"Well I hope that I don't fall in love with you
Cause falling in love just makes me blue..."
Irytujący pisk budzika tuż obok ucha skutecznie wyrwał Elenę ze snu. Sięgnęła dłonią pod poduszkę i nie otwierając oczu przejechała palcem po ekranie telefonu uruchamiając drzemkę. Odwróciła się na drugi bok mając nadzieję złapać jeszcze kilka bezcennych minut snu i jej wyciągnięta ręka uderzyła w miękki materiał . Otworzyła oczy. Druga połowa łóżka była pusta i równo zaścielona kołdra przykrywała jedynie poduszkę. Zapomniała już jakim Kuba jest pedantem. Skalska uśmiechnęła się pod nosem jednocześnie zerkając na stojący na nocnej szafce radio-budzik, który wskazywał szóstą zero jeden. Z łazienki dochodził cichy szum wody nie pozostawiając wątpliwości gdzie znajdzie Kubę. Rozejrzała się po podłodze i pierwszą rzeczą która rzuciła jej się w oczy była granatowa koszula. Sięgnęła po nią i już po chwili zapinając guziki kierowała się w stronę uchylonych drzwi.
- Zastanawiałam się gdzie zwiałeś. - Oparła głowę o futrynę mrużąc, wiąż mocno zaspane oczy.
Kuba stał przed lustrem ubrany jedynie w spodnie i szczotkował zęby. Na widok dziewczyny szybko wypluł resztkę pasy i wypłukał usta.
- Nie chciałem Cię budzić. - Uśmiechnął się. - Z resztą dalej wyglądasz jakbyś spała.
- Potrzebuję dziesięciu minut i kawy żeby wrócić do stanu używalności. - Przyznała.
- Czemu mnie to nie dziwi? - Odpowiedział sięgając po maszynkę. - Daj mi dwie minuty i łazienka jest twoja.
- Nie trzeba. - Skalska podeszła do niego i otoczyła rękami pas, wtulając się w plecy. - I tak muszę przed pracą wpaść do mieszkania się ogarnąć. O której macie samolot?
- Dziesięć po dziewiątej, ale jeszcze odprawa i cała reszta.
- Wiesz co? To głupie, ale tak jakoś pomyślałam... - Zaczęła Elena. - ...przyjechałeś na tak krótko i gdybym Cię nie znała mogłabym pomyśleć, że tylko po to, żeby się ze mną przespać.
Kuba przez chwilę wpatrywał się w ich odbicie w lustrze po czym parsknął śmiechem.
- Chyba jeszcze bredzisz przez sen Skarbie.- Odwrócił się stając twarzą do niej. - Jestem tu tylko dlatego, że okropnie się za Tobą stęskniłem i gdybym nie musiał wracać do treningów, uwierz, że zostałbym tu nawet do końca tego twojego stażu.
- Oj wiem. - Elena skinęła głową ze zrozumieniem.
- Świetnie. - Pocałował ją w nos. - Skoczę na dół skombinować dla Ciebie tę kawę.
- A koszula? - Skalska zaśmiała się patrząc na górną część jego garderoby, którą miała na sobie.
- Mam drugą w torbie. - Odpowiedział wychodząc i zamykając za sobą drzwi.
Elena przez chwile patrzyła na ich gładką powierzchnię, westchnęła i zabrała się za ekspresową poranną toaletę.
- Młoda jesteś gotowa?
Kuba wszedł za Eleną do mieszkania Roberta i rozejrzał się.
- Cicho. - Zganiła go Kasia. - Nieboszczyka byś obudził tak się wydzierasz. Jestem spakowana i gotowa braciszku.
- Świetnie. - Spojrzał na zegarek, który wskazywał szóstą czterdzieści. - Mamy idealny czas.
- Głupek. - Skwitowała jego zachowanie siostra. Podeszła do Eleny i serdecznie ją uściskała. - Dzięki za wszystko. Lewemu jak się obudzi też podziękuj jeszcze raz w moim imieniu za gościnę.
- Nie ma za co. - Odpowiedziała Elena. - I oczywiście przekażę. Może jednak pojadę z wami? - Popatrzyła na Kubę.
- Daj spokój. - Uśmiechnął się do niej. - Lepiej się zbieraj do pracy. Pamiętasz? Obiecałaś mi, że zaliczysz ten staż na piątkę.
Podszedł, przytulił ją i pocałował.
- Uważaj na siebie kochanie.
- Jak zawsze.
Zabrał torbę siostry, jeszcze raz odwrócił się i uśmiechnął do Eleny po czym wyszedł, a Kasia pomaszerowała za nim w drzwiach machając jej na pożegnanie.
Pół godziny później Skalska miała już za sobą poranny prysznic i gotowa do pracy robiła sobie w kuchni drugie śniadanie.
- Hej. - Uśmiechnęła się widząc schodzącego na dół Roberta. - Masz szczęście, załapiesz się na kanapki.
- Dzięki. - Odpowiedział zakładając bluzę. - Nie jestem głodny.
- O siódmej rano? To coś nowego.
- Może - stwierdził krótko. - Kuba nie przyszedł z Tobą?
- Poranny samolot do Poznania - wyjaśniła przewracając jednocześnie oczami. - Kasia kazała jeszcze raz podziękować Ci za gościnę.
- Spoko - machnął ręką biorąc butelkę wody z lodówki. - Też tu mieszkasz i możesz przecież mieć gości.
- No tak - przyznała Elena pakując kanapki do torebki. Coś jej nie pasowało w zachowaniu Roberta. - Wszystko ok?
- Pewnie. Czemu pytasz?
- Nie wiem. Po prostu mam wrażenie, że ktoś tu wstał lewą nogą - wyjaśniła.
- Nie wyspałem się - jego odpowiedź zdecydowanie była wymijająca. - Sory muszę się zacząć zbierać na trening - zabrał ze sobą butelkę i skierował się na górę. Był w połowie schodów kiedy odwrócił się na chwilę. - Miłego dnia.
- Nawzajem.
Poniedziałkowy trening Borussi Dortmund był oczywiście idealną okazją do podzielenia się wrażeniami z sobotniej imprezy i uzupełnienia ewentualnych luk w pamięci, których nikomu nie brakowało. Nic więc dziwnego, że od momentu wejścia na murawę trener Klopp co rusz musiał upominać swoich podopiecznych, którzy zbici w mniejsze lub większe grupki prowadzili ożywione dyskusje. W końcu stracił cierpliwość i podzielił wszystkich na maksymalnie dwuosobowe grupy, każdej przydzielając inne ćwiczenia w oddalonych od siebie częściach boiska.
- Następni, których złapię na plotkach biegają dziesięć karnych kółek! - Krzyknął na koniec. - To trening, a nie jakiś cholerny targ.
Łukasz Piszczek, który podstępem podmienił się z Marcelem Schmelzerem i ćwiczył razem z Kubą w okolicy środkowej linii boiska przerwał na chwilę i powędrował wzrokiem, w stronę bramki bronionej przez Weidenfellera, gdzie Lewandowski ćwiczył obecnie rzuty karne.
- Następni, których złapię na plotkach biegają dziesięć karnych kółek! - Krzyknął na koniec. - To trening, a nie jakiś cholerny targ.
Łukasz Piszczek, który podstępem podmienił się z Marcelem Schmelzerem i ćwiczył razem z Kubą w okolicy środkowej linii boiska przerwał na chwilę i powędrował wzrokiem, w stronę bramki bronionej przez Weidenfellera, gdzie Lewandowski ćwiczył obecnie rzuty karne.
- Wiesz co jest grane? - Obrońca zwolnił i zatrzymał Kubę.
- Z czym? - Błaszczykowski popatrzył na przyjaciela zaskoczony. Piszczek nie odpowiedział tylko skinął głową w stronę słupków, gdzie Robert huknął piłką z taką siłą, że przeleciała nad poprzeczką i wylądowała wysoko na trybunach. - A z Lewym. Nie mnie to wiedzieć - Kuba wzruszył ramionami. - Jak ktoś rozszyfruje co siedzi Lewemu w głowie, to osobiście złożę wniosek o przyznanie mu Nagrody Nobla.
- Mówię serio - stwierdził Piszczek. - W sobotę u Santany był radosny jak młody skowronek, a dziś od rana bez kija lepiej się do niego nie zbliżać.
- No to masz odpowiedź. Nie wiem czy pamiętasz, ale w wczoraj narzeczony Eleny złożył niezapowiedzianą wizytę w Dortmundzie.
- No i? - Dla Łukasza najwyraźniej nie było to wystarczająco wyjaśnienie.
- Czyś Ty się ostatnio z głupim na rozumy zamienił? - Błaszczykowski zatrzymał się patrząc zdziwionym wzrokiem na przyjaciela.
- Jeśli chodzi Ci o to, że Lewy i Lena mają się ku sobie to wiem. Nawet ślepy by to chyba zauważył. - Łukasz beztrosko wzruszył ramionami. - A ten jego tekst o porywaniu panny młodej sprzed ołtarza. No nie mów mi, że twoim zdaniem nie pasowali by do siebie idealnie.
Kuba uciszył go na chwilę przykładając palec do ust bo zauważył, że trener uważniej się im przygląda. Odbiegli trochę w bok i usiedli na murawie pod pretekstem rozciągania mięśni.
- Nawet jeżeli - westchnął Kuba. - To przypomnę Ci, że Elena jest zaręczona z jego przyjacielem, co może stanowić pewien problem.
- Wiem. Chociaż i tak uważam, że nie jest to jakiś wielki problem.
Kuba prychnął wyrażając swoją dezaprobatę w stosunku do słów przyjaciela.
- Może nie jest to zbyt moralne - stwierdził Piszczek. - Ale Elena jest tylko zaręczona, a nie ma wagonu, którego nie dałoby się odczepić.
- Od kiedy to z Ciebie taki kolejarz co? - Błaszczykowski w dalszym ciągu nie wydawał się być zbyt przekonany.
- Ja tylko mówię, że ich ciche dni są zbyt szkodliwe dla otoczenia. - Wytłumaczył się Łukasz. - Lewy jak tak dalej pójdzie to uszkodzi i siebie i Romana, a przed treningiem dzwoniłem do Lensona, też nie była szczególnie radosna, chociaż podobno spędziła cały wczorajszy dzień z ukochanym.
- Niby tak.
- No i właśnie. - Wyszczerzył się obrońca. - Wiesz jak to mówią? Niech się dzieje wola nieba. - Dla podkreślenia swoich słów wskazał palcem w górę. - Ale najpierw wujek Piszczek musi sobie uciąć pogawędkę z obrażonym na świat księciem Lewandowskim.
Wstał i ruszył przyłączając się do przebiegających akurat obok Marco i Mario, a Kuba chwilę później poszedł w jego ślady przyznając w duchu, że Piszczek ma rację, ale równocześnie stwierdzając, że ta historia ma marne szanse na zakończenie się happy endem.
Elena wróciła z pracy kilka minut po siedemnastej. Miała dość wszystkiego z apodyktyczną szefową na czele. Cały dzień biegała właściwie w tę i z powrotem załatwiając sprawy zlecone przez Meg chociaż wcale nie była pewna czy przynoszenie szefowej lunchu z chińskiej restauracji na rogu mieści się w zakresie jej obowiązków. Ostatecznie kiedy o piętnastej Meg opuściła biuro Skalska wreszcie odetchnęła, wypiła zupełnie już zimną kawę i wyciągnęła od Sophie szczegóły projektu o którym mówiła poprzedniego wieczoru Kubie. Poważnie myślała o tym żeby spróbować swoich sił, ale póki co nie miała zamiaru szczególnie się z tym afiszować. W drodze powrotnej zahaczyła o park i dokonała wszystkich niezbędnych pomiarów. Była pewna, że po powrocie zastanie już w domu Lewego, tymczasem w mieszkaniu panowała niezmącona niczym cisza i brakowało leżącej jak zwykle na środku torby treningowej. Przypomniała sobie jego poranne wyraźnie negatywne nastawienie, które , musiała sama przed sobą przyznać, zepsuło jej nastrój. Niby nic wielkiego, każdy ma czasem zły dzień, ale wróciły do niej wspomnienia pierwszych tygodni pobytu w Dortmundzie i cichy głosik w jej głowie zaczął powtarzać, że za nic nie chce wracać do tamtych czasów. .
Przebrała się w luźne szare spodnie dresowe i czarną bokserkę, zabrała laptopa, papier milimetrowy, ołówki i całą gamę przyborów geometrycznych i wróciła do salonu. Z szafki kuchennej wyjęła jeszcze kieliszek, który do połowy napełniła czerwonym winem i paczkę żelków Haribo. Tak przygotowana rozłożyła się z całym kramem na dywanie w salonie, laptopa umieszczając na kraju ławy i siadając po turecku na podłodze. Włożyła do uszu słuchawki i z zapałem zabrała się do pracy przygryzając końcówkę ołówka.
Rysowała kolejne kreski tylko po to, żeby po chwili je zmazać i narysować przesunięte o niecały milimetr. Zupełnie straciła orientację czasową, całkowicie skupiając się na pracy i lecącej z słuchawek spokojnej muzyce. Aż podskoczyła kiedy czyjaś dłoń spoczęła na jej ramieniu. Jednocześnie pociągnęła sporą krzywą linię przez środek papieru.
- No jasna cho... - Zaczęła ze złością.
- Tylko bez przekleństw. - Zganił ją stojący nad nią Robert. - Damom nie przystoi tak się wyrażać.
- A gentlemanom straszyć owych dam w ten sposób. - Odgryzła się. Zerknęła na zegarek, który wskazywał dwudziestą czterdzieści pięć. - Długi trening?
- Coś w tym rodzaju. - Przyznał. - Od jakichś pięciu minut stoję i patrzę, próbując ogarnąć co Ty właściwie robisz, a Ty zatopiona w jakimś własnym alternatywnym wszechświecie nawet mnie nie zauważyłaś. - Zaśmiał się serdecznie. - Co to jest?
- Projekt. - Wyjaśniła krótko. - Rysuję pierwsze...Ech... - machnęła ręką. - Nie będę Ci tego tłumaczyć bo przypuszczam, że równie dobrze Ty mógłbyś tłumaczyć mnie na czym polega spalony.
- To wtedy jak ostatni zawodnik... - Spojrzał na jej pełną rozbawienia minę. - Masz rację bez sensu.
- Dokładnie. - Elena podniosła się z podłogi. - Humor widzę dopisuje panie Lewandowski.
- Nie narzekam. - Przyznał. - Piwo z Piszczkiem potrafi czasem zdziałać cuda.
- Czyżby. - Skalska zaśmiała się idąc do lodówki i wyciągając z niej dzbanek z sokiem. Z szafki obok wyjęła szklankę, którą napełniła płynem, gdy tymczasem Robert rozsiadł się wygodnie na fotelu. - Mnie się wydaje, że to towarzystwo mocno niekorzystnie wpływa na psychikę. Rozmawialiście o czymś konkretnym?
- O piłce, pociągach i różnych innych. - Uśmiechnął się widząc jej totalnie zbitą z tropu minę.
- Nic mnie już w życiu nie zdziwi. - Stwierdziła Elena kręcąc głową. Gdzieś w głębi jej podświadomość zaczęła cieszyć się, że poranny humor Lewego był tylko stanem przejściowym. - Nawet się nie waż. - Rzuciła ostro widząc jak jego ręka wędruje w kierunku paczki z żelkami. - Moje.
- Mama Cię nie uczyła, że należy się dzielić?
- Musiałam przegapić tę lekcję. - Odpowiedziała idąc w jego stronę. - Mówię poważnie.
- Chyba się Ciebie nie boję. - Zastanowił się chwilę po czym sięgnął do paczki wyciągając kolorowe misie.
- Zginiesz marnie. - Zmrużyła oczy rozpędzając się i próbując na niego rzucić, ale przeceniła swoje siły i nie doceniła refleksu sportowca, bo w efekcie skończyła lądując na kanapie pod Lewandowskim.
- Miażdżysz mi piszczel. - Rzuciła.
- Taka afera o żelki. - Zaczął się śmiać Lewy. - Jesteś niepoważna panno Skalska.
Może pod wpływem wina, a może w celu rozładowania napięcia całego tego dnia, sama nie wiedziała dlaczego, ale zaczęła się śmiać jak dziecko z całej tej rzeczywiście wybitnie dziecinnej sytuacji. Właściwie to oboje śmiali się głośno leżąc na kanapie w pozycji, którą każdy postronny obserwator uznałby za wyjątkowo dwuznaczną.
- Totalnie niepoważna. - Przyznała. - Ale to całkiem fajne.
- Co konkretnie?
Pytanie Roberta totalnie zbiło ją z pantałyku. Jakby dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że leży na kanapie. Pod Robertem. A On już się nie śmieje tylko niebieskie oczy wbija prosto w jej ciemnobrązowe przewiercając tym spojrzeniem na wylot.
- No...tee... - Zaczęła w myślach szukać tego co właściwie chce, albo raczej co powinna w tym momencie powiedzieć. - Wiesz żelki i cała ta zabawa. - Próbowała jakoś wybrnąć z sytuacji, ale to wcale nie było proste kiedy jej myśli mogły się skupić tylko na tych oczach, a powietrze zrobiło się jakieś bardziej gęste.
Ciche odgłos, który wydobył się z jej komputera podziałał na nią niczym kubeł zimnej wody wylany prosto na głowę.
- Moja poczta. Pewnie Meg przysłała coś piekielnie ważnego . - Powiedziała. - Koniec zabawy, naprawdę miażdżysz mi kość piszczelową.
Robert posłusznie się podniósł, a w jego głowie zaczęły toczyć walkę dwa głosy. Pierwszy przeklinający nadawcę maila, który przerwał właściwie idealną chwilę i drugi będący głosem jego sumienia, które niezależnie od tego co powiedział mu dzisiaj Piszczek, wcale nie czuło się dobrze z uczuciami żywionymi do narzeczonej przyjaciela i dziękowało szefowej Eleny za powstrzymanie tego co mogło się wydarzyć i czego zapewne później i on i Lena by żałowali.
Wrócił na zajmowany wcześniej fotel i włączył telewizor. Kątem oka obserwował Elenę, która całą swoją uwagę skupiła na ekranie laptopa.
- Zapomniałbym. - Odezwał się w końcu. - Dalej planujesz zostać na Wielkanoc w Dortmundzie?
- Yhy. - Uparcie nie odrywała wzroku od wyświetlacza. - Nie opłaca mi się trzydniowy wyjazd.
- To dobrze. - Przyznał. - Łukasz i Ewa organizują śniadanie wielkanocne. Podobno Wasyl ma się wcielić w rolę zajączka.
Elena przeniosła wzrok na niego i parsknęła śmiechem.
Idealna taktyka. Rozluźnienie atmosfery.
- Dobrowolnie? - Zapytała kiedy w końcu udało jej się opanować chichot. Wizja Wasyla z zajęczymi uszami była jednak ponad jej siły.
- Nie całkiem. - Przyznał. - Kuba wmówił mu, że zgodził się na to w trakcie sobotniej imprezy, a ja i Piszczu jakoś zapomnieliśmy zaprzeczyć.
- Z takimi przyjaciółmi jak wy, człowiek naprawdę nie potrzebuje wrogów. - Stwierdziła Skalska. - Przypomnij mi, że muszę zabrać aparat. - Wstała i ruszyła w stronę kuchni. - Kuba przywiózł dostawę pierogów ruskich autorstwa jego mamy. Masz ochotę?
- Rozumiem, że to było pytanie retoryczne?
Elena zaśmiała się i zabrała za podgrzewanie jedzenia. Na chwilę obecną wyglądało na to, że "zagrożenie" zostało zażegnane, ale sposób w jaki działał na nią Robert zdecydowanie coraz bardziej zaczynał ją martwić.
-------------------------------------------------------
Końcówka nie nadaje się do niczego...wiem, ale obiecałam, że ten rozdział pojawi się już tydzień temu, więc nie chciałam odwlekać bo wiem, że chyba inaczej tego nie napiszę.
Nie wiem nawet jak mam was przeprosić...co napisać? Zawaliłam na całej linii, ale jak już wcześniej pisałam ostatnie parę miesięcy uciekło mi tak, że nawet ich nie zauważyłam. Miałam tyle różnych rzeczy na głowie, że blog był ostatnim na co miałam czas...Przepraszam, postaram się to zmienić...Dziękuję też za wszystkie komentarze z pytaniami kiedy pojawi się nowość...chyba tylko dzięki wam nie zrezygnowałam całkiem z pisania tej historii...mam nadzieję, że nie zraziłyście się do mnie tak całkiem i ktoś jeszcze będzie to czytał:) W ramach małej rekompensaty zdradzę wam, że zrodził mi się w głowie pomysł opowiadania z Piszczkiem w roli głównej...na razie to projekt, ale ponieważ teraz już będę miała więcej czasu, jest szansa, że niedługo zostanie opublikowany:)
Chciałam też zwrócić się do wszystkich, którzy informowali mnie o nowościach na swoich blogach. Czytała w miarę na bieżąco, ale z komentowaniem nie szło mi już tak dobrze...przepraszam, proszę abyście dalej informowali mnie o nowościach, a ja postaram się poprawić i komentować. Cóż to chyba tyle:)
Miłego czytania i do następnej:)
- Od kiedy to z Ciebie taki kolejarz co? - Błaszczykowski w dalszym ciągu nie wydawał się być zbyt przekonany.
- Ja tylko mówię, że ich ciche dni są zbyt szkodliwe dla otoczenia. - Wytłumaczył się Łukasz. - Lewy jak tak dalej pójdzie to uszkodzi i siebie i Romana, a przed treningiem dzwoniłem do Lensona, też nie była szczególnie radosna, chociaż podobno spędziła cały wczorajszy dzień z ukochanym.
- Niby tak.
- No i właśnie. - Wyszczerzył się obrońca. - Wiesz jak to mówią? Niech się dzieje wola nieba. - Dla podkreślenia swoich słów wskazał palcem w górę. - Ale najpierw wujek Piszczek musi sobie uciąć pogawędkę z obrażonym na świat księciem Lewandowskim.
Wstał i ruszył przyłączając się do przebiegających akurat obok Marco i Mario, a Kuba chwilę później poszedł w jego ślady przyznając w duchu, że Piszczek ma rację, ale równocześnie stwierdzając, że ta historia ma marne szanse na zakończenie się happy endem.
Elena wróciła z pracy kilka minut po siedemnastej. Miała dość wszystkiego z apodyktyczną szefową na czele. Cały dzień biegała właściwie w tę i z powrotem załatwiając sprawy zlecone przez Meg chociaż wcale nie była pewna czy przynoszenie szefowej lunchu z chińskiej restauracji na rogu mieści się w zakresie jej obowiązków. Ostatecznie kiedy o piętnastej Meg opuściła biuro Skalska wreszcie odetchnęła, wypiła zupełnie już zimną kawę i wyciągnęła od Sophie szczegóły projektu o którym mówiła poprzedniego wieczoru Kubie. Poważnie myślała o tym żeby spróbować swoich sił, ale póki co nie miała zamiaru szczególnie się z tym afiszować. W drodze powrotnej zahaczyła o park i dokonała wszystkich niezbędnych pomiarów. Była pewna, że po powrocie zastanie już w domu Lewego, tymczasem w mieszkaniu panowała niezmącona niczym cisza i brakowało leżącej jak zwykle na środku torby treningowej. Przypomniała sobie jego poranne wyraźnie negatywne nastawienie, które , musiała sama przed sobą przyznać, zepsuło jej nastrój. Niby nic wielkiego, każdy ma czasem zły dzień, ale wróciły do niej wspomnienia pierwszych tygodni pobytu w Dortmundzie i cichy głosik w jej głowie zaczął powtarzać, że za nic nie chce wracać do tamtych czasów. .
Przebrała się w luźne szare spodnie dresowe i czarną bokserkę, zabrała laptopa, papier milimetrowy, ołówki i całą gamę przyborów geometrycznych i wróciła do salonu. Z szafki kuchennej wyjęła jeszcze kieliszek, który do połowy napełniła czerwonym winem i paczkę żelków Haribo. Tak przygotowana rozłożyła się z całym kramem na dywanie w salonie, laptopa umieszczając na kraju ławy i siadając po turecku na podłodze. Włożyła do uszu słuchawki i z zapałem zabrała się do pracy przygryzając końcówkę ołówka.
Rysowała kolejne kreski tylko po to, żeby po chwili je zmazać i narysować przesunięte o niecały milimetr. Zupełnie straciła orientację czasową, całkowicie skupiając się na pracy i lecącej z słuchawek spokojnej muzyce. Aż podskoczyła kiedy czyjaś dłoń spoczęła na jej ramieniu. Jednocześnie pociągnęła sporą krzywą linię przez środek papieru.
- No jasna cho... - Zaczęła ze złością.
- Tylko bez przekleństw. - Zganił ją stojący nad nią Robert. - Damom nie przystoi tak się wyrażać.
- A gentlemanom straszyć owych dam w ten sposób. - Odgryzła się. Zerknęła na zegarek, który wskazywał dwudziestą czterdzieści pięć. - Długi trening?
- Coś w tym rodzaju. - Przyznał. - Od jakichś pięciu minut stoję i patrzę, próbując ogarnąć co Ty właściwie robisz, a Ty zatopiona w jakimś własnym alternatywnym wszechświecie nawet mnie nie zauważyłaś. - Zaśmiał się serdecznie. - Co to jest?
- Projekt. - Wyjaśniła krótko. - Rysuję pierwsze...Ech... - machnęła ręką. - Nie będę Ci tego tłumaczyć bo przypuszczam, że równie dobrze Ty mógłbyś tłumaczyć mnie na czym polega spalony.
- To wtedy jak ostatni zawodnik... - Spojrzał na jej pełną rozbawienia minę. - Masz rację bez sensu.
- Dokładnie. - Elena podniosła się z podłogi. - Humor widzę dopisuje panie Lewandowski.
- Nie narzekam. - Przyznał. - Piwo z Piszczkiem potrafi czasem zdziałać cuda.
- Czyżby. - Skalska zaśmiała się idąc do lodówki i wyciągając z niej dzbanek z sokiem. Z szafki obok wyjęła szklankę, którą napełniła płynem, gdy tymczasem Robert rozsiadł się wygodnie na fotelu. - Mnie się wydaje, że to towarzystwo mocno niekorzystnie wpływa na psychikę. Rozmawialiście o czymś konkretnym?
- O piłce, pociągach i różnych innych. - Uśmiechnął się widząc jej totalnie zbitą z tropu minę.
- Nic mnie już w życiu nie zdziwi. - Stwierdziła Elena kręcąc głową. Gdzieś w głębi jej podświadomość zaczęła cieszyć się, że poranny humor Lewego był tylko stanem przejściowym. - Nawet się nie waż. - Rzuciła ostro widząc jak jego ręka wędruje w kierunku paczki z żelkami. - Moje.
- Mama Cię nie uczyła, że należy się dzielić?
- Musiałam przegapić tę lekcję. - Odpowiedziała idąc w jego stronę. - Mówię poważnie.
- Chyba się Ciebie nie boję. - Zastanowił się chwilę po czym sięgnął do paczki wyciągając kolorowe misie.
- Zginiesz marnie. - Zmrużyła oczy rozpędzając się i próbując na niego rzucić, ale przeceniła swoje siły i nie doceniła refleksu sportowca, bo w efekcie skończyła lądując na kanapie pod Lewandowskim.
- Miażdżysz mi piszczel. - Rzuciła.
- Taka afera o żelki. - Zaczął się śmiać Lewy. - Jesteś niepoważna panno Skalska.
Może pod wpływem wina, a może w celu rozładowania napięcia całego tego dnia, sama nie wiedziała dlaczego, ale zaczęła się śmiać jak dziecko z całej tej rzeczywiście wybitnie dziecinnej sytuacji. Właściwie to oboje śmiali się głośno leżąc na kanapie w pozycji, którą każdy postronny obserwator uznałby za wyjątkowo dwuznaczną.
- Totalnie niepoważna. - Przyznała. - Ale to całkiem fajne.
- Co konkretnie?
Pytanie Roberta totalnie zbiło ją z pantałyku. Jakby dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że leży na kanapie. Pod Robertem. A On już się nie śmieje tylko niebieskie oczy wbija prosto w jej ciemnobrązowe przewiercając tym spojrzeniem na wylot.
- No...tee... - Zaczęła w myślach szukać tego co właściwie chce, albo raczej co powinna w tym momencie powiedzieć. - Wiesz żelki i cała ta zabawa. - Próbowała jakoś wybrnąć z sytuacji, ale to wcale nie było proste kiedy jej myśli mogły się skupić tylko na tych oczach, a powietrze zrobiło się jakieś bardziej gęste.
Ciche odgłos, który wydobył się z jej komputera podziałał na nią niczym kubeł zimnej wody wylany prosto na głowę.
- Moja poczta. Pewnie Meg przysłała coś piekielnie ważnego . - Powiedziała. - Koniec zabawy, naprawdę miażdżysz mi kość piszczelową.
Robert posłusznie się podniósł, a w jego głowie zaczęły toczyć walkę dwa głosy. Pierwszy przeklinający nadawcę maila, który przerwał właściwie idealną chwilę i drugi będący głosem jego sumienia, które niezależnie od tego co powiedział mu dzisiaj Piszczek, wcale nie czuło się dobrze z uczuciami żywionymi do narzeczonej przyjaciela i dziękowało szefowej Eleny za powstrzymanie tego co mogło się wydarzyć i czego zapewne później i on i Lena by żałowali.
Wrócił na zajmowany wcześniej fotel i włączył telewizor. Kątem oka obserwował Elenę, która całą swoją uwagę skupiła na ekranie laptopa.
- Zapomniałbym. - Odezwał się w końcu. - Dalej planujesz zostać na Wielkanoc w Dortmundzie?
- Yhy. - Uparcie nie odrywała wzroku od wyświetlacza. - Nie opłaca mi się trzydniowy wyjazd.
- To dobrze. - Przyznał. - Łukasz i Ewa organizują śniadanie wielkanocne. Podobno Wasyl ma się wcielić w rolę zajączka.
Elena przeniosła wzrok na niego i parsknęła śmiechem.
Idealna taktyka. Rozluźnienie atmosfery.
- Dobrowolnie? - Zapytała kiedy w końcu udało jej się opanować chichot. Wizja Wasyla z zajęczymi uszami była jednak ponad jej siły.
- Nie całkiem. - Przyznał. - Kuba wmówił mu, że zgodził się na to w trakcie sobotniej imprezy, a ja i Piszczu jakoś zapomnieliśmy zaprzeczyć.
- Z takimi przyjaciółmi jak wy, człowiek naprawdę nie potrzebuje wrogów. - Stwierdziła Skalska. - Przypomnij mi, że muszę zabrać aparat. - Wstała i ruszyła w stronę kuchni. - Kuba przywiózł dostawę pierogów ruskich autorstwa jego mamy. Masz ochotę?
- Rozumiem, że to było pytanie retoryczne?
Elena zaśmiała się i zabrała za podgrzewanie jedzenia. Na chwilę obecną wyglądało na to, że "zagrożenie" zostało zażegnane, ale sposób w jaki działał na nią Robert zdecydowanie coraz bardziej zaczynał ją martwić.
-------------------------------------------------------
Końcówka nie nadaje się do niczego...wiem, ale obiecałam, że ten rozdział pojawi się już tydzień temu, więc nie chciałam odwlekać bo wiem, że chyba inaczej tego nie napiszę.
Nie wiem nawet jak mam was przeprosić...co napisać? Zawaliłam na całej linii, ale jak już wcześniej pisałam ostatnie parę miesięcy uciekło mi tak, że nawet ich nie zauważyłam. Miałam tyle różnych rzeczy na głowie, że blog był ostatnim na co miałam czas...Przepraszam, postaram się to zmienić...Dziękuję też za wszystkie komentarze z pytaniami kiedy pojawi się nowość...chyba tylko dzięki wam nie zrezygnowałam całkiem z pisania tej historii...mam nadzieję, że nie zraziłyście się do mnie tak całkiem i ktoś jeszcze będzie to czytał:) W ramach małej rekompensaty zdradzę wam, że zrodził mi się w głowie pomysł opowiadania z Piszczkiem w roli głównej...na razie to projekt, ale ponieważ teraz już będę miała więcej czasu, jest szansa, że niedługo zostanie opublikowany:)
Chciałam też zwrócić się do wszystkich, którzy informowali mnie o nowościach na swoich blogach. Czytała w miarę na bieżąco, ale z komentowaniem nie szło mi już tak dobrze...przepraszam, proszę abyście dalej informowali mnie o nowościach, a ja postaram się poprawić i komentować. Cóż to chyba tyle:)
Miłego czytania i do następnej:)