wtorek, 18 grudnia 2012

8. "Nie trać nig­dy cier­pli­wości; to jest ostatni klucz, który otwiera drzwi. "


Gazeta, telefon, kilka treściwych pytań: za ile? Od kiedy? Gdzie? Wszystko tylko po to, żeby kolejny raz powiedzieć: "Zastanowię się" i znowu nie oddzwonić. Od kilku dni, mniej więcej tak wyglądały popołudnia Eleny. Oczywiście nie wyłącznie. Była też na kawie z Ewą i Agatą, jakimś cudem ogarnęła tonę zleconych przez Meg rzeczy i nawet zdążyła spędzić miły filmowy wieczór w domu Błaszczykowskich. Szukanie nowego lokum pochłaniało ją jednak najbardziej. Tyle, że szukanie bez prawdziwej chęci znalezienia czegoś bywa raczej bezcelowe. Powoli zaczynała sama przed sobą przyznawać, że wcale nie chce się wyprowadzać. Bo jak inaczej można wytłumaczyć to, że nic jej się nie podobało. Przejrzała dziesiątki ogłoszeń - trzy - zaledwie trzy skusiły ją żeby wybrać się i obejrzeć pokój, żaden jednak jej nie zachwycił. Ba, żaden nawet jej się nie podobał. Miała po prostu poczucie, że jest we właściwym miejscu i chociaż chciała nie mogła się pozbyć chęci pozostania. Trochę masochistyczne, biorąc pod uwagę, że dobrowolnie skazywała się na dalsze znoszenie kaprysów Lewego. Po ostatniej akcji, która skończyła się jej ręką odbitą na jego policzku stwierdziła, że ma po dziurki w nosie jego zachowania i samej osoby. Była cierpliwa, ale każda cierpliwość ma swoje granice i jej też w końcu musiała się skończyć. Tyle, że po chwilowym wybuchu, wróciła do tego co powtarzała sobie wcześniej. Głupiego łudzenia się, że Robert w końcu przestanie stroić fochy i, że może będzie miała okazje poznać chłopaka, którego widziała na zdjęciu. Najwyraźniej naiwność była jej najsłabszą cechą.
Dzwonek do drzwi przeszył panującą w salonie ciszę. Wiedziała, że Robert jest u siebie, ale miała bliżej więc  odłożyła gazetę i minutę później witała już Kubę w towarzystwie Wasyla.
- Czołem piękna. - Przywitał ją ten drugi. Od trzech dni jego ulubioną zabawą była próba zaproszenia jej na kawę/obiad/kolację, a ona za każdym razem grzecznie tłumaczyła mu, że jest zaręczona. - Dziś też nic nie jemy?
- Nie bardzo. - Zaśmiała się.
- Ehh... - Westchnął zawiedziony. - Kubuś wytłumacz mi, czemu wszystkie najlepsze laski zawsze są zajęte? Ewcia, Lena, Agata...
- Życie stary. - Błaszczykowski poklepał go po ramieniu. - Zaraz czy ty mówisz o mojej żonie?
- Wydaje Ci się. - Marcin minął go i rozsiadł się na fotelu. - A gdzie jest nasz kochany Robercik?
- Chyba u Siebie. - Stwierdziła Elena obojętnie. - Wiesz gdzie iść.
- Widzę, że u was dalej atmosfera ciepła jak biegun północy. - Położył nogi na stole, ale szatynka natychmiast jednym stanowczym spojrzeniem spowodowała, że je zdjął.
- Nie słuchaj go. - Stwierdził Kuba. - Potrzebna na gwałt twoja pomoc dzieciaku.
- A nie wspominałam już żebyś tak nie mówił? - Próbowała zrobić wkurzoną minę, ale średnio jej to wyszło. Kuba naprawdę, w sobie tylko znany sposób, powodował , że nie umiała się na niego denerwować. - Co wy znowu wymyśliliście?
Dopiero teraz zauważyła, że Błaszczykowski trzyma w ręce siatkę pełną zakupów.
- Wy chyba nie chcecie, żebym gotowała?! - Popatrzyła na obu jak na kosmitów. - Serio. Ja i kuchnia to nie jest jakieś mega dobre połączenie.
- No to klops. - Stwierdził Wasyl. - Idź do cukierni, może się Piszczuś nie kapnie.
- Lenka, błagam to jest sprawa honorowa, a Agata jak na złość leży rozłożona przez grypę.
Założyła dłonie na biodrach i zaczęła patrzeć na zmianę, na błagalną minę Kuby i rozbawionego Wasyla.
- Co to ma być?

Trzydzieści minut później jej laptop leżał na blacie kuchennym, który wyglądał jakby przeszło po nim jakieś tornado. Zasypany mąką, kilkoma skorupkami jajek, kawałkami drożdży i innym "piekarskim" asortymentem. Co jakiś czas sprawdzała na ekranie przepis na rogaliki, po łokcie oprószona mąką. Kuba i Wasyl wcale nie wyglądali lepiej, ale i tak sytuacja ich wyjątkowo bawiła.
- Jak można zakładać się o coś, czego nie będzie się umiało wykonać? - Zapytała Elena po raz kolejny, przejeżdżając ręką po czole, na które leciały jej kosmyki włosów.
- Oj, o jedno piwo za dużo. - Wytłumaczył się Błaszczykowski. - Poza tym Piszczek to wymyślił. Gdybym ja wygrał zakład, pewnie pomagałabyś teraz jemu. Znając Ewę to wywaliłaby go razem z tym pomysłem.
- Ja też powinnam tak zrobić. - Stwierdziła.
- Ubrudziłaś się wiesz? - Wasyl wskazał na jej czoło. - Ale całkiem uroczo wyglądasz. - Zastanowił się. - Trochę jak moja babcia w wigilie.
Ścierka świsnęła w powietrzy uderzając go w ramię. Mniej więcej w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Tym razem zanim, ktokolwiek ( bo i Wasyl i Kuba czuli się jak u siebie) zdążył otworzyć po schodach zbiegł Robert. Nawet nie zauważył całej gromadki ludzi i bałaganu w kuchni. Ściana powodowała, że z miejsca, w którym stali nie było nic widać. Usłyszeli za to stukot obcasów.
- Cześć. - Odezwał się kobiecy głos.
Elena przewróciła oczami. Kolejna lady Lewandowska na jeden wieczór.
- Cześć. - Ton Roberta był oschły i nieprzyjemny, ale czuć w nim było tez nutę jakiegoś żalu.
Wasyl wychylił się, żeby zrobić rozpoznanie w sytuacji, a Elena już miała po raz drugi trzepnąć go ścierką, ale zanim zdążyła to zrobić odwrócił się i machnął na Kubę.
- A ta czego tutaj?
- To chyba wszystko. - Powiedział w międzyczasie Robert. - Przynajmniej wszystko co znalazłem.
Kolejne odgłosy, tym razem otwierania i przekładania jakichś rzeczy.
- Jaka ta? - Zapytała Elena. Obaj jej towarzysze patrzyli na siebie w milczeniu. - Ej! Któryś mi powie co się dzieje?
- To Anka, jego była. - Wyjaśnił krótko Kuba.
- Co?
- Tak, chyba jest wszystko. - Odezwała się znowu kobieta w przedpokoju. - Chociaż myślałam, że zdjęcie będziesz chciał zatrzymać.
- Po co?
- Robert, daj spokój. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Czasem po prostu trzeba umieć przyznać, że coś jest bez sensu.
- Co ona sobie kpi? - Oburzył się Wasyl. - Chyba pójdę jej coś powiedzieć.
- Stop. - Elena zatrzymała go kładąc rękę na klatce piersiowej. - Ja to zrobię.
Otrzepała ręce i wzięła głęboki wdech. Wyszła z kuchni i znalazła się w polu widzenia gościa.
- Wiem, że Ci ciężko, ale myślę, że w końcu znajdziesz kogoś...
- Kochanie, co tak długo? - Elena zdobyła się na najcieplejszy z możliwych tonów głosu. - Miałeś się szybko pozbyć starych śmieci.
Brunetka patrzyła na nią w osłupieniu z resztą nie większym niż Lewandowski.
- Szybko się pocieszyłeś. - Stwierdziła. - Ale trochę bardziej wierzyłam w twój gust.
- Robi postępy. - Odpowiedziała Skalska. - Cóż powiedziałabym, że było miło, ale nie lubię kłamać.
Była Roberta, patrzyła wciąż zacięcie na Elenę, ale w końcu podniosła pudełko ze swoimi rzeczami i wyszła rzucając tylko krótkie "cześć".
Lewy najpierw stał wpatrując się w drzwi, a potem przeniósł wzrok na stojącą obok szatynkę.
- Nie dziękuj. - Powiedziała tylko i wróciła do chłopaków w kuchni.
- Naprawdę nie chciałbym być twoim wrogiem. - Wasyl patrzył na nią z pełnym uznaniem.

Wróciła do mieszkania po dwudziestej. Mniej więcej w połowie pieczenia drugiej partii rogalików dla Kuby zadzwoniła Meg, że Elena ma dokumenty, które potrzebuje "na cito", Skalska nie miała więc wyjścia i musiała odbyć wieczorną wycieczkę do pracy. W mieszkaniu wciąż unosił się przyjemny zapach rogalików, których część leżała na blacie w kuchni z kartką, na której wielkimi literami, ktoś napisał "dziękuję". Zdjęła płaszcz, buty i natychmiast poczuła przeszywające ją zimno. Rozejrzała się zastanawiając się, jak to możliwe, żeby temperatura w mieszkaniu była taka, jak na zewnątrz i po chwili znalazła odpowiedź w postaci otwartych drzwi balkonowych. Przez głowę przewinęło jej się kilka epitetów w kierunku właściciela, który z pewnością był tego sprawcą. Przeszła przez salon i już miała zamknąć drzwi, kiedy zauważyła coś co wywołało u niej totalne przerażenie. Lewy siedział na szerokiej balustradzie otaczającej taras, plecami do niej, a więc nad samą ruchliwą ulicą. Biorąc pod uwagę, że mieszkanie znajdowało się na czwartym piętrze nie wyglądało to zbyt bezpiecznie.
- Wszystko ok? - Zapytała odruchowo. - Wiesz czasem nie warto...
- Co? - Odwrócił się spoglądając na nią. Po sekundzie wybuchnął niepohamowanym śmiechem. - Myślałaś, że chcę skoczyć? Bo wyglądasz jakbyś miała dostać za chwilę zawału. -Chyba pierwszy raz widziała, żeby tak szczerze się śmiał. - Spokojnie, tu po prostu dobrze się myśli.
- Super. - Rzuciła. Nienawidziła, kiedy ktoś się z niej śmiał, zwłaszcza jeżeli miała dobre intencje. -  Ale wymroziłeś całe mieszkanie. - Oskarżyła go. - Może Cię tu zamknę, a jak już skończysz myśleć to na przykład zastukasz.
Z zwinnością normalną dla sportowca przerzucił nogi z powrotem i zeskoczył na pokrytą płytkami powierzchnię.
- Nie podziękowałem Ci jeszcze. - Powiedział patrząc na nią. - Za to dziś. Właściwie to uratowałaś mi tyłek...
- Bo sam nie umiałeś się odezwać. - Dokończyła.
- Dokładnie. - Zgodził się. - Trochę ciężko jest gdy, ktoś każde ci spakować kilka lat życia i setki planów w karton. Chore prawda? Durne życie.
- Nikt nie mówił, że jest łatwo. - Wzruszyła ramionami.
- Jestem Ci też winny przeprosiny. Miałem ciężki czas, a odbiło się to na Tobie. Tym bardziej chamsko, że obiecałem Kubie, że Ci pomogę. - Tłumaczył się. - Chyba po prostu nie lubię, kiedy ktoś pakuję się z butami w moje życie.
- Czyli bez butów mogę? - Spojrzała na swoje stopy. Stała w progu mieszkania w samych skarpetkach.
Dopiero teraz poczuła, że jest jej zimno. W sumie miała przecież na sobie tylko cienki sweter. Robert też najwyraźniej to zauważył.
- Zwariowałaś? Brakuje tylko, żebyś przeze mnie była chora.
- Aż taka delikatna nie jestem. - Stała patrząc na niego twardo. - To jak będzie z tym wcinaniem się w życie?
Znowu się uśmiechnął.
- Ubierz się. - Powiedział. - Coś Ci pokażę.
Po minucie wróciła w swoich butach i płaszczu.
- Lepiej. - Skinął z uznaniem głową. - To teraz zamknij oczy.
Posłusznie wykonała polecenie. Nie wiedziała jak długo potrwa u Roberta ten stan, ale miała nadzieję, że jak najdłużej. Szli kawałek, po czym poczuła jak jej stopy tracą kontakt z podłożem.
- Ej!
- Spokojnie. - Powiedział Lewy. - Możesz otworzyć.
Zrobiła jak jej polecił i naprawdę na chwilę straciła oddech. Siedziała w miejscu w którym zastała Roberta jak przyszła. Na balustradzie z nogami wiszącymi nad ruchliwą ulicą. Jedna ręka Roberta asekuracyjnie spoczywała na jej ramieniu. Mogła się bać, ale to nie zmieniało faktu, że chyba nigdy nie widziała czegoś tak pięknego. Rozciągała się przed nią cała panorama nocnego Dortmundu, miliony świateł i górujący nad tym stadion Borussii - Signal Iduna Park. Wszystko naprawdę niesamowite.
- To teraz możemy porozmawiać. - Powiedział Robert. Przez chwilę wystraszyła się kiedy usiadł obok, c dlatego, że znaczyło to, iż ją puścił. - Albo raczej ja mogę przyznać, że ostatnio sporo spieprzyłem. Przyjaciele mają mnie za nadętego obrażonego Bobka i chociaż ciężko się przyznać mają rację. Nasza znajomość też nie zaczęła się zbyt szczęśliwie, biorąc pod uwagę, że wylądowaliśmy w szpitalu. A o tym co było dalej, nawet nie warto mówić.
Elena uśmiechnęła się.
- Powinnam z grzeczności zaprzeczyć prawda? - Cały czas patrzyła na miasto. - To może inaczej. - Odwróciła się w jego stronę z poważnym wyrazem twarzy. - Zerujemy to konto. Jestem Elena.
Wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Robert bardzo mi miło.



---------------------------------------------------------------------------

Dobra koniec tych kłótni. Trochę już mnie zmęczyły, myślę, że już nadszedł dobry moment na ocieplenie relacji tej dwójki.
Co do rozdziału to całkiem mi się podoba. Nie miał do końca tak wyglądać, ale czasami historia sama nagle mi się zmienia. Mam nadzieję, że coś z tego wyszło też waszym zdaniem. Przepraszam też, że późno, miałam go przecież dodać już dawno i zawaliłam na całej linii.
Dziękuję wam za wszystkie komentarze, nawet nie wiecie jak są motywujące.:)
Do następnej:) ( bez żadnych deklaracji i obietnic odnośnie terminu)


wtorek, 11 grudnia 2012

Liebster Awards

Przepraszam, wiem, że nowy miał być już dawno, ale jakoś nie mogę się zebrać...siedzi mi w głowie tylko nie mogę go przelać do worda...proszę o jeszcze odrobinkę cierpliwości:)
A tymczasem zostałam nominowana do Liebster Awards, za co bardzo dziękuję:) Tak więc:

Pytania:
1. Kiedy zaczęłaś interesować się sportem?
Euro 2008 - mecz Polska - Niemcy...nie wiem właściwie czemu, ale dokładnie wtedy to się zaczęło.
2. Lubisz skoki narciarskie?
Średnio...właściwie nigdy ich nie oglądam.
3. Ulubiony serial?
Dr House i Pamiętniki wampirów...nie wiem, który bardziej.
4. Gdzie chciałabyś spędzić wymarzone wakacje?
Lazurowe wybrzeże - Francja.
5.  Ulubiony przedmiot szkolny?
Obecnie żaden, ale na studiach każdy tak ma :P Ogólnie to zawsze kochałam chemię.
6. Język angielski vs. język niemiecki?
Angielski.
7.  Lubisz książki i filmy o tematyce fantastycznej?
Pewnie. Wychowywałam się w końcu na Potterze.
8. Co robisz zaraz po przebudzeniu?
Marzę, żeby móc iść dalej spać;p
9. Kiedy założyłaś swojego pierwszego bloga?
Trzecia gimnazjum, czyli jakieś...6 lat temu.
10. Ulubione warzywo?
Ziemniak.
11. Opisz siebie w 3 słowach.
Uparta, złośliwa, roztrzepana.

To by było na tyle:) Nominuję hmm...


A oto moje pytania:
1. Ulubiony zawodnik Reprezentacji Polski...
2. Komu po porażce Polaków kibicowałaś na Euro 2012?
3. Twój ulubiony sport to...
4. Jaki jest twój ulubiony gatunek literacki?
5. Skąd czerpiesz pomysły na dalszy rozwój opowiadania / opowiadań?
6. Ulubiony aktor/ aktorka...
7. Nienawidzę...
8. Cenię...
9. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
10. Szpinak czy brokuły?
11. Gdybyś mogła być kimś innym przez jeden dzień kogo byś wybrała?

sobota, 1 grudnia 2012

7."Świado­mość po­pełnionych błędów bo­li bar­dziej od uderze­nia w policzek".

Ten piątek nie różnił się pozornie niczym od tych, które do tej pory miała okazję spędzić w Dortmundzie. Budzik zadzwonił nieprzyzwoicie wcześnie, autobus był zbyt zatłoczony, a przesiadka i bieg przez skrzyżowanie jak co dzień denerwujący. Taki scenariusz przerabiała codziennie, ale tego dnia coś sprawiało, że miała ochotę rzucać wszystkim co trafiło jej pod rękę. Nie była do końca pewna co powodowało tak negatywne nastawienie. Może padający z niesamowitą jak na końcówkę lutego intensywnością śnieg (naprawdę zima mogłaby już dać sobie spokój i spokojnie pozwolić przyjść wiośnie), może przerażający niedobór kofeiny w organizmie, powodowany brakiem chociażby sekundy przerwy w pracy na napicie się kawy. Pewnie zrobiłaby to przed wyjściem gdyby nie kolejna "koleżanka" Roberta, która zablokowała jej dostęp do łazienki i spowodowała, że o mały włos się nie spóźniła. Właśnie, kolejna impreza z jakimiś dziwnymi ludźmi, którą zorganizował Robert i która nie dała jej spać chyba do trzeciej. To też mógł być powód. Najpewniej jednak wszystkie te czynniki wypływały na nią tak negatywnie, że jak lubiła powtarzać jej mama "bez kija nie podchodź".
- Trzymaj. - O jedenastej, kiedy w końcu udało jej się na chwilę usiąść za biurkiem, Sophie podała jej kubek czarnego, parującego napoju.
- Dzięki. - Wypiła łyk delektując się przyjemnym zapachem. - Wysiadam.
- Właśnie widzę. - Jej koleżanka usiadła na swoim miejscu. - Nowe zlecenia, Meg szaleje, a ty jak zwykle latasz na każde jej zawołanie.
Skalska wzruszyła ramionami. Święta racja, tylko co na to poradzić. Od Meg zależało czy dostanie zaliczenie i pozytywną opinię z tego stażu.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo i przyjemnie.
- Oj, coś mi się wydaje, że nie tylko Meg zalazła Ci dziś za skórę. - Sophie przyjrzała się szatynce badawczo. -Spowiadaj się koleżanko.
- Powiedzmy, że mam pewne problemy ze współlokatorem. - Odpowiedziała zdawkowo. Opowiadanie o Robercie było chyba ostatnią rzeczą, na którą miała teraz ochotę.
- Właśnie. - Sophie wstała. Oczywiście, Elena zdążyła już na tyle poznać koleżankę, żeby wiedzieć jak bardzo uwielbia "ploteczki". - Nigdy mi nie opowiadałaś z kim mieszkasz...
- Elena! - Z interkomu rozległ się głos Meg. Chyba pierwszy raz ten dźwięk jednak ją ucieszył.
- Innym razem Soph.

Jakub Błaszczykowski w czapce z daszkiem i okularach, ukrywających jego tożsamość przed przewijającymi się ludźmi, stał w terminalu Dortmundzkiego lotniska szukając wzrokiem znajomej postaci.

W końcu po chyba dziesięciu minutach oczekiwania wreszcie zauważył wysoką postawną osobę rozglądającą się podobnie jak on. 
- Czołem stary. - Podszedł i w geście przywitania poklepał kumpla po plecach.
- No czołem, czołem kapitanie. - Przybysz odwzajemnił jego gest.
- Jak podróż? - Zapytał Błaszczykowski kiedy kierowali się w stronę wyjścia.
- Kubuś serio? - Brunet zaśmiał się serdecznie. - Zadajesz pytania jak moja mama.
- No wiesz, taka uprzejmość, w końcu jesteś moim gościem.
- Nie pierdol stary co? - Wasilewski wrzucił torbę na tylne siedzenie samochodu kolegi. - Przyleciałem, żeby ustawić naszego misia do pionu i zabalować z kumplami. - Oparł łokcie na dachu patrząc na kapitana reprezentacji. - Więc może od razu bierzmy się do roboty co?

Wracała z pracy w nastroju chyba gorszym niż rano. Zabawne bo nie sądziła, że może być gorzej. Kopała wszystkie kamienie, które napotkała po drodze nie zważając na to, że zostawiają niezbyt estetyczne ślady na jej butach. W sumie nic szczególnego się nie stało, chyba tylko zmęczenie połączone z porannymi powodami jeszcze pogorszyło jej humor. Przeszła przez bramkę mijając stróża, który nawet nie zwrócił na nią uwagi. Z torebki zaczął dochodzić stłumiony dźwięk dzwoniącego telefonu. Zaczęła przetrzepywać jej zawartość nie zatrzymując się i w tym momencie silnie się z kimś zderzyła lądując na zimnym chodniku.

- W porządku? - Mężczyzna podniósł się wyciągając w jej kierunku rękę.
Zawahała się. Nie wiedziała czemu, ale wydał się jej trochę straszny. Gdyby spotkała go sama na ciemnej ulicy z pewnością uciekłaby jak najdalej.
- Tak jasne. - Przyjęła zaoferowaną pomoc i wstała.
- Lena? - Usłyszała znajomy głos i zobaczyło idącego w ich stronę Błaszczykowskiego. - Hej dzieciaku.
- Cześć. - Uśmiechnęła się. - Co tu robisz?
- Idziemy do Roberta. - Wyjaśnił. - Wiesz herbatka, ciasteczka i te sprawy. Lewy w końcu ostatnio jest taki towarzyski.
Zaśmiała się. Chyba tylko Piszczek rozbawiał ją bardziej niż Kuba.
- Co ty nie powiesz...
- Dlatego wytaczam ciężkie działa. - Powiedział z dumą. - Poznałaś już jak widzę Wasyla.
- W dość specyficzny sposób. - Przyznała uśmiechając się do bruneta. - Przepraszam, zagapiłam się. Elena Skalska, bardzo mi miło.
- Marcin Wasilewski. - Odpowiedział wyciągając do niej rękę. - Dla przyjaciół Wasyl i wpadaj na mnie kiedy chcesz ślicznotko.
- Nie błaznuj. - Błaszczykowski pokręcił głową. Cały Marcin Wasilewski. - To co odprowadzimy Cię do domu dzieciaku.
- Jasne.
- Moment. - Wasilewski popatrzył na dwójkę, która już ruszyła w stronę właściwego bloku. - To jest ta laska co mieszka z Lewym?
Nie doczekał się odpowiedzi, więc ruszył za nimi.

Przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. To co zobaczyła jakoś szczególnie jej nie zaskoczyło. Robert siedział na kanapie z paczką Laysów i oglądał transmisję jakiegoś meczu. Salon wyglądał tak jak rano, czyli mniej więcej jakby przeszło przez niego tornado. Nie mieli dziś treningu, a on nawet nie raczył się ruszyć i ogarnąć trochę po wczorajszych gościach. Wzięła głęboki wdech i bez słowa zdjęła płaszcz i buty w czasie gdy Kuba z Wasylem weszli do środka.

- Się masz Misiu. - Wasilewski rozłożył ręce jak ojciec w kierunku syna marnotrawnego. 
- Co tu robisz? - Lewy patrzył na kumpla jakby co najmniej zrobił się zielony i wyrosły mu czułki.
- Tak, tak też miło cię widzieć. - Usiadł obok Lewandowskiego biorąc ze stołu butelkę piwa. - Słyszałem misiu, że coś ostatnio fiksujesz.
- Serio? - Robert popatrzył na Kubę. - Ściągnąłeś Wasilewskiego, żeby mnie ustawił do pionu?
Kuba wzruszył ramionami. Co poradzić. Martwił się o przyjaciela, którego humory dawały się już wszystkim we znaki, a wiedział, że Marcin potrafi niejednemu przemówić do rozumu, dlatego razem z Piszczkiem zaprosił kolegę na kilka dni do Dortmundu.
- Nie no to już chyba przegięcie!?
Wszyscy trzej odwrócili głowę w stronę Eleny. Szatynka stała w kuchni trzymając w ręce ceramiczne kolorowe kawałki. Jej ukochany kubek, który z pewnością już do niczego się nie nadawał.
- Spadł wczoraj...
- Spadł? 
Zarówno Błaszczykowski jak i Wasilewski obserwowali dziewczynę. Kuba odkąd poznał Elenę jeszcze nie widział jej tak zdenerwowanej.
- Daj spokój. - Robert też wyczuł że sytuacja jest ciężka. - Przepraszam, odkupię Ci...
- Nie nie odkupisz. - Podeszła do niego z rządzą mordu na twarzy. - To był prezent, pamiątka. Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić swoje przepraszam? Z resztą i tak masz to gdzieś. Biedny zraniony Robert. "Wszyscy skaczcie koło mnie na palcach, a ja będę się mógł nad sobą użalać".
- Nic Ci do tego. - Rzucił.
- Jasne. Rób sobie co chcesz, serio. Udawaj, że masz wszystko i wszystkich gdzieś, pij, pieprz się z kim chcesz. Nie obchodzi mnie to. Przynajmniej dopóki twoi goście nie niszczą moich rzeczy, a panienki nie blokują rano łazienki.
- Przyznaj, że chciałabyś być na ich miejscu.
Cała złość, którą zbierała w sobie od rana właśnie się przelała. Właściwie sięgnęła granicy, kiedy zobaczyła rozbity kubek, ale to co usłyszała naprawdę zagotowało jej krew w żyłach. W ułamku sekundy znalazła ujście dla wszystkich tych emocji, kiedy jej prawa dłoń przecięła powietrze i zatrzymała się na jego policzku.
- Dupek.
Odwróciła się na pięcie i wbiegła po schodach na górę.
Robert stał jak osłupiały masując czerwieniejący policzek. Nie mniej zdziwieni wybuchem dziewczyny byli Kuba i Wasyl, wciąż z boku obserwujący całą scenę.
- Łał. - Stwierdził Marcin.- Dziewuszka ma temperament. 
- Co...
- Cicho misiu. - Wasilewski uciszył Roberta. - Sam bym Ci chętnie poprawił za totalny brak szacunku w stosunku do kobiet. Tyle, że nie mam serca kopać leżącego.

Mieli rację. Wszyscy dookoła mieli rację. Zachowywał się jak dupek i najgorsze, że miał tego pełną świadomość, a i tak to robił. Dawno już pogubił się w rachubie dziewczyn czy imprez, które zaliczył. Ani jedno, ani drugie nie miało szczególnego znaczenia, ale zapewniało chwilową rozrywkę. To w sumie wystarczało. Na treningach i meczach dawał z siebie wszystko, co odbijało się w liczbie strzelonych bramek. W końcu mimo wszystko piłka była jego życiem i jedyną miłością, która mu została i wciąż dawała tą samą energię. Tyle, że zaraz po wyjściu z szatni wracał do mieszkania, w którym mieli zamieszkać po ślubie i do wszystkich swoich żalów. Bo jak nie mieć, żalu kiedy przez kilka lat kochasz kogoś, myślisz, że z wzajemnością, a na koniec słyszysz: "Było miło, ale nie jest nam razem po drodze". Ona spieprzyła ich związek, a on w odwecie relacje z ludźmi, którzy go otaczali. Tak naprawdę jedynie na złość sobie samemu. To proste. Ludzie odchodzą. Zawsze, bo tacy już są. Łukasz czy Kuba, przyjdą pograć w fifę, wypiją kilka piw, albo zaliczą wszyscy razem udaną imprezę. Ostatecznie jednak wrócą do szczęśliwych rodzin. Elena - to była zupełnie inna sprawa. Tak naprawdę cieszył się, że jest, że nie wracał do pustego domu, że ktoś siedział w kuchni i pił kawę kiedy przychodził. Tyle, że ona też wyjedzie. Wróci do narzeczonego, a on pewnie zostanie sam. Rachunek był prosty. Nie przywiążesz się do nikogo- nikogo nie stracisz.

 Dlatego starał się raczej ją ignorować. Złamał się dopiero w walentynki. Samotność w taki dzień była zbyt przytłaczająca. Zdziwił się jak dobrze mu się z nią rozmawiało. Elena miała na wiele spraw podobne spojrzenie, ale kiedy się z nim nie zgadzała nie bała się o tym mówić czy kłócić. Definitywnie ten wieczór,był najprzyjemniejszym od kiedy po przerwie zimowej wrócił do Dortmundu. Pluł sobie w brodę, za to że nie zmienił wtedy swojego zachowania, tak samo jak za to co powiedział niecałe dwa tygodnie później. W pełni zasłużył na ten policzek, sam dałby sobie w twarz gdyby Elena tego nie zrobiła. Nie dziwił się też, że od tego czasu całkiem przestała się do niego odzywać. Bardziej niż policzek piekły go wyrzuty sumienia i złość na samego siebie. Obiecał Kubie, że zajmie się jego narzeczoną, a tymczasem totalnie zawalił i teraz dziewczyna pewnie się wyprowadzi. Po co innego byłaby gazeta z ogłoszeniami, którą w pośpiechu musiała zostawić na stole w kuchni, a którą znalazł gdy wrócił z treningu? 
- Idiota - pomyślał kopiąc w szafkę ze złości. - Chyba wreszcie trzeba się ogarnąć.


-----------------------------------------------------------------


Sama nie wiem...tak naprawdę chciałam to chyba napisać inaczej, bo w sumie projekt tego rozdziału mam  w głowie już od jakiegoś czasu. Cóż, wyszło jak wyszło. Może nie uciekniecie z krzykiem, w trakcie czytania.

Ktoś czasem musi przyłożyć, żeby ktoś inny się ogarnął i tadam...nie musi to być Wasyl:). 
Po dwóch miesiącach odzyskałam komputer...mój własny, kochany:). Dlatego mam nadzieję, że czas pozwoli mi częściej dodawać nowe rozdziały, bo głowę mam pełną pomysłów. Więc nowy może jutro? Co wy na to?:)
Mogę też wreszcie spokojnie nadrobić zaległości u Was, a troszkę się tego nazbierało.
Do następnej w takim razie;)