- Ruszać się Panienki! - Trener Klopp stał na środku boiska obserwując swoją drużynę. Kilkunastu młodych mężczyzn biegło równym tempem wzdłuż bocznej linii boiska w dwu lub trzyosobowych grupkach. Mimo, że trening trwał już ponad trzy godziny, a zmęczenie zaczynało dawać im się we znaki nie tracili dobrego humoru i raz po raz ktoś parskał śmiechem, albo dla żartu "przypadkiem" wpadł na biegnących za nim kolegów.
Robert Lewandowski biegł obok Reusa zaraz za Piszczkiem i Błaszczykowskim całkowicie zajęty swoimi myślami. Każdy powinien potrafić przyznać się do swoich błędów i przeprosić tych, których te błędy dotknęły. Doskonale o tym wiedział. Pierwszym krokiem, który zrobił było przyznanie się przed samym sobą, że zachowywał się jak buc. Drugim rozmowa i przeproszenie Eleny, która stała się niewinną ofiarą jego problemów. Na koniec zostało mu najtrudniejsze. Kuba i Łukasz. Kumple, którzy mimo jego durnego zachowanie cały czas starali się przywrócić go do pionu.
- Trzydzieści pompek! - Krzyknął trener a wszyscy jak na komendę padli na ziemię.
- Wasyl już pojechał? - Zaczął rozmowę Lewy.
- Rano. - Stwierdził Kuba. - Skończyła mu się przerwa.
- No tak.
- Robercik zbierasz się jakbyś się chciał oświadczać. - Piszczek popatrzył na niego rozbawiony. - A wystarczy powiedzieć "sory chłopaki zachowywałem się jak dupek".
- Co?...Skąd? No tak. Elena - Zapomniał, że Skalska miała z jego przyjaciółmi wyjątkowo dobre stosunki.
- Dokładnie. - Przyznał Kuba. - Rano rozmawiałem z nią, o twoim zaskakującym nawróceniu.
- Taa...powiedzmy, że ktoś mi wreszcie przyłożył.
- I o dziwo nie był to Wasyl. - Stwierdził Piszczek. - To co chcesz nam powiedzieć kochanie?
- Sory chłopaki zachowywałem się jak dupek.
- Myślę, że to wystarczy prawda Kubuś?
- Ujdzie. - Przyznał Błaszczykowski. - Ale nie świruj więcej przez jakąś nie wartą tego panienkę.
- Kuba! Lewy! Łukasz! - Krzyknął trener. - Dodatkowe okrążenie.
Relacje z ludźmi, którzy nas otaczają rzutują na humor, nastawienie odpowiednio budując je lub całkowicie psując. Co do tego Elena nie miała wątpliwości bo widziała to po sobie samej. W ciągu ostatnich kilku dni w jej życiu zmieniło się sporo, a przecież tak naprawdę wydawałoby się, że zmiana zachowania Roberta nie jest niczym wielkim. Może nie zostali nagle najlepszymi przyjaciółmi, ale postęp i tak był widoczny. Lewandowski w końcu przestał traktować ją jak powietrze, albo niepotrzebny element swojej codzienności. Zamiast tego dwa razy zrobił jej rano kawę czekając, aż zwolni mu łazienkę, a raz nawet podwiózł ją do pracy jadąc na trening.
Pierwszy raz perspektywa weekendu nie oznaczała gapienia się w ścianę, albo szukania zajęcia żeby nie siedzieć w domu. Elena postanowiła sobie, że odpocznie i nigdzie się w ten weekend nie ruszy. Przeniesienie się razem z laptopem i książką do salonu było szczytem jej możliwości, a zrobiła to tylko dlatego, że w swoim pokoju nie miała telewizora.
- Czołem dzieciaku. - Do mieszkania z impetem wparował Kuba, a zaraz za nim Łukasz i Marco Reus. - Co...Ej! Ty jeszcze śpisz?
- Odpoczywam. - Poprawiła go podkładając sobie jedną z poduszek pod plecy. - Słyszeliście o czymś takim jak dzwonek?
-Wpadliśmy po Lewego. Swoją drogą ładna pidżamka. - Wtrącił Piszczek ignorując jej uwagę. - Ale na mecz chyba tak nie pójdziesz?
- A niby czemu? - Zapytała patrząc na swoje spodnie w SpoongBoby. - Kreskówki są ostatnio na topie. Poza tym nigdzie się dzisiaj stąd nie ruszam.
- No ej...Lena. - Marco usiadł obok dzieczyny na kanapie z poważna miną. - Przecież nam tego nie zrobisz, mamy bilet do strefy vip specjalnie dla ciebie.
- Gadaj zdrów. - Na schodach pojawił się Robert ze sportową torbą przewieszoną przez ramię. - I tak jej nie namówisz. Po prostu ma nas gdzieś.
- Ej! - Oburzyła się szatynka. - Nie mam. Miałam ciężki tydzień. - Rozejrzała się. Kuba grzebał w lodówce szukając czegoś do picia, Marco wciąż lustrował ją wzrokiem siedząc tuż obok, Piszczek opierał się o scianę wlepiając w nią równie badawcze spojrzenie co kolega, a Robert mocował się przy drzwiach z zamkiem błyskawicznym kurtki. Żaden nie miał nic ciężkiego pod ręką. - Poza tym nie przepadam za piłką. - Kuba zakrztusił się wodą.
- No wiesz...
- Mimo tego, że was uwielbiam to mecz Borussi z jakimś hot-dogiem...
- Hamburgerem... - Poprawił ją Piszczek
- Mniejsza z tym. - machnęła ręką. - W każdym razie nie ma szans, żebym się stąd ruszyła.
- Bluźnisz koleżanko. - Skwitował Reus.
- Może. - Uśmiechnęła się. - Tyle, że to nie mnie trener zabije za spóźnienie na trening przed meczem.
- Jasny gwint.
Cała trójka w ekspresowym tempie dołączyła do czekającego już przy drzwiach Lewego.
- To siedź sobie tu sama leniu. - Stwierdził na odchodnym Piszczek, który wychodził ostatni. - Aha... - cofnął się jeszcze zanim zamknął drzwi. - I uważaj z tym. - Spojrzał znacząco na paczkę chipsów i żelki, leżące na stoliku. - Pamiętaj, że najpierw idzie w tyłek a potem w...
- Zjeżdżaj...
Poduszka z impetem wyleciała w jego kierunku, ale odbiła się od zamkniętych drzwi. Elena zaśmiała się serdecznie i sięgnęła po żelki otwierając laptopa.
Przykryła głowę poduszką, ale nie było to w stanie stłumić dźwięku dzwonka, który przeszywał od minuty nocną ciszę. "Nie ma mowy" pomyślała. Komórka, którą wyciągnęła z pod poduszki poinformowała ją, że dochodzi druga w nocy. Za żadne skarby nie zbierze się z łóżka, żeby otworzyć. Ktokolwiek się dobija ma pecha. Tyle, że najwyraźniej ten nocny gość nie miał zamiaru odpuścić i dosłownie uwiesił się na dzwonku. Przez głowę przeleciała jej setka epitetów pod adresem Roberta, bo to najpewniej on zapomniał kluczy, ale w końcu się zebrała. Była w połowie schodów, kiedy dało się słyszeć chrzęst w zamku i sekundę później do mieszkania dosłownie wpadło trzech mężczyzn.
- Odpoczywam. - Poprawiła go podkładając sobie jedną z poduszek pod plecy. - Słyszeliście o czymś takim jak dzwonek?
-Wpadliśmy po Lewego. Swoją drogą ładna pidżamka. - Wtrącił Piszczek ignorując jej uwagę. - Ale na mecz chyba tak nie pójdziesz?
- A niby czemu? - Zapytała patrząc na swoje spodnie w SpoongBoby. - Kreskówki są ostatnio na topie. Poza tym nigdzie się dzisiaj stąd nie ruszam.
- No ej...Lena. - Marco usiadł obok dzieczyny na kanapie z poważna miną. - Przecież nam tego nie zrobisz, mamy bilet do strefy vip specjalnie dla ciebie.
- Gadaj zdrów. - Na schodach pojawił się Robert ze sportową torbą przewieszoną przez ramię. - I tak jej nie namówisz. Po prostu ma nas gdzieś.
- Ej! - Oburzyła się szatynka. - Nie mam. Miałam ciężki tydzień. - Rozejrzała się. Kuba grzebał w lodówce szukając czegoś do picia, Marco wciąż lustrował ją wzrokiem siedząc tuż obok, Piszczek opierał się o scianę wlepiając w nią równie badawcze spojrzenie co kolega, a Robert mocował się przy drzwiach z zamkiem błyskawicznym kurtki. Żaden nie miał nic ciężkiego pod ręką. - Poza tym nie przepadam za piłką. - Kuba zakrztusił się wodą.
- No wiesz...
- Mimo tego, że was uwielbiam to mecz Borussi z jakimś hot-dogiem...
- Hamburgerem... - Poprawił ją Piszczek
- Mniejsza z tym. - machnęła ręką. - W każdym razie nie ma szans, żebym się stąd ruszyła.
- Bluźnisz koleżanko. - Skwitował Reus.
- Może. - Uśmiechnęła się. - Tyle, że to nie mnie trener zabije za spóźnienie na trening przed meczem.
- Jasny gwint.
Cała trójka w ekspresowym tempie dołączyła do czekającego już przy drzwiach Lewego.
- To siedź sobie tu sama leniu. - Stwierdził na odchodnym Piszczek, który wychodził ostatni. - Aha... - cofnął się jeszcze zanim zamknął drzwi. - I uważaj z tym. - Spojrzał znacząco na paczkę chipsów i żelki, leżące na stoliku. - Pamiętaj, że najpierw idzie w tyłek a potem w...
- Zjeżdżaj...
Poduszka z impetem wyleciała w jego kierunku, ale odbiła się od zamkniętych drzwi. Elena zaśmiała się serdecznie i sięgnęła po żelki otwierając laptopa.
Przykryła głowę poduszką, ale nie było to w stanie stłumić dźwięku dzwonka, który przeszywał od minuty nocną ciszę. "Nie ma mowy" pomyślała. Komórka, którą wyciągnęła z pod poduszki poinformowała ją, że dochodzi druga w nocy. Za żadne skarby nie zbierze się z łóżka, żeby otworzyć. Ktokolwiek się dobija ma pecha. Tyle, że najwyraźniej ten nocny gość nie miał zamiaru odpuścić i dosłownie uwiesił się na dzwonku. Przez głowę przeleciała jej setka epitetów pod adresem Roberta, bo to najpewniej on zapomniał kluczy, ale w końcu się zebrała. Była w połowie schodów, kiedy dało się słyszeć chrzęst w zamku i sekundę później do mieszkania dosłownie wpadło trzech mężczyzn.
- Zdurniałeś!? - Krzyknął leżący na podłodze. Po głosie Elena poznała Łukasza. - Ja do Ciebie po przyjacielsku, a ty mnie popychasz. Tak się Robercik nie robi.
- Jakbyś się nie opierał o drzwi, to byś się nie wywalił. - Lewandowski trzasnął drzwiami i po omacku wymacał w końcu włącznik na ścianie.
Elena obserwowała całą sytuację z góry zastanawiając się czy bardziej ma ochotę ich zabić czy się z nich śmiać.
- Cii....- Kuba opierał się o ścianę próbując utrzymać pion. Przyłożył palec do ust uciszając kolegów - Obudzicie Elenę. Wstawaj Piszczuś.
Podszedł i podał Łukaszowi rękę, ale zamiast pomóc mu wstać wylądował obok niego na podłodze.
- Czy wy wiecie, która jest godzina?! - Zapytała w końcu Elena.
- Cii... - Piszczek powtórzył gest Kuby. - Obudzisz Lenę.
Kuba wybuchnął niepochamowanym śmiechem.
- Z czego rżysz?
- Bo to jest Elena idioto.
Robert próbował ich ominąć, ale potknął się o buty Kuby i wylądował obok reszty.
- Nie powinnaś spać o tej porze? - Zapytał uśmiechając się do dziewczyny.
- Powinnam. - Stwierdziła zakładając ręce na klatce piersiowej. - Ale wyobraź sobie, że jacyś trzej idioci...
- Tylko bez wyzwisk. - Łukasz pogroził jej palcem.
- ...jacyś trzej idioci totalnie się nawalili i mnie obudzili.
- Mówiłem, żebyś nie wisiał na dzwonku. - Kuba rzucił pełne wyrzutu spojrzenie w stronę Roberta. - Ale ty oczywiście musiałeś oprzeć się o ścianę akurat w miejscu gdzie jest przycisk.
- Ja wcale...
- Spokój!. - Krzyknęła dziewczyna. - Zamknąć się wreszcie. - Wszyscy zamilkli patrząc na nią wyczekująco. - Świetnie. Robert do siebie, a wy do drugiego pokoju gościnnego.
- Nie będę z nim spał. - Łukasz odsunął się od Kuby.
- Dobra to kładź się na kanapie. - Elena westchnęła zrezygnowana. - Przyniosę Ci koc.
Weszła na górę i po dwóch minutach wróciła z puchatym szarym kocem.
- Trzymaj. - Rzuciła go Łukaszowi na kanapę. - A wy na co czekacie?
Tak jak się spodziewała kiedy od dwunastej zeszła na dół zastała całą trójkę w opłakanym stanie. Łukasz leżał na kanapie rozmasowując sobie palcami skronie i jęcząc, że kanapa jest koszmarnie niewygoda, Kuba robił mniej więcej to samo tylko siedząc w fotelu, a Robert z wyrazem twarzy godnym męczennika przeszukiwał szafki w kuchni.
- Cześć wszystkim! - Zawołała specjalnie zbyt głośno.
- Ciii... - Łukasz przyłożył palec do ust. - Miej litość kobieto.
- Litość? Za budzenie o drugiej?
- Znalazłeś? - Kuba krzyknął w stronę Roberta, ale natychmiast się skrzywił i wrócił do poprzedniej pozycji.
- Nie. Elenka ty miałaś takie magiczne lekarstwo. - Lewy popatrzył na dziewczynę błagalnie. - Dawałaś mi kiedyś.
- W drugiej szafce za herbatami. Rozpuść w niecałej szklance letniej wody. Piszczek nogi. - Łukasz posłusznie cofnął nogi robiąc jej miejsce. - To rozumiem, że wczoraj wygraliście.
- 2:1. - Potwierdził Kuba. - Żałuj, że Cię nie było.
- Ale wiesz... - Wtrącił Łukasz. - Właściwie to świętowaliśmy wczoraj, że nasz marnotrawny przyjaciel Robercik wrócił do życia. - Robert podał chłopakom po szklance, trzecią zostawiając sobie i usiadł między Eleną a Łukaszem. - Boże, Kocham Cię stary.
- Ciekawe co na to Ewa. - Mruknął Kuba, skupiając się na opróżnieniu swojej szklanki.
- Jasny gwint. Gdzie jest mój telefon?!
- Dzwoniłam do niej rano. - Uspokoiła go Elena. - Powiedziałam, że jesteś tutaj i wrócisz popołudniu.
- Ciebie też kocham. - Stwierdził z entuzjazmem Piszczek. - W ogóle kocham was wszystkich. - Powiedział to za głośno, bo natychmiast złapał się za głowę.
- I od tej miłości, aż rozbolała Cię głowa? - Zapytała szatynka na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Wszystko wskazywało na to, że jej życie w Dortmundzie wreszcie będzie normalne i spokojne, a przynajmniej na tyle normalne i spokojne na ile może być w tym towarzystwie.
-----------------------------------------------------------
Boże...możecie mnie zabić, poćwiartować i cokolwiek wam przyjdzie do głowy, bo nie dość, że nie mogę prawie przez miesiąc znaleźć chwili żeby napisać, to jeszcze wychodzi takie coś jak wyżej. Nie jestem za bardzo zadowolona z tego rozdziału, ale oddaję go w wasze ręce i wam zostawiam ocenę. Obiecuję też że postaram się częściej dodawać nowe notki bo w tym tempie to dwa lata nie wystarczą mi na skończenie tego opowiadania, a nie przewidziałam wcale dużo rozdziałów:p
Cóż z ogłoszeń parafialnych to chyba tyle do następnej:)
- Jakbyś się nie opierał o drzwi, to byś się nie wywalił. - Lewandowski trzasnął drzwiami i po omacku wymacał w końcu włącznik na ścianie.
Elena obserwowała całą sytuację z góry zastanawiając się czy bardziej ma ochotę ich zabić czy się z nich śmiać.
- Cii....- Kuba opierał się o ścianę próbując utrzymać pion. Przyłożył palec do ust uciszając kolegów - Obudzicie Elenę. Wstawaj Piszczuś.
Podszedł i podał Łukaszowi rękę, ale zamiast pomóc mu wstać wylądował obok niego na podłodze.
- Czy wy wiecie, która jest godzina?! - Zapytała w końcu Elena.
- Cii... - Piszczek powtórzył gest Kuby. - Obudzisz Lenę.
Kuba wybuchnął niepochamowanym śmiechem.
- Z czego rżysz?
- Bo to jest Elena idioto.
Robert próbował ich ominąć, ale potknął się o buty Kuby i wylądował obok reszty.
- Nie powinnaś spać o tej porze? - Zapytał uśmiechając się do dziewczyny.
- Powinnam. - Stwierdziła zakładając ręce na klatce piersiowej. - Ale wyobraź sobie, że jacyś trzej idioci...
- Tylko bez wyzwisk. - Łukasz pogroził jej palcem.
- ...jacyś trzej idioci totalnie się nawalili i mnie obudzili.
- Mówiłem, żebyś nie wisiał na dzwonku. - Kuba rzucił pełne wyrzutu spojrzenie w stronę Roberta. - Ale ty oczywiście musiałeś oprzeć się o ścianę akurat w miejscu gdzie jest przycisk.
- Ja wcale...
- Spokój!. - Krzyknęła dziewczyna. - Zamknąć się wreszcie. - Wszyscy zamilkli patrząc na nią wyczekująco. - Świetnie. Robert do siebie, a wy do drugiego pokoju gościnnego.
- Nie będę z nim spał. - Łukasz odsunął się od Kuby.
- Dobra to kładź się na kanapie. - Elena westchnęła zrezygnowana. - Przyniosę Ci koc.
Weszła na górę i po dwóch minutach wróciła z puchatym szarym kocem.
- Trzymaj. - Rzuciła go Łukaszowi na kanapę. - A wy na co czekacie?
Tak jak się spodziewała kiedy od dwunastej zeszła na dół zastała całą trójkę w opłakanym stanie. Łukasz leżał na kanapie rozmasowując sobie palcami skronie i jęcząc, że kanapa jest koszmarnie niewygoda, Kuba robił mniej więcej to samo tylko siedząc w fotelu, a Robert z wyrazem twarzy godnym męczennika przeszukiwał szafki w kuchni.
- Cześć wszystkim! - Zawołała specjalnie zbyt głośno.
- Ciii... - Łukasz przyłożył palec do ust. - Miej litość kobieto.
- Litość? Za budzenie o drugiej?
- Znalazłeś? - Kuba krzyknął w stronę Roberta, ale natychmiast się skrzywił i wrócił do poprzedniej pozycji.
- Nie. Elenka ty miałaś takie magiczne lekarstwo. - Lewy popatrzył na dziewczynę błagalnie. - Dawałaś mi kiedyś.
- W drugiej szafce za herbatami. Rozpuść w niecałej szklance letniej wody. Piszczek nogi. - Łukasz posłusznie cofnął nogi robiąc jej miejsce. - To rozumiem, że wczoraj wygraliście.
- 2:1. - Potwierdził Kuba. - Żałuj, że Cię nie było.
- Ale wiesz... - Wtrącił Łukasz. - Właściwie to świętowaliśmy wczoraj, że nasz marnotrawny przyjaciel Robercik wrócił do życia. - Robert podał chłopakom po szklance, trzecią zostawiając sobie i usiadł między Eleną a Łukaszem. - Boże, Kocham Cię stary.
- Ciekawe co na to Ewa. - Mruknął Kuba, skupiając się na opróżnieniu swojej szklanki.
- Jasny gwint. Gdzie jest mój telefon?!
- Dzwoniłam do niej rano. - Uspokoiła go Elena. - Powiedziałam, że jesteś tutaj i wrócisz popołudniu.
- Ciebie też kocham. - Stwierdził z entuzjazmem Piszczek. - W ogóle kocham was wszystkich. - Powiedział to za głośno, bo natychmiast złapał się za głowę.
- I od tej miłości, aż rozbolała Cię głowa? - Zapytała szatynka na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Wszystko wskazywało na to, że jej życie w Dortmundzie wreszcie będzie normalne i spokojne, a przynajmniej na tyle normalne i spokojne na ile może być w tym towarzystwie.
-----------------------------------------------------------
Boże...możecie mnie zabić, poćwiartować i cokolwiek wam przyjdzie do głowy, bo nie dość, że nie mogę prawie przez miesiąc znaleźć chwili żeby napisać, to jeszcze wychodzi takie coś jak wyżej. Nie jestem za bardzo zadowolona z tego rozdziału, ale oddaję go w wasze ręce i wam zostawiam ocenę. Obiecuję też że postaram się częściej dodawać nowe notki bo w tym tempie to dwa lata nie wystarczą mi na skończenie tego opowiadania, a nie przewidziałam wcale dużo rozdziałów:p
Cóż z ogłoszeń parafialnych to chyba tyle do następnej:)