sobota, 30 marca 2013
12. "Są w życiu chwile, w których trzeba podjąć ryzyko i dać się ponieś szaleństwu. "
Wasyl obudził się i pierwszą myślą, która przemknęła przez jego głowę były fakt, że kanapa, którą Lewandowski umieścił w salonie może i była stylowa i elegancka, ale również cholernie niewygodna. Zdecydowanie zbyt niewygodna na jego ponad trzydziestoletnie kości. Masaż i to najlepiej wykonany przez młodą i atrakcyjną absolwentkę fizjoterapii byłby w tym momencie prawdziwym spełnieniem jego marzeń, ale póki co musiała mu do tego celu wystarczyć własna ręka, którą kilkakrotnie przejechał wzdłuż linii kręgosłupa.
- No proszę. - Wasyl odwrócił się w stronę z której pochodził głos i zobaczył Lewego w najlepsze zajadającego się kanapkami. - Nie uwierzysz, ale tak sobie wczoraj rozmawialiśmy z chłopakami po meczu, że dawno nie było żadnych wieści od Wasyla i proszę wracam do domu, a ów Wasyl śpi na mojej kanapie.
- Poprawka. - Wasyl wstał krzywiąc się z bólu. - Na twojej cholernie niewygodnej kanapie. Wisisz mi wizytę u masażysty.
- Pewnie. Jeszcze dziś zapiszę Cię do naszego fizjoterapeuty. - Robert wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Scott na pewno się ucieszy mogąc ulżyć twoim starym kościom. W sumie niesamowite, facet ma prawie pięćdziesiątkę, a wciąż potrafi tak przycisnąć...
Mina Wasyla wyraźnie wskazywała, że żarty Lewandowskiego nieszczególnie go bawią.
- Oj...co Ty lewą nogą wstałeś Wasylku?
- Kręgosłup mnie boli, a jakby tego było mało to wyobraź sobie, że koło drugiej w nocy obudziły mnie czyjeś radosne ploteczki w kuchni. - Wasyl wreszcie uśmiechnął się na widok spuszczonego wzroku kumpla. - Jak mniemam misiu, mają one jakiś związek z twoim znakomitym humorem. W ogóle ptaszki w Dortmundzie ćwierkają, że Elenka ma na ciebie całkiem dobry wpływ.
- A te ptaszki zapewne nazywają się Łukasz i Kuba. - Robert przewrócił oczami. - Najlepsze plotkary mogłyby się od nich uczyć, a Ty ich słuchasz?
- Nie udawaj głupiego co? - Wasyl uniósł brew. - Pamiętaj, że wujka Wasyla nie oszukasz.
- Nie będę Ci się tłumaczył. - Lewy nagle zafascynował się swoją kanapką.
- Widzisz, czyli jednak masz z czego. - Wasyl radośnie klasnął w dłonie. - Mówiłem, że ze mną misiu nie wygrasz.
Ich wymianę zdań przerwała Kasia, która zeszła na śniadanie.
- Witam piękną panią. - Wyszczerzył się Wasyl. - Może kanapeczkę? - Zabrał talerz Lewego, i podsunął dziewczynie. - Jak się spało?
- Dobrze.
- Jasne częstuj się. - Dodał Robert na widok miny dziewczyny, która nie była pewna, czy gospodarz nie będzie miał nic przeciwko, że tak brutalnie zostało mu odebrane śniadanie. - Ja będę zbierał się na trening. - Przechodząc obok Wasyla nachylił się jeszcze do jego ucha. - Don Juan od siedmiu boleści.
Wasyl odgryzł się kopiąc go niezbyt delikatnie w łydkę przez co Lewandowski jęknął głośno, skrzywił się i z bólem wymalowanym na twarzy pomaszerował po swoją torbę treningową.
- Mam wrażenie, że przez pomyłkę trafiłam do przedszkola. - Zaśmiała się Kasia obserwując z boku całą sytuację.
- Spokojnie. - Odpowiedział Wasyl. - Dzieci już wychodzą.
Robert stasakował go wzrokiem, ale uznał, że nie ma czasu na słowne przepychanki i wyszedł na trening.
- To co? - Wasilewski zrobił swoją najbardziej reprezentacyjną minę. - Może po śniadaniu pokażę Ci trochę miasto?
- Możesz mi powiedzieć gdzie byłaś?
Kiedy Kasia kilka godzin później wróciła do mieszkania Lewandowskiego zastała tam już Elenę, która nie wyglądała na zadowoloną.
- Wasyl oprowadził mnie po mieście. - Odpowiedziała spokojnie. - Byliśmy na treningu chłopaków, potem u takiego blondyna Błaszczykowskiego chyba...
- Nie mogłaś napisać? Zadzwonić?
- Przepraszam. - Odpowiedziała. - Nie pomyślałam. Lenka proszę Cię nie baw się w moją mamę. Jestem duża i nic mi nie będzie. Marcin jest naprawdę miły i taki uroczy.
Uroczy? Elena mogła na wiele sposobów określić Marcina Wasilewskiego, ale uroczy byłby chyba ostatnim, który przyszedłby jej do głowy.
- Ok. Nie wtrącam się. - Powiedziała Lena. - Weź tylko pod uwagę, że jest dziesięć lat starszy od Ciebie, a ja nie chcę mieć na sumieniu zawału twojej mamy.
- Jasne, a skoro już jesteśmy przy temacie. - Kasia uśmiechnęła się tajemniczo. - Mamy misję kochana.
Elena doskonale zdawała sobie sprawę, że coś nie jest tak jak być powinno. Może naczytała się za dużo książek i obejrzała zbyt wiele komedii romantycznych, które stworzyły i zakorzeniły w jej podświadomości obraz panien młodych, które w otoczeniu armii wiernych druhen buszowały po sklepach z ekscytacją bijącą z twarzy niczym neonowy afisz dyskoteki w środku nocy. Możliwe też, że wyniosła takie przeświadczenie z dwukrotnego bycia świadkiem na ślubie. Tak czy inaczej nijak nie mogła w tym momencie dopasować tego obrazu do siebie. Właściwie to nigdy do niej nie pasował, a od początku lutego stopniowo coraz bardziej się oddalał. Przygotowania zamiast cieszyć i ekscytować raczej budziły w niej niechęć. Większością oczywiście z największą chęcią zajęły się matki - całkowicie przeczący stereotypom duet idealnie dogadujących się teściowych. Elenie zostało tylko kilka rzeczy do zrobienia, a właściwie tylko ostatecznego zatwierdzenia, a i tak odwlekała je wszystkie na ostatnią chwilę, jak chociażby menu, które wciąż tkwiło nawet nie otwarte w jej skrzynce mailowej. Pewne rzeczy musiała jednak załatwić osobiście i jedną z nich była właśnie misja z którą przyjechała Kasia. Zakup sukni ślubnej. W piątkowe popołudnie urwała się z pracy godzinę wcześniej i tak właśnie trafiła w miejsce będące prawdziwym rajem dla panien młodych w asyście armii może nie druhen, ale równie bojowo nastawionych na znalezienie idealnej sukienki kobiet. Ewa, Agata i Kasia wpadły między regały co jakiś czas wzdychając i przynosząc jej kolejne kreacje jak ta, w której właśnie stała przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.
- Nie zdecydowanie nie. - Kasia przyjrzała się jej uważnie. - Wyglądasz trochę jak biała beczka. Załóż tą. - Podała jej wieszak z kolejną sukienką.
- Lenka uśmiech. - Ewa zatrzymała się zwracając dziewczynie uwagę. - Wyglądasz jakbyś chciała zwiać.
- Oczywiście, że nie. Przecież wiesz jak kocham zakupy.
- Bez ironii kochanie. - Dorzuciła Agata, bo Ewa akurat odebrała telefon i stała z boku żywo gestykulując.
- Przepraszam. - Elena wzruszyła ramionami. - Jestem zmęczona, miałam ciężki dzień w pracy.
- Wybaczam - Stwierdziła Błaszczykowska. - A teraz migusiem do przymierzalni.
-...Głowy kiedyś zapomnisz kochanie. - Powiedziała Ewa rozbawiona, wracając do towarzyszek. - Wiesz gdzie jesteśmy, tylko się pospiesz. - Rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni jeansów. - Mój kochany, ogarnięty mężulek zapomniał kluczy, a wcześniej skończyli dziś trening. Wpadną tu za chwilę.
Agata skinęła głową i wróciła do przeszukiwanie z Kasią wieszaków.
- Mam!! - Krzyknęła dosłownie sekundkę później uradowana. - Lena rozbieraj się. - Popędziła z wieszakiem w stronę przymierzalni.
- Co? - Skalska wychyliła głowę jedną ręką mocując się z zamkiem na plecach, który udało jej się dopiero przed sekundą zapiąć.
Błaszczykowska z wyrazem tryumfu rozprostowała przed nią sukienkę, a Elenie pierwszy raz od początku zakupów zaświeciły się oczy. W prawdzie nastawiała się raczej na skromną, prosta sukienkę, ale Agata trzymała w rękach prawdziwe cudo. Bez zastanowienia zabrała jej wieszak i z powrotem zniknęła za kotarą. Tymczasem pozostałe panie na chwile przerwały poszukiwania i usiadły na kanapach sięgając po kawę, którą na samym początku zakupów przygotowała dla nich ekspedientka. Zanim Elena zdążyła się przebrać cicho zadźwięczał dzwonek zawieszony nad drzwiami wejściowymi.
- Witam dziewczęta. - Wasyl teatralnie skłonił się kobietom. Za nim do salonu weszli Piszczek, Kuba i Lewy. Dwaj ostatni wcale nie wyglądali na przekonanych co do słuszności wizyty w tym miejscu.
- Przyszedłeś po klucze z obstawą? - Zdziwiła się Ewa.
- Chciałem tylko wpaść na sekundkę, ale Wasyl uparł się, żeby pomóc Lenie szukać sukienki.
- Sam chciałeś. - Zaczął się bronić Wasilewski. - Ja tylko się zgodziłem.
- Agatka. - Elena wychyliła się zza zasłony. - Chodź na sek...a wy tu czego?
- Jaka milutka. - Wasyl rozsiadł się na kanapie między Ewą i Kasią. - No pokaż się panienko. Wujek Wasyl zaraz tu fachowym okiem oceni co i jak.
- Moment. - Lena westchnęła zrezygnowana. - Agatka pomóż. Nie mogę sięgnąć, żeby się zapiąć.
Błaszczykowska szybko podeszła i natychmiast bez problemu zapięła zamek.
- W sumie nie jest źle. - Elena wyszła i przejrzała się w dużym lustrze. Obróciła się i stanęła przodem do zgromadzenia. - Chyba się nada.
Dziewczyny uśmiechały się rozpromienione i ochoczo kiwały głowami, Łukasz i Kuba przecierali oczy ze zdziwienia, a Lewy stał i wpatrywał się w dziewczynę jak w jakiś wiszący w kościele obrazek.
- Zaraz jakąś muchę połkniesz. - Upomniał go Kuba cichaczem. - No dzieciaczku. Wyglądasz świetnie.
- Świetnie. - Wasyl wstał ze swojego miejsca i podszedł do Eleny. - Idealnie, a nie świetnie. Powiedz tylko słowo o pani, jeszcze dziś ściągnę księdza, a jutro będziemy w podróży poślubnej na Krecie.
- Chyba na tym co Kubie ostatnio rabatki w ogródku rozkopał. - Stwierdził Piszczek. - Ale fakt faktem, że jakbym nie był żonaty...a moja cudowna i wspaniała żona nie stała tu obok. - Dokończył na widok spojrzenia Ewy. - To no...no wiesz.
- Robert? - Elena uśmiechnęła się do Lewandowskiego. - Co myślisz...tak obiektywnie...
- Tak właściwie. - Zaczął się przez chwilę zastanawiać. - W sumie to rozważam, jak dużym skandalem byłoby gdyby świadek porwał pannę młodą z wesela.
Zapadła wyjątkowo niezręczna cisza.
- Nie słuchaj go.- Stwierdził Kuba próbując rozładować atmosferę. - Dostał dziś piłką w głowę na treningu i od tej pory głupie żarty się go trzymają.
- Tak, racja. - Przyznał Robert.
- Ej Lena, a myślisz, że mogłabyś się jutro tak ubrać na imprezę u Santany?
Elena parsknęła śmiechem, ale nie mogła się pozbyć wrażenia, które wywarły na niej słowa Roberta i tego jak kusząco zabrzmiała dla niej ta propozycja.
Sobota
Felipe Santana obchodził urodziny siedemnastego marca, ale ze względu na ważne mecze zmuszony był przesunąć imprezę której z utęsknieniem wyczekiwała chyba cała ekipa Borussi. Po wygranych w ostatnim czasie meczach ze Stuttgartem i Frankfurtem wszyscy byli w doskonałych nastrojach. Jak zwykle bywa w takich wypadkach dwadzieścia kilka zaproszonych osób rozmnożyło się bo każdy przyprowadził znajomych, a Ci znajomych znajomych. Ot chociażby Kuba Błaszczykowski prócz żony przyprowadził ze sobą Marcina Wasilewskiego, a Robert oprócz Eleny, której wszyscy się spodziewali zabrał też Kasię. Młoda panna Wilk, która ostatnie dni spędziła głównie w towarzystwie Wasyla praktycznie natychmiast zniknęła w razem z nim w tłumie. Kuba razem z żoną zaczął szukać solenizanta, a Elena wzrokiem wyłowiła z tańczących postaci Ewę Piszczek.
- Spóźniliście się. - Łukasz z kolorowym drinkiem w ręku wyrósł przed nimi niczym zjawa.
- Kobiety. - Skwitował, krótko Robert, a Piszczek potrząsnął ze zrozumieniem głową.
- Ej! - Elena z oburzeniem popatrzyła na obu. - Spędziłam w łazience mniej czasu niż ty. - Dla podkreślenia swoich słów dźgnęła Lewego z całej siły palcem w klatkę piersiową.
Prawda była taka, że najwięcej czasu w łazience spędziła Kasia, która wystroiła się w krótką kremową sukienkę i wyprostowała całkowicie swoje długie włosy. Ku przerażeniu Eleny, trzy czwarte obecnych na imprezie mężczyzn z uwagą przyglądało się jej przyszłej szwagierce i Skalska dałaby sobie rękę uciąć, że wie co chodzi im po głowie. Dzisiejszego wieczoru wyjątkowo cieszyła ją świadomość, że Kasia będzie się trzymać Wasilewskiego. Sama zdecydowała się na wygodne jeansy, czarną bokserkę i kolorową chustkę. Może nie prezentowała się tak atrakcyjnie jak Kasia, ale z pewnością czuła się swobodnie i wygodnie.
- Ja tam nie wnikam w wasze wewnętrzne problemy łazienkowe. - Stwierdził Piszczek. - Wiele nie straciliście w każdym razie. Robercik weź potrzymaj. - Wcisnął Lewemu do ręki drinka. - Któryś z Benderów, zabij mnie, ale nie powiem Ci który porwał mi, żonę, w takim razie...mogę panią prosić?
Elena chętnie podała mu rękę i dała się zaciągnąć w tłum postaci wirujących na środku salonu w rytm lecącej z głośników muzyki. Robert patrzył na nich przez chwilę po czym skierował się do ustawionego w kącie stołu barowego przy którym Reus i Goetze tworzyli fantazyjne napoje o mimo wszystko wątpliwej zdatności do spożycia.
Dwie godziny później Piszczek razem z Kubą siedzieli z boku popijając piwo podczas gdy ich żony tańczyły z braćmi Bender.
- Stary, chyba będę musiał z kimś sobie pogadać. - Łukasz zaczął wstawać.
- Siedź. - Kuba zatrzymał go ręką. - Nie rób niepotrzebnie siary Piszczuś.
- Co tam panowie? - Dołączył do nich Wasyl razem z Kasią. - Gdzież to podziały się wasze szanowne małżonki?
Piszczek głową wskazał na kobiety.
- Ok. - Rozochocił się Wasyl. - Czyli idziemy ustawić do pionu tych amantów za piątkę.
- Nigdzie nie idziecie. - Stwierdził Kuba. - Lepiej tam popatrz.
Obrócił Wasyla i wskazał na inną część "parkietu" gdzie aktualnie Elena roześmiana od ucha do ucha tańczyła z niemniej zadowolonym Robertem.
- Uroczo. - Podsumował Wasyl. - Wyczuwam kłopoty panowie.
Ugryzł się w język bo przypomniał sobie o obecności Kasi. Ta najwyraźniej jednak zupełnie nie zwróciła uwagi na jego słowa przypatrując się uważnie Skalskiej.
- Dawno jej takiej nie widziałam - powiedziała w końcu. - Nie wiem jak to robicie, ale to zupełnie inna Lena niż w Poznaniu i nie mówię tylko o tym konkretnym momencie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Zaczął ciągnąć temat Piszczek.
- Że tutaj jest spontaniczna, wesoła i pełna życia, ta w Poznaniu była rozważna, poukładana i zdecydowanie nie dałaby się zaciągnąć na taką imprezę.
- To na pewno siła mojego uroku osobistego. - Stwierdził dumnie Kuba. Spojrzenia całej trójki wyraźnie mówiły, że w to wątpią. - No co?
Piosenka skończyła się i Mats, który aktualnie dorwał się do laptopa uznał, że podkręci ostro tempo puszczając hit mundialu 1998 w wykonaniu Ricky'ego Martina.
- Go, go, go! Ale, ale, ale! - Zaczął się wydzierać wskakując na odsunięty pod ścianę stolik na kawę.
W tym czasie Elena i Robert dołączyli do przyjaciół.
- Lewy, kto by pomyślał, że tak potrafisz się ruszać. - Piszczek przysunął się do kumpla. - Sam bym z tobą zatańczył, ale boję się, że może to zostać źle odebrane.
- Śmiało panowie. - Zachęcił Wasyl. - Tylko poczekajcie, aż skoczę po aparat.
Łukasz kokieteryjnie zamrugał oczami w kierunku Roberta.
- Innym razem, albo jak będę bardziej pijany. - Odpowiedział Lewandowski.
- A ty co tam pijesz koleżanko droga? - Wasyl zainteresował się drinkiem Eleny, wyrywając jej szklankę z dłoni i próbując zawartość. - No chyba żartujesz! Alkoholu w tym tyle, że nawet mrówka by się nie upiła.
- Oddawaj. - Odebrała swoją własność. - Myślę, przyszłościowo. Ktoś musi potem was ogarnąć i pomóc trafić do właściwych łóżek.
- Się znalazła Matka Teresa. - Wasyl nie dawał za wygraną.
- Poza tym, nie tak łatwo mnie upić jak Ci się wydaje Marcinku. Założę się, że mogę wypić więcej niż ty.
- Stoi. - Wasilewski rozpromienił się i wyrwał butelkę wódki z ręki przechodzącego akurat. nieznanego mu zupełnie osobnika. Zabrał ze stołu dwie literatki, wylał resztki ich zawartości na dywan i rozlał do każdej całkiem sporą ilość alkoholu.
- Kubuś...- Elena z nadzieją spojrzała na Błaszczykowskiego.
- Nie patrz na mnie dzieciaku. - Kuba wzruszył ramionami. - Zakład to zakład.
- Zaczynamy?
Elena na sekundę się zawahała, ale sięgnęła po naczynie i równo z Marcinem pod czujnym spojrzeniem reszty opróżniła jego zawartość. Łukasz litościwie podsunął jej natychmiast szklankę soku.
- Brawo. - Pochwalił ją Marcin. - Ale noc jest jeszcze długa kochanie.Przypomnij mi tylko, o co się zakładamy?
- Przegrany robi jutro wygranemu śniadanie do łóżka?
- Pasuje. - Wasyl sięgnął po raz drugi po butelkę.
- Nie tak szybko. - Zatrzymała go Elena. - Teraz chcę zatańczyć z moim braciszkiem. Kubuś?
Błaszczykowski chętnie wstał i poszedł z Leną na parkiet.
- Mam Cię na oku! - Krzyknął jeszcze za nimi Wasyl.
- Mogę? - Lewy wyciągnął rękę prosząc Kasię do tańca.
- Jasne.
- Się nam chłopak rozruszał. - Piszczek zamiast Eleny opróżnił naszykowany przez Wasyla kieliszek. - A ze mną to nie chciał zatańczyć.
Ciężko było właściwie rozstrzygnąć kto wygrał zakład bo Elena i Wasyl pod koniec imprezy okołu trzeciej nad ranem byli w bardzo porównywalnym stanie upojenia alkoholowego. Nie spali gdzieś pod stołem i pewnie trzymali się na własnych nogach, ale obojgu mocno szumiało w głowach i dopisywał doskonały humor. Przyłączyli się do Hummelsa, który po raz kolejny puścił Ricky'ego Martina i razem z nim skakali na środku salonu krzycząc "Go,go,go! Ale, ale, ale!" częściej niż robił to sam piosenkarz. Większość gości już opuściła mieszkanie, a sam gospodarz zniknął w swojej sypialni ponad godzinę temu. Pojedyncze niedobitki tańczyły, a raczej próbowały poruszać się w rytm muzyki lub podsypiały na kanapie i fotelach.
- Zbieramy się. - Stwierdziła Ewa szukając między nakryciami pozostałych gości, kurtki swojej i męża.
To samo robiła Agata podczas gdy Kuba wstawiony, ale całkowicie świadomy próbował odciągnąć do nich Wasyla i Elenę.
- Wasyl kurwa. - Zaklął. - Zrób coś dla muzyki i więcej nie śpiewaj. Idziemy! - Złapał stopera za rękaw koszuli i pociągnął za sobą.
- Zostaw!
- Marcin chodź. - Z pomocą Błaszczykowskiemu ruszyła Kasia. - Robimy u Kuby after party.
- Właśnie. - Poparł ją Kuba. - Ta impreza przy tym co przygotowałem to zabawa w piaskownicy.
- Chyba, że tak!. - Rozochocił się Wasyl.
- Dzięki. - Agata podała wszystkim ich okrycia wierzchnie. - Jedź z nami, to pomożesz nam go w razie czego ogarnąć. Robert poradzisz sobie z Leną?
Lewandowski skinął głową pomagając wyjątkowo posłusznej Elenie założyć kurtkę.
- Najwyżej przerzuci ją przez ramię i zaniesie. - Stwierdził błyskotliwie Piszczek.
- Nie mędrkuj. - Ewa złapała męża pod ramię i wyciągnęła z mieszkania.
Pod blokiem czekały już trzy zamówione taksówki. Ewa z Łukaszem pojechali jedną do siebie, druga zawiozła Kubę, Wasyla, Agatę i Kasię do domu Błaszczykowskich, a trzecią zabrał się Lewy z Eleną.
- Głowa mnie boli. - Jęknęła Skalska kiedy stali już przed drzwiami mieszkania.
Lewandowski mocował się próbując trafić kluczem do zamka. Był w zdecydowanie lepszym stanie niż Elena, ale swoje i tak wypił, a zadanie dodatkowo utrudniała mu panująca na klatce schodowej ciemność.
- Poczekaj do jutra. - Odpowiedział i w końcu przekręcił klucz w zamku. - Mam nadzieję, że masz jeszcze te swoje tabletki. No chodź chodź.
Nie zapalał światła wiedząc z doświadczenia, że ostre światło nie jest zbyt przyjemne przy tego typu bólu głowy. Po omacku zaprowadził Elenę za rękę do jej pokoju. Dziewczyna natychmiast położyła się na łóżku i zwinęła w kłębek. Zabrał leżący z boku koc i przykrył ją po czym na palcach zaczął kierować się do wyjścia.
- Zostań. - Usłyszał cichy głos.- Lepiej się będę czuła jak ze mną zostaniesz.
Nie odpowiedział, ale cofnął się i zdejmując wcześniej buty położył po drugiej stronie łóżka. Po chwili Elena przysunęła się i przytuliła do jego ramienia.
- Zabawne. - Stwierdziła.
- Co jest takie zabawne?
- Niby zachowywałeś się w stosunku do mnie jak skończony dupek przez większość naszej znajomości, a i tak myślę, że gdyby nie Kuba mogłabym się w Tobie zakochać.
Całkowicie go zaskoczyła i miał sto procent pewności, że gdyby nie alkohol w życiu by tego nie powiedziała. Nie od dziś wiadomo, że procenty szalejące we krwi rozwiązują język lepiej niż cokolwiek innego. Co miał niby odpowiedzieć? Że myśli tak samo? A może, że wcale nie żartował w tym cholernym salonie sukni ślubnych?
- Lena słuchaj...
Odpowiedział mu tylko równy oddech i cichutkie pochrapywanie. Uśmiechnął się pod nosem, otoczył dziewczynę ramieniem przyciągając bliżej i po chwili sam usnął.
Ten poranek był z pewnością najcięższym jaki przeżyła do tej pory. Otworzyła oczy tylko po to, żeby zamknąć je natychmiast chroniąc przed nadmierną ilością światła, która wzmagała tylko koszmarny ból głowy.
- Niech cię cholera Wasilewski. - Stwierdziła kolejny raz uchylając powieki.
Tym razem wytrzymała falę bólu i po swojej prawej stronie zobaczyła Roberta, który spał z lekko rozchylonymi ustami i błogim wyrazem na twarzy. Chwilę się zastanowiła i z zakamarków pamięci wygrzebała to, że sama poprosiła go, żeby tutaj został odkopując też przy okazji to, co powiedziała później.
- Brawo. - powiedziała sama do siebie. Po cichu liczyła, że Lewy tego nie zapamięta i postanowiła udawać, że sama nie pamięta, co łatwo było zwalić na wypity wczoraj alkohol.
Dzwonek do drzwi, który zadzwonił chwilę później zabrzmiał jak wybuch bomby atomowej w samym środku jej głowy. Robert obudził się i nie do końca przytomnym wzrokiem rozejrzał po otoczeniu.
- Pewnie Kasia wróciła. - Elena wstała i skierowała się do drzwi. - Otworzę jej.
Pokonała drogę do drzwi frontowych tak wolno, że dzwonek zdążył zadzwonić jeszcze dwa razy.
- No już. Trzeba było wrócić z nami - mruknęła przekręcając zamek. - Masz szczęście, że boli mnie głowa bo inaczej...Kuba?!
Po drugiej stronie nie zobaczyła Kasi, a jej brata, chyba ostatnią osobę, której w tym momencie się spodziewała.
- Czołem kochanie. - Uśmiechnął się składając na jej ustach pocałunek. - Tęskniłaś?
--------------------------------------------------------------
Napisałam, przeczytałam i stwierdziłam, że chyba wypadam z formy. Jak pisałam to wydawało mi się, że rozdział nie jest zły, ale po przeczytaniu...sama nie wiem ocenę zostawiam wam bo nie chcę już dłużej odwlekać dodawania.
Właśnie...przepraszam, przepraszam, przepraszam...po raz kolejny obiecałam, że rozdział będzie szybko i zawaliłam...wena nie chce ze mną współpracować.Poza tym przez większość marca miałam straszne zamieszanie na uczelni, a jak już ogarnęłam, to zrobiłam sobie wycieczkę na Stadion Narodowy 22 marca i skończyłam z zapaleniem oskrzeli...tylko po to, żeby zobaczyć na żywo mecz, który każdy kibic wolałby wymazać z pamięci...no, ale zobaczyć bohaterów swojego opowiadania na żywo to w sumie całkiem fajne wrażenie:).
Na poprawę humoru Borussia zaliczyła dziś piękny meczyk:)
W ramach małej rekompensaty rozdział nieco dłuższy. Miłego czytania i do (mam nadzieję szybkiej) następnej:)
No i oczywiście Wesołych Świąt wszystkim!
Subskrybuj:
Posty (Atom)