wyjątkowo niezręczna cisza.
- Nie słuchaj go.- Stwierdził Kuba próbując rozładować atmosferę. - Dostał dziś piłką w głowę na treningu i od tej pory głupie żarty się go trzymają.
- Tak, racja. - Przyznał Robert.
- Ej Lena, a myślisz, że mogłabyś się jutro tak ubrać na imprezę u Santany?
Elena parsknęła śmiechem, ale nie mogła się pozbyć wrażenia, które wywarły na niej słowa Roberta i tego jak kusząco zabrzmiała dla niej ta propozycja.

Sobota

Felipe Santana obchodził urodziny siedemnastego marca, ale ze względu na ważne mecze zmuszony był przesunąć imprezę której z utęsknieniem wyczekiwała chyba cała ekipa Borussi. Po wygranych w ostatnim czasie meczach ze Stuttgartem i Frankfurtem wszyscy byli w doskonałych nastrojach. Jak zwykle bywa w takich wypadkach dwadzieścia kilka zaproszonych osób rozmnożyło się  bo każdy przyprowadził znajomych, a Ci znajomych znajomych. Ot chociażby Kuba Błaszczykowski prócz żony przyprowadził ze sobą Marcina Wasilewskiego, a Robert oprócz Eleny, której wszyscy się spodziewali zabrał też Kasię. Młoda panna Wilk, która ostatnie dni spędziła głównie w towarzystwie Wasyla praktycznie natychmiast zniknęła w razem z nim w tłumie. Kuba razem z żoną zaczął szukać solenizanta, a Elena wzrokiem wyłowiła z tańczących postaci Ewę Piszczek.
- Spóźniliście się. - Łukasz z kolorowym drinkiem w ręku wyrósł przed nimi niczym zjawa.
- Kobiety. - Skwitował, krótko Robert, a Piszczek potrząsnął ze zrozumieniem głową.
- Ej! - Elena z oburzeniem popatrzyła na obu. - Spędziłam w łazience mniej czasu niż ty. - Dla podkreślenia swoich słów dźgnęła Lewego z całej siły palcem w klatkę piersiową. 
Prawda była taka, że najwięcej czasu  w łazience spędziła Kasia, która wystroiła się w krótką kremową sukienkę i wyprostowała całkowicie swoje długie włosy. Ku przerażeniu Eleny, trzy czwarte obecnych na imprezie mężczyzn z uwagą przyglądało się jej przyszłej szwagierce i Skalska dałaby sobie rękę uciąć, że wie co chodzi im po głowie. Dzisiejszego wieczoru wyjątkowo cieszyła ją świadomość, że Kasia będzie się trzymać Wasilewskiego. Sama zdecydowała się na wygodne jeansy, czarną bokserkę i kolorową chustkę. Może nie prezentowała się tak atrakcyjnie jak Kasia, ale z pewnością czuła się swobodnie i wygodnie.
- Ja tam nie wnikam w wasze wewnętrzne problemy łazienkowe. - Stwierdził Piszczek. - Wiele nie straciliście w każdym razie. Robercik weź potrzymaj. - Wcisnął Lewemu do ręki drinka. - Któryś z Benderów, zabij mnie, ale nie powiem Ci który porwał mi, żonę, w takim razie...mogę panią prosić? 
Elena chętnie podała mu rękę i dała się zaciągnąć w tłum postaci wirujących na środku salonu w rytm lecącej z głośników muzyki. Robert patrzył na nich przez chwilę po czym skierował się do ustawionego w kącie stołu barowego przy którym Reus i Goetze tworzyli fantazyjne napoje o mimo wszystko wątpliwej zdatności do spożycia.

Dwie godziny później Piszczek razem z Kubą siedzieli z boku popijając piwo podczas gdy ich żony tańczyły z braćmi Bender.
- Stary, chyba będę musiał z kimś sobie pogadać. - Łukasz zaczął wstawać.
- Siedź. - Kuba zatrzymał go ręką. - Nie rób niepotrzebnie siary Piszczuś.
- Co tam panowie? - Dołączył do nich Wasyl razem z Kasią. - Gdzież to podziały się wasze szanowne małżonki?
Piszczek głową wskazał na kobiety.
- Ok. - Rozochocił się Wasyl. - Czyli idziemy ustawić do pionu tych amantów za piątkę.
- Nigdzie nie idziecie. - Stwierdził Kuba. - Lepiej tam popatrz.
Obrócił Wasyla i wskazał na inną część "parkietu" gdzie aktualnie Elena roześmiana od ucha do ucha tańczyła z niemniej zadowolonym Robertem.
- Uroczo. - Podsumował Wasyl. - Wyczuwam kłopoty panowie.
Ugryzł się w język bo przypomniał sobie o obecności Kasi. Ta najwyraźniej jednak zupełnie nie zwróciła uwagi na jego słowa przypatrując się uważnie Skalskiej.
- Dawno jej takiej nie widziałam - powiedziała w końcu. - Nie wiem jak to robicie, ale to zupełnie inna Lena niż w Poznaniu i nie mówię tylko o tym konkretnym momencie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Zaczął ciągnąć temat Piszczek.
- Że tutaj jest spontaniczna, wesoła i pełna życia, ta w Poznaniu była rozważna, poukładana i zdecydowanie nie dałaby się zaciągnąć na taką imprezę. 
- To na pewno siła mojego uroku osobistego. - Stwierdził dumnie Kuba. Spojrzenia całej trójki wyraźnie mówiły, że w to wątpią. - No co? 
Piosenka skończyła się i Mats, który aktualnie dorwał się do laptopa uznał, że podkręci ostro tempo puszczając hit mundialu 1998 w wykonaniu Ricky'ego Martina. 
- Go, go, go! Ale, ale, ale! - Zaczął się wydzierać wskakując na odsunięty pod ścianę stolik na kawę.
W tym czasie Elena i Robert dołączyli do przyjaciół.
- Lewy, kto by pomyślał, że tak potrafisz się ruszać. - Piszczek przysunął się do kumpla. - Sam bym z tobą zatańczył, ale boję się, że może to zostać źle odebrane.
- Śmiało panowie. - Zachęcił Wasyl. - Tylko poczekajcie, aż skoczę po aparat.
Łukasz kokieteryjnie zamrugał oczami w kierunku Roberta.
- Innym razem, albo jak będę bardziej pijany. - Odpowiedział Lewandowski.
- A ty co tam pijesz koleżanko droga? - Wasyl zainteresował się drinkiem Eleny, wyrywając jej szklankę z dłoni i próbując zawartość. - No chyba żartujesz! Alkoholu w tym tyle, że nawet mrówka by się nie upiła.
- Oddawaj. - Odebrała swoją własność. - Myślę, przyszłościowo. Ktoś musi potem was ogarnąć i pomóc trafić do właściwych łóżek.
- Się znalazła Matka Teresa. - Wasyl nie dawał za wygraną.
- Poza tym, nie tak łatwo mnie upić jak Ci się wydaje Marcinku. Założę się, że mogę wypić więcej niż ty.
- Stoi. - Wasilewski rozpromienił się i wyrwał butelkę wódki z ręki przechodzącego akurat. nieznanego mu zupełnie osobnika. Zabrał ze stołu dwie literatki, wylał resztki ich zawartości na dywan i rozlał do każdej całkiem sporą ilość alkoholu.
- Kubuś...- Elena z nadzieją spojrzała na Błaszczykowskiego.
- Nie patrz na mnie dzieciaku. - Kuba wzruszył ramionami. - Zakład to zakład.
- Zaczynamy?
Elena na sekundę się zawahała, ale sięgnęła po naczynie i równo z Marcinem pod czujnym spojrzeniem reszty opróżniła jego zawartość. Łukasz litościwie podsunął jej natychmiast szklankę soku.
- Brawo. - Pochwalił ją Marcin. - Ale noc jest jeszcze długa kochanie.Przypomnij mi tylko, o co się zakładamy?
- Przegrany robi jutro wygranemu śniadanie do łóżka?
- Pasuje. - Wasyl sięgnął po raz drugi po butelkę.
- Nie tak szybko. - Zatrzymała go Elena. - Teraz chcę zatańczyć z moim braciszkiem. Kubuś?
Błaszczykowski chętnie wstał i poszedł z Leną na parkiet.
- Mam Cię na oku! - Krzyknął jeszcze za nimi Wasyl.
- Mogę? - Lewy wyciągnął rękę prosząc Kasię do tańca.
- Jasne.
- Się nam chłopak rozruszał. - Piszczek zamiast Eleny opróżnił naszykowany przez Wasyla kieliszek. - A ze mną to nie chciał zatańczyć.

Ciężko było właściwie rozstrzygnąć kto wygrał zakład bo Elena i Wasyl pod koniec imprezy okołu trzeciej nad ranem byli w bardzo porównywalnym stanie upojenia alkoholowego. Nie spali gdzieś pod stołem i pewnie trzymali się na własnych nogach, ale obojgu mocno szumiało w głowach i dopisywał doskonały humor. Przyłączyli się do Hummelsa, który po raz kolejny puścił Ricky'ego Martina i razem z nim skakali na środku salonu krzycząc "Go,go,go! Ale, ale, ale!" częściej niż robił to sam piosenkarz. Większość gości już opuściła mieszkanie, a sam gospodarz zniknął w swojej sypialni ponad godzinę temu. Pojedyncze niedobitki tańczyły, a raczej próbowały poruszać się w rytm muzyki lub podsypiały na kanapie i fotelach.
- Zbieramy się. - Stwierdziła Ewa szukając między nakryciami pozostałych gości, kurtki swojej i męża.
To samo robiła Agata podczas gdy Kuba wstawiony, ale całkowicie świadomy próbował odciągnąć do nich Wasyla i Elenę.
- Wasyl kurwa. - Zaklął. - Zrób coś dla muzyki i więcej nie śpiewaj. Idziemy! - Złapał stopera za rękaw koszuli i pociągnął za sobą.
- Zostaw!
- Marcin chodź. - Z pomocą Błaszczykowskiemu ruszyła Kasia. - Robimy u Kuby after party. 
- Właśnie. - Poparł ją Kuba. - Ta impreza przy tym co przygotowałem to zabawa w piaskownicy.
- Chyba, że tak!. - Rozochocił się Wasyl.
- Dzięki. - Agata podała wszystkim ich okrycia wierzchnie. - Jedź z nami, to pomożesz nam go w razie czego ogarnąć. Robert poradzisz sobie z Leną?
Lewandowski skinął głową pomagając wyjątkowo posłusznej Elenie założyć kurtkę.
- Najwyżej przerzuci ją przez ramię i zaniesie. - Stwierdził błyskotliwie Piszczek.
- Nie mędrkuj. - Ewa złapała męża pod ramię i wyciągnęła z mieszkania.
Pod blokiem czekały już trzy zamówione taksówki. Ewa z Łukaszem pojechali jedną do siebie, druga zawiozła Kubę, Wasyla, Agatę i Kasię do domu Błaszczykowskich, a trzecią zabrał się Lewy z Eleną.
- Głowa mnie boli. - Jęknęła Skalska kiedy stali już przed drzwiami mieszkania. 
Lewandowski mocował się próbując trafić kluczem do zamka. Był w zdecydowanie lepszym stanie niż Elena, ale swoje i tak wypił, a zadanie dodatkowo utrudniała mu panująca na klatce schodowej ciemność.
- Poczekaj do jutra. - Odpowiedział i w końcu przekręcił klucz w zamku. - Mam nadzieję, że masz jeszcze te swoje tabletki. No chodź chodź.
Nie zapalał światła wiedząc z doświadczenia, że ostre światło nie jest zbyt przyjemne przy tego typu bólu głowy. Po omacku zaprowadził Elenę za rękę do jej pokoju. Dziewczyna natychmiast położyła się na łóżku i zwinęła w kłębek. Zabrał leżący z boku koc i przykrył ją po czym na palcach zaczął kierować się do wyjścia.
- Zostań. - Usłyszał cichy głos.- Lepiej się będę czuła jak ze mną zostaniesz.
Nie odpowiedział, ale cofnął się i zdejmując wcześniej buty położył po drugiej stronie łóżka. Po chwili Elena przysunęła się i przytuliła do jego ramienia.
- Zabawne. - Stwierdziła.
- Co jest takie zabawne?
- Niby zachowywałeś się w stosunku do mnie jak skończony dupek przez większość naszej znajomości, a i tak myślę, że gdyby nie Kuba mogłabym się w Tobie zakochać.
Całkowicie go zaskoczyła i miał sto procent pewności, że gdyby nie alkohol w życiu by tego nie powiedziała. Nie od dziś wiadomo, że procenty szalejące we krwi rozwiązują język lepiej niż cokolwiek innego. Co miał niby odpowiedzieć? Że myśli tak samo? A może, że wcale nie żartował w tym cholernym salonie sukni ślubnych?
- Lena słuchaj...
Odpowiedział mu tylko równy oddech i cichutkie pochrapywanie. Uśmiechnął się pod nosem, otoczył dziewczynę ramieniem przyciągając bliżej i po chwili sam usnął.

Ten poranek był z pewnością najcięższym jaki przeżyła do tej pory. Otworzyła oczy tylko po to, żeby zamknąć je natychmiast chroniąc przed nadmierną ilością światła, która wzmagała tylko koszmarny ból głowy.
- Niech cię cholera Wasilewski. - Stwierdziła kolejny raz uchylając powieki. 
Tym razem wytrzymała falę bólu i po swojej prawej stronie zobaczyła Roberta, który spał z lekko rozchylonymi ustami i błogim wyrazem na twarzy. Chwilę się zastanowiła i z zakamarków pamięci wygrzebała to, że sama poprosiła go, żeby tutaj został odkopując też przy okazji to, co powiedziała później.
- Brawo. - powiedziała sama do siebie. Po cichu liczyła, że Lewy tego nie zapamięta i postanowiła udawać, że sama nie pamięta, co łatwo było zwalić na wypity wczoraj alkohol.
Dzwonek do drzwi, który zadzwonił chwilę później zabrzmiał jak wybuch bomby atomowej w samym środku jej głowy. Robert obudził się i nie do końca przytomnym wzrokiem rozejrzał po otoczeniu.
- Pewnie Kasia wróciła. - Elena wstała i skierowała się do drzwi. - Otworzę jej.
Pokonała drogę do drzwi frontowych tak wolno, że dzwonek zdążył zadzwonić jeszcze dwa razy.
- No już. Trzeba było wrócić z nami - mruknęła przekręcając zamek. - Masz szczęście, że boli mnie głowa bo inaczej...Kuba?!
Po drugiej stronie nie zobaczyła Kasi, a jej brata, chyba ostatnią osobę, której w tym momencie się spodziewała.
- Czołem kochanie. - Uśmiechnął się składając na jej ustach pocałunek. - Tęskniłaś?


--------------------------------------------------------------

Napisałam, przeczytałam i stwierdziłam, że chyba wypadam z formy. Jak pisałam to wydawało mi się, że rozdział nie jest zły, ale po przeczytaniu...sama nie wiem ocenę zostawiam wam bo nie chcę już dłużej odwlekać dodawania.
Właśnie...przepraszam, przepraszam, przepraszam...po raz kolejny obiecałam, że rozdział będzie szybko i zawaliłam...wena nie chce ze mną współpracować.Poza tym przez większość marca miałam straszne zamieszanie na uczelni, a jak już ogarnęłam, to zrobiłam sobie wycieczkę na Stadion Narodowy 22 marca i skończyłam z zapaleniem oskrzeli...tylko po to, żeby zobaczyć na żywo mecz, który każdy kibic wolałby wymazać z pamięci...no, ale zobaczyć bohaterów swojego opowiadania na żywo to w sumie całkiem fajne wrażenie:).
Na poprawę humoru Borussia zaliczyła dziś piękny meczyk:)
W ramach małej rekompensaty rozdział nieco dłuższy. Miłego czytania i do (mam nadzieję szybkiej) następnej:)
No i oczywiście Wesołych Świąt wszystkim!






niedziela, 24 lutego 2013

11. "Twoje życie będzie świętem jeżeli potrafisz cieszyć się ze zwykłych, codziennych rzeczy"


Szmer podobny do brzęczenia wyjątkowo natrętnego komara zakłócił panującą w salonie ciszę. Robert poruszył się, ale nie otworzył oczu. W dalszym ciągu spał smacznie tak samo jak przytulona do jego boku Elena. Na ekranie telewizora wyświetlało się menu startowe płyty z serialem, która skończyła się odtwarzać długo po tym jak oboje zasnęli. Ambitny plan całonocnego maratonu wziął w łeb i pod koniec czwartego odcinka Elena pochrapywała już cicho opierając bezwiednie głowę na ramieniu towarzysza, któremu specjalnie długo to nie przeszkadzało bo sam wytrzymał tylko dwa odcinki więcej. Szmer, który poza równymi oddechami i sporadycznym kaszlem Eleny był jedynym odgłosem w pomieszczeniu, powodował telefon Lewandowskiego leżący na stole między pustym pudełkiem po pizzy, niedopitą herbatą malinową i opróżnioną paczką żelków. Od pięciu minut w mniej więcej równych odstępach czasu na wyświetlaczu pojawiało się nazwisko i numer Łukasza Piszczka.
W tym samym czasie Łukasz tkwił w korku kilka ulic dalej złorzecząc na wszystkich ze śpiącą dwójką na czele. Miał odebrać Oliwkę i odwieźć ją do siebie, żeby zgodnie z umową zostawić ją pod opieką Ewy kiedy będą z Lewym na treningu. Tymczasem tamten nawet nie raczył odebrać od niego telefonu. Kiedy w końcu przebił się przez zakorkowane centrum i dotarł na miejsce było już po wpół do ósmej. Minął się z sąsiadem Roberta, który wpuścił go na klatkę schodową i pognał na czwarte piętro. Wcisnął przycisk dzwonka i nie czekając na odpowiedź nacisnął klamkę, która ku jego zaskoczeniu natychmiast ustąpiła.
- Ty wiesz do czego służy tele...
Urwał bo to co zobaczył sprawiło, że stanął przez chwilę nie wiedząc za bardzo o co chodzi. Dwójka jego przyjaciół spała w najlepsze na kanapie, przytulona pod jednym kocem.
- No pięknie. - Założył ręce przed klatką piersiową uśmiechając się pod nosem. - Pobudka misiaczki!!
Krzyknął na tyle głośno, że Robert wystraszony poderwał się tak, że zepchnął Elenę, która tylko dzięki refleksowi napastnika, który złapał ją w pasie uniknęła bolesnego zderzenia z podłogą.
- Na głowę upadłeś? - Lewandowski popatrzył na Piszczka z chęcią mordu w oczach. - Chcesz ludzi doprowadzić do zawału?
- Wybacz - Łukasz nie mógł opanować śmiechu. - No nie mogłem się powstrzymać. Chociaż kurde. - Uderzył się dłonią w czoło. - Mogłem wam najpierw zrobić zdjęcie. Całkiem uroczo wyglądaliście.
- Uważaj, żebym ja ci nie powiedziała kiedy uroczo wyglądasz. - Elena wstała jednocześnie kichając głośno. 
   - Spokojnie mała. Ktoś tu chyba lewą nogą wstał. - Łukasz rozbawiony sytuacją zapomniał już, że jeszcze dziesięć minut temu miał ochotę zwyzywać Lewandowskiego od najgorszych. - Przyjechałem po małą Błaszczykowską. A Ty Robercik też się zbieraj bo jak za godzinę nie będziemy na stadionie  to trener pourywa nam głowy. O dziesięciu kółkach ekstra to nawet nie wspomnę.
- Jasna cholera! - Lewy spojrzał na zegarek i z prędkością światła pognał na górę, Piszczek powędrował za nim pogwizdując wesoło, a Elena zabrała się za ogarnianie bałaganu na stoliku, żeby zająć się czymkolwiek i nie przyznać się,że całkiem przyjemnie jej się spało.

Tydzień później


Elena wróciła do pracy we wtorek. Wciąż lekko pokaszliwała i nie rozstawała się z chusteczkami higienicznymi, ale było zdecydowanie lepiej, a i tak dwa opuszczone dni spowodowały, że Meg ścigała ją od rana karząc nadrabiać zaległości. Skalska odetchnęła z ulgą kiedy wreszcie nadeszła sobota. Tym bardziej, że ustaliła z Ewą, że najwyższy czas trochę się za siebie zabrać i umówiły się na poranną wycieczkę na siłownie. Obudziła się o wpół do siódmej pełna energii jak nigdy o tej godzinie i uporała się z całą poranną toaletą zanim Robert zdążył wstać.

- Kawy? - Zapytała kiedy dwadzieścia minut po niej zszedł, a raczej zwlekł się do kuchni.
- Poproszę. - Usiadł na stołku po drugiej stronie blatu przyglądając się jej zaspanym wzrokiem. - Czy ty czasem nie masz dziś wolnego?
- Owszem. - Odpowiedziała przeszukując szafki. - Mamy jakąś wodę?
- W kranie.- Stwierdził Lewy inteligentnie, a Elena stasakowała go wzrokiem. - No i na dole w szafce obok lodówki. A po co Ci woda?
Zanim Elena zdążyła odpowiedzieć zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzysz?
- Jasne. - Robert podrapał się po głowie nie widząc zbytniego sensu w tym porannym zamieszaniu, ale posłusznie poszedł otworzyć.
- Czołem. - W drzwiach stała Ewa, całkowicie rozbudzona i równie pełna energii co Elena.
- Ty też? Jest siódma rano, czy wszyscy dziś powariowali?
- Nie narzekaj Bobuś. - Ewa minęła go i usiadła na kanapie czekając, aż Elena wszystko spakuje.
- Nie narzekam.- Stwierdził Lewandowski. - Mnie po prostu, aż boli, że marnujecie okazję, żeby się wyspać, którą ja z przyjemnością bym wykorzystał.
- Zabawne - westchnęła Ewa. - Łukasz jak wychodziłam mówił mniej więcej to samo.
- Jestem gotowa. - Elena narzuciła na ramię plecak i wzięła stojący na szafce kubek. - Trzymaj marudo. - Wcisnęła go w ręce Lewandowskiego. - I lepiej zacznij się zbierać.
- Buziaczki. - Ewa pomachała mu w drzwiach i po chwili obu już nie było.
Lewy upił spory łyk kawy i z całkowitą pewnością, że nie rozumie kobiet zaczął zbierać się na trening.

- Nie czuję nóg.

Ewa usiadła na ławce w szatni próbując złapać oddech. Po prawie dwóch godzinach ćwiczeń na chyba każdym możliwym sprzęcie obie z Eleną były solidnie zmęczone.
- Boli mnie każdy najmniejszy mięsień. - Żaliła się żona Piszczka.
- Poczekaj do jutra. - Elena wyciągnęła z plecaka drugą butelkę wody i za jednym zamachem wypiła jedną czwartą jej zawartości. - Bez zakwasów się nie obejdzie. Ale masz męża pod ręką najwyżej będzie się ćwiczył w roli masażysty.
- Myślę, że dla Ciebie też ktoś by się znalazł. - Ewa popatrzyła na koleżankę.
- Tak...Kuba. - Elena odwróciła się szukając w kieszeniach spodni telefonu, który nagle szczególnie ją zainteresował. - Tyle, że do Poznania trochę daleko.
- No tak Kuba.
Telefon, który Elena znalazła chwilę wcześniej zaczął wibrować w jej ręce. Ktokolwiek dzwonił była mu w tym momencie wyjątkowo wdzięczna.
- Tak?
- Cześć siorka. - Dziewczęcy wesoły głos po drugiej stronie znała doskonale. Poza tym tylko młodsza siostra Kuby zwracała się do niej w ten sposób. - Nie odzywasz się, Kuba też niewiele mówi. Żyjesz jeszcze  w tym Dortmundzie?
- Jakoś. - Odpowiedziała. - A właściwie to całkiem dobrze. Nie mam po prostu zbyt wiele czasu.
- To będziesz go musiała znaleźć. - Kasia była wyraźnie podekscytowana. - Mam specjalną misję od mamy i chciałam zapytać czy możesz mnie w środę o dziewiętnastej odebrać z lotniska.
- Jaką misje? W tą środę?
- Wszystko opowiem Ci na miejscu. To dasz radę?
- Tak, myślę, że tak.
- Świetnie. - Ucieszyła się Kasia. - Do zobaczenia w takim razie.
- Kasia... - Nie dokończyła po przerwały jej trzy krótkie sygnały.
- Co jest? - Ewa zaciekawiona na totalnie skołowaną Elenę.
- Młodsza siostra Kuby przyjeżdża w środę. - Elena niewiele zrozumiała, ale podejrzewała, że misja, którą Kasia dostała od swojej mamy związana jest ściśle ze ślubem i przygotowaniami. Przygotowaniami, które totalnie zaniedbała z powodu braku czasu i które tak naprawdę od samego początku interesowały ja mniej niż powinny. Mimo wszystko cieszyła ją jednak perspektywa wizyty przyszłej szwagierki.

Od godziny w całym mieszkaniu słychać było polski rock lecący z porządnie podkręconych głośników. Elena finiszowała właśnie przygotowywanie kolacji. Zwolniła się z pracy wcześniej, wykupiła pół supermarketu i zaraz po powrocie zabrała się za przygotowywanie lazanii czyli na dobrą sprawę jedynej potrawy, która jako tako jej wychodziła. Nigdy nie należała do szczególnie uzdolnionych kucharzy. Właściwie to daleko jej było nawet do minimalnego poziomu umiejętności w tej dziedzinie, ale potrafiła ugotować wodę na kawę bez przypalania jej i to w zupełności jej do szczęścia wystarczało. Lasagne nauczyła się przygotowywać przypadkiem, kiedy pracowała dorywczo jako kelnerka i od tej pory stała się jej popisowym daniem. Dziś postanowiła, że z okazji przyjazdu szwagierki może się trochę postarać i, zamiast tradycyjnie zamówić chińszczyznę lub pizzę, przygotować kolację samodzielnie.Poza tym przypuszczała, że Kasia została wysłana również w roli szpiega i nie chciała żeby do jej mamy dotarło, że żywi się na mieście. Humor dopisywał jej tym bardziej, że po powrocie znalazła na blacie w kuchni kartkę i komplet kluczyków Roberta, który grał dziś z Borussią wyjazdowym mecz we Frankfurcie. Zostawił jej samochód co oznaczało, że nie będzie musiała tłuc się na lotnisko komunikacją miejską. Przyjemne zapachy dochodzące z piekarnika powoli zaczęły roznosić się po mieszkaniu, a Elena zabrała się za krojenie pietruszki do dekoracji podśpiewując lecącą akurat piosenkę zespołu Hey.

- "...aaa może zmienić zasady gry..."*
- Wieki tego nie słyszałem. - Odezwał się ktoś za jej plecami. - Ciągle tylko wszędzie ten klubowy szajs puszczają.
Elena wystraszona podskoczyła tak gwałtownie, że o mały włos nie wbiła sobie w palec noża, którym kroiła  pietruszkę. Odwróciła się i wzięła kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić.
- Jezu, o mały włos tu nie zeszłam.
- Zamykaj się na przyszłość - Jej gość mimo, że z wyglądu lekko kojarzył się z bandytą był jak najbardziej przyjacielsko nastawiony i właśnie wciskał jej do ręki bukiet małych stokrotek. - Swoją drogą całkiem ładny głosik.
- Wasyl - uśmiechnęła się kiedy w końcu się uspokoiła i uściskała go na powitanie. - Co tu robisz?
- Wpadam z wizytą. - Stwierdził przechodząc obok niej i rozsiadając się na kanapie. - Kontuzja zmusiła mnie do przerwy to pomyślałem, że odwiedzę przyjaciół w Niemczech. Miałem się zatrzymać u Kubusia, ale niestety pocałowałem klamkę, bo wyobraź sobie, że zapomniałem o tym dzisiejszym meczu.
- No tak. - Przyznała Elena. - Agata chyba też pojechała dopingować Kubę.
Przeszukiwała szafki kuchenne mając nadzieję, że znajdzie jakiś wazon.
- No właśnie. - Wasyl odwrócił się w jej stronę. - Słyszałem, że małżeństwo znowu w rozkwicie i to dzięki tobie. Moja szkoła. - Puścił dziewczynie oczko. - Chciałem jechać do Łukasza bo Ewcia pewnie została z Sarą w domu, ale oni teraz mieszkają na totalnym zadupiu gdzie żaden autobus nie dojeżdża. No i wreszcie jak już miałem szukać jakiegoś hotelu przypomniałem sobie, że jeszcze mam ciebie.
- Oczywiście - potwierdziła. - Tylko, że ja muszę za dwadzieścia minut jechać na lotnisko.
- Cóż.- Wasilewski zastanowił się chwilę. - W takiej sytuacji zmuszony będę dotrzymać ci towarzystwa.I nie wiem co tu tak dobrze pachnie, ale informuję, że wpraszam się do was na kolacje. Lewy nie może tyle jeść bo mu się figura zepsuje.
- Nie ma najmniejszego problemu. - Odpowiedziała rozbawiona. Kto jak kto, ale Wasyl był zawsze mile widzianym gościem.

Niecałą godzinę później razem z Marcinem stała w terminalu Dortmundzkiego lotniska wypatrując znajomej twarzy Kasi.

- Nie wierzę. - Stwierdził stoper. - Ja po prostu nie wierzę, że Lewandowski zostawił Ci swój ukochany samochód. Nigdy nikomu go nie dał.
- Ma się chody. 
- Pozwolisz, że nie będę wnikał. - Wasyl uniósł ręce w geście obronnym, a Elena posłała mu spojrzenie, którego sam bazyliszek by się nie powstydził.
- Jest! - Stwierdziła wreszcie zadowolona. - Kasia!
Niska brunetka, zauważyła ją i natychmiast zaczęła przeciskać się przez tłum ludzi z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Lenka. - Rzuciła się Skalskiej na szyję. - Dobrze Cię widzieć.
- Ciebie też. - Przypomniała sobie o Wasylu, który wpatrywał się aktualnie w Kasię. - Marcinku poznaj, to młodsza siostra mojego narzeczonego Kasia. Kasia to Marcin.
- Miło mi. - Kasia posłała stoperowi kolejny szeroki uśmiech.
- Mów mi Wasyl. - Odpowiedział. - Daj pomogę Ci z bagażami.
Kasia ruszyła do przodu rozglądając się z zaciekawieniem, a Wasyl zatrzymał na chwilę Elenę.
- Dużo młodsza?
- Jest na pierwszym roku studiów. - Wyjaśniła Skalska, a zaraz potem zdała sobie sprawę z  dziwnego spojrzenia Wasyla. - O nie, nawet o tym nie myśl.
- Niby o czym? - Marcin z miną niewiniątka ruszył za Kasią.
- Wasyl!!

Robert wrócił kilka minut przed północą. Elena chwilę wcześniej odprowadziła Kasię na górę i pokazała jej pokój gościnny i łazienkę. Zdążyła też przynieść koc i przykryć Wasyla, którego zmęczenie po podróży i kilka kieliszków wina zmogły w momencie kiedy postanowił na chwilę usiąść na kanapie. Spał smacznie pochrapując cicho. Skalska sprzątała po kolacji, kiedy usłyszała jak drzwi otwierają się cicho i ktoś prawie bezszelestnie wchodzi do mieszkania.

- I jak? - Wychyliła się z kuchni spoglądając na ściągającego kurtkę Lewego.
- Wygraliśmy dwa jeden - Odpowiedział. Bardziej jednak zainteresowała go inna kwestia. - Mam zwidy czy na kanapie śpi Wasyl.
- We własnej osobie. Biedaczek nawet nie zauważyłam kiedy tam usnął. - Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła kluczyki. - Dzięki. Naprawdę się przydały.
- Do usług. - Odłożył torbę na podłogę i usiadł na krześle przy blacie. - Myślisz, że jak pomogę Ci pozmywać naczynia to mam szansę na jakieś resztki z kolacji?


----------------------------------------------------

*Hey - Teksański

No musiałam po prostu ściągnąć z powrotem Wasyla. Mam nadzieję, że nikt nie będzie mi miał tego za złe:p

Rozdział skrócony bo po namyśle uznałam, że lepiej będzie podzielić go na dwie części, żeby nikt nie zasnął w trakcie czytania. Mogę was za to zapewnić, że na następny nie trzeba będzie długo czekać:).
Chciałam się też odnieść do waszych komentarzy i oczekiwań na podgrzanie atmosfery Lena - Lewy. Spokojnie na wszystko przyjdzie pora z resztą jak widzicie robi się coraz cieplej. Jestem zwolenniczką stopniowego rozwoju sytuacji, poza tym mimo wszystko Elena jest zaręczona, a jej narzeczony też już niedługo się pojawi.
Stworzyłam ostatnio zakładkę spam i byłabym wdzięczna gdybyście właśnie tam informowały mnie o nowych rozdziałach u was.
To tyle. Do następnej:*