sobota, 13 października 2012

3."Zmiany to proces, poprzez który przyszłość wchodzi w nasze życie"

Elena siedziała w pokoju Kuby na swoim ulubionym fotelu pod oknem, z nogami przerzuconymi przez jeden z podłokietników. W ręce trzymała podkładkę z czystą kartką papieru i ołówek. Rysowała chyba od zawsze, a przynajmniej nie była wstanie przypomnieć sobie czasu kiedy tego nie robiła. Nigdy właściwe nie zastanawiała się nad tym dlaczego, po prostu kochała to robić. Zaczynała jak wszyscy - od domków, uśmiechniętych słoneczek i ludzików z patykowatymi rękami.Dopiero w szkole podstawowej nauczycielka plastyki zasugerowała żeby Elenę zapisać na jakiś kurs rysunku. Tak mniej więcej się to zaczęło, później liceum plastyczne, konkursy, w których rachubie dawno się pogubiła a wreszcie architektura krajobrazu. Początkowo planowała stricte artystyczne studia na ASP, ale za namową Marty zapisała się na architekturę i nigdy nie żałowała tego wyboru. Rysowanie było dla niej najlepszym sposobem, żeby się odprężyć i zabić nudę. Siedziała sama bo Kuba pojechał odwieźć do hotelu Roberta i jej przyjaciółkę do domu.Cała trójka siedziała jeszcze długo po tym jak Elena poszła się położyć. Oczywistą sprawą było, że żadne z nich nie jest za bardzo w stanie, żeby prowadzić samochód, biorąc pod uwagę, że każdy coś pił, więc ostatecznie Kuba pościelił Marcie łóżko w pokoju swojej młodszej siostry, a Lewemu dostała się kanapa w salonie. Rano ( o ile rankiem można nazwać godzinę trzynastą) Robert wciąż nie był w najlepszym stanie, więc jego samochód razem z właścicielem odwiozła Marta, którą Kuba miał później odwieźć do niej do domu.  Elena została, więc sama z mamą Kuby, która po raz kolejny próbowała ją przekonać do swoich pomysłów na wesele. Uwielbiała swoją przyszłą teściową, ale z jakichś przyczyn pomysły pani Wilk, na organizację wesela, „tak jak zawsze robili wszyscy w rodzinie” nie do końca jej się podobały. Po pierwsze przerażała ją perspektywa dwustu pięćdziesięciu osób, a tyle mniej więcej wychodziło kiedy jej mama z mamą Kuby przeliczyły wszystkie ciotki, wujków i kuzynostwo do piątej linii pokrewieństwa włącznie. Większości z tych ludzi w życiu nie widziała na oczy, a ich obecność na ślubie nie była jej w żaden sposób do szczęścia potrzebna. Drugą kwestią było miejsce. Od miesiąca pani Wilk próbowała przeforsować swoje zdanie i zmusić młodych narzeczonych do zarezerwowania obszernego terenu nad jeziorem na plenerową imprezę.  Elena nie miała serca powiedzieć jej, że już upatrzyła sobie śliczny mały dworek pod Poznaniem, który wydawał się jej wręcz idealny, ale właśnie na małe przyjęcie, więc póki co odwlekała wszystko mówiąc,że mają jeszcze na to czas. W końcu uciekła jej do pokoju Kuby i spędziła sama nieco ponad godzinę. Nie lubiła rysować konkretnych, ułożonych rzeczy wolała to, co po prostu przyszło jej wdanym momencie do głowy. Z pamięci - twarze przyjaciół, jakieś krajobrazy, które gdzieś po drodze rzuciły jej się w oczy. Prawie skończyła kiedy usłyszała charakterystyczne skrzypnięcie. „Trzeci stopień od góry, tata Kuby już dawno miał go naprawić” - pomyślała i schowała kartkę z rysunkiem do wystającego z torebki zeszytu. W tym samym momencie do pokoju wszedł jej narzeczony. Uśmiechnęła się i pozwoliła pocałować na przywitanie.
- Nie zanudziłaś się? – Uśmiechnął się siadając na oparciu.
- Nie. –Stwierdziła. – Ale błagam nie zostawiaj mnie nigdy więcej na pastwę twojej mamy. – Kuba zaśmiał się czytając jej przez ramię. Pod kartką którą schowała do torebki była inna, zapisana kolumną nazwisk. – Kazała mi spisać listę gości,którą obiecała, że później zweryfikuje.
- Stresuje się tym chyba bardziej niż my. – Kuba przeniósł się i teraz rozsiadał się na drugim fotelu. – W końcu wesele pierworodnego.
- Chcesz znać moje zdanie? – Zapytała, a on w odpowiedzi uniósł brwi. –Myślę, że pół roku to jeszcze dużo czasu i można się wszystkim powoli zająć, a nie panikować.
-Może. –Przyznał jej rację.
Po głosie wyczuła, że chce jej o czymś powiedzieć, tylko nie wie jak się do tego zabrać.
- Co jest?
-Zastanawiam się czy nie chciałabyś mi o czymś powiedzieć.
Serce podeszło jej do gardła. Robert mu powiedział. Wiedziała doskonale, że Kuba nie lubił kiedy ukrywało się przed nim takie rzeczy. Zawsze mówił jej wtedy, że mu nie ufa, a zaufanie to przecież podstawa. Przesadzał, ale przyzwyczaiła się do tego. Każdy ma jakieś swoje dziwactwa. „A niech cię cholera Lewandowski.”-pomyślała.
-  Właściwie to chciałam, ale jakoś nie było okazji. – Wytłumaczyła. – A to przecież nic istotnego.
- Tak myślisz? – Świdrował ją wzrokiem, ale nie wyglądał na złego.
- No tak…
- Kwestia twojej przyszłości kochanie jest bardzo ważna. – Przyszłości? Patrzyła na niego zdziwiona nie wiedząc o co mu chodzi. – Myślę, że powinnaś jechać na ten staż.
Staż! No tak.Kompletnie zapomniała o propozycji Marty. Tyle się po drodze wydarzyło.
- Skąd ty to wiesz?
-Rozmawiałem z Martą.  – Wyjaśnił rzeczowo. Nie do końca spodobało się jej, że przyjaciółka za plecami spiskuje z jej narzeczonym.– Mówiła, żebym Cię przekonał. Nie chce tego miejsca oddawać byle komu.
- Wiem. –Przyznała. – Ale mamy na głowie teraz planowanie wesela, inne sprawy. –Wyliczyła. – Nie wiem czy wyjazd do Niemiec na parę miesięcy to w chwili obecnej najlepszy pomysł.
- A ja myślę, że jest świetny. – Była totalnie zaskoczona. Co jak co, ale myślała, że będzie całkowicie przeciwko temu wyjazdowi. – To naprawdę duża szansa. Pomyśl ile się nauczysz i jaki będziesz miała po stażu tam start w branży. – Racja,racja, racja…miał rację, ale wciąż w jakiś sposób się wahała.
- Musiałabym poszukać tam jakiegoś mieszkania. I pewnie zaraz się tam gdzieś pogubię. – Nie zmyślała. Od zawsze miała fatalną orientację w terenie i potrafiła się kiedyś zgubić dwie ulice od domu. W Dortmundzie z pewnością przepadnie już pierwszego dnia niczym przysłowiowa igła w stogu siana.
- Już o tym myślałem. – Uśmiechnął się z tryumfem osoby, która przygotowana jest doskonale do odparcia wszelkich argumentów. – Robert ma u mnie, powiedzmy koleżeński dług i obiecał mi, że w zamian zaopiekuje się tam Tobą. Ma całkiem duże nowe mieszkanie i nie ma najmniejszego problemu, żebyś podnajęła u niego pokój.
- Czy jest coś czego nie zaplanowałeś? – Uśmiechnęła się chociaż średnio podobała jej się ta perspektywa. Jakoś mimo wszystko miała po stłuczce dziwny dystans do Lewandowskiego. – Tak bardzo chcesz się mnie pozbyć?
Kuba wstał ze swojego fotela i podszedł do niej kucając na ziemi i łapiąc ją za rękę.
- Żartujesz?– Zapytał i popatrzył jej w oczy. – Nie wiem jak wytrzymam tu bez ciebie prawie pół roku, ale nie chce być egoistą. Głupotą byłoby zmarnować taką okazję. Moja i twoja mama zajmą się przygotowaniami. – Otworzyła usta, ale natychmiast przyłożył do nich palec. – I obiecuję, że nie będzie żadnej imprezy plenerowej z setkami ludzi.
Musiała się zaśmiać.
- Jesteś kochany wiesz?
Zamiast odpowiedzieć pocałował ją czule. Musiała się zgodzić.

Czasami wydaje się, że można coś zaplanować, wybiec w przyszłość o kilka miesięcy i ustalić scenariusz swojego życia. Tymczasem, nagle okazuje się, że życie ma to w nosie i zaplanowało coś zupełnie innego. Elena miała tylko dziesięć dni żeby oswoić się z perspektywą wyjazdu do Dortmundu, przygotować wszystko co będzie jej tam potrzebne i załatwić to co musiała załatwić osobiście w Polsce. Staż miała zacząć dwudziestego trzeciego stycznia, ale jako że miała mieszkać u Roberta musiała wyjechać z nim już dwudziestego. Cały ten czas spędziła całkowicie zabiegana, a i tak nie była na sto procent pewna, że załatwiła wszystko kiedy stała z dwoma dużymi walizkami w przedpokoju i słuchała po raz trzydziesty czwarty tych samych rad mamy, które ogólnie sprowadzały się do tego, że ma na siebie uważać, jeść normalne obiady i nie włóczyć się sama nocami.  Posłusznie kiwała głową, w duchu śmiejąc się,że mama wciąż ma ją za pięciolatkę, której trzeba w każdej sprawie pilnować. W końcu, mniej więcej w połowie trzydziestej piątej wyliczanki usłyszała jak na podjazd zajechał samochód, a chwilę później w przedpokoju zjawił się Kuba w towarzystwie Roberta. Pomogli jej zabrać walizki, które wpakowali do bagażnika samochodu Lewego, w czasie gdy ona żegnała się ostatni raz z mamą. Kiedy w końcu zapewniła ją też któryś już raz, że nic jej się nie stanie przyszła pora na pożegnanie z Kubą.
- Uważaj…
- Błagam,chociaż Ty… - Uśmiechnęła się zatykając narzeczonemu usta ręką, bo najwyraźniej miał plan powtórzyć słowa jej mamy. – Mam o siebie dbać, jeść i tak dalej.
- Dokładnie.– Objął ją w talii. – Poza tym masz też maksymalnie wykorzystać ten staż i dobrze się bawić. – Ta wersja bardziej jej się podobała.  – Masz dzwonić i pisać, kiedy coś się będzie działo i bez powodu jasne?
- Jak słońce. – Skinęła głową. –Puścisz mnie?
- Już?
Spojrzała w stronę Roberta, który siedział za kierownicą stukając palcami w jej gładką czarną powierzchnię. Najwyraźniej zaczynał się niecierpliwić.
- Będę tęsknić.
Przywarła wargami do jego.

Jechali w kompletnej ciszy już trzecią godzinę. Krajobraz za oknem niewiele jej mówiły, a o tym, że przekroczyli granice dowiedziała się dopiero kiedy operator przysłał jej wiadomość ze szczegółowym wykazem cen rozmów i smsów. Robert wydawał się być całkowicie skupiony na jeździe, a ją cisza zaczynała pomału coraz bardziej denerwować. Skończyła już czytać, zaczętą jeszcze w Polsce książkę, zdążyła też przesłuchać playliste w odtwarzaczu mp3, który towarzyszył jej od czasów liceum i przejść dwie gry, których istnienia w telefonie do dnia dzisiejszego nie odnotowała. W końcu, kiedy zaczęła przysypiać usłyszała charakterystyczne„klikanie” kierunkowskazu i zobaczyła, że zatrzymują się na stacji benzynowej.Wysiadła równocześnie z Robertem, który poinformował ją o dziesięciominutowym postoju. Dochodziła siedemnasta i jak przystało na zimę wszędzie panowała już ciemność. Na szczęście w toalecie, do której natychmiast się udała nie było właściwie nikogo i już po pięciu minutach wróciła do samochodu. Lewandowski wrócił zaraz po niej z dwoma dużymi kubkami.
- Proszę. –Powiedział podając jej jeden. Po zapachu rozpoznała że w środku jest kawa. –Przyda Ci się, jeszcze drugie tyle przed nami.
- No proszę.– Stwierdziła biorąc kubek i otaczając go dłońmi, które natychmiast przeszyło przyjemne ciepło. – Jednak umiesz się odezwać.
- Powiedzmy,że nie chcę znowu skierować kogoś do szpitala. – Stwierdził uśmiechając się,ale jakoś tak nie do końca szczerze. – W końcu w ogóle nie powinni mi dać prawa jazdy prawda?
Spuściła głowę.Po dłuższym przemyśleniu było jej jednak głupio, że za bardzo naskoczyła na niego w szpitalu. Wyglądało na to, że to jednak koniec tej dyskusji. Skupiła wzrok na kubku z kawą kiedy wyjechali z powrotem na autostradę myśląc, że zapowiada się ciekawe pół roku.

3 komentarze:

  1. Zapraszam na kolejny, już ostatni przed epilogiem rozdział na metrydwa.blogspot.com :) No i czekam na nowość u ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  2. o mamo... jak Robert może się jeszcze o to .. gniewać? Było minęło nooo :D
    ahh, staż w Dortmundzie, mieszkanie u samego Lewandowskiego... to raj nie życie! :D
    czekam na nowość ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że się przeniosłaś. Onet jest do d**y :P Na blogspocie jest przyjemniej. Stwierdzam to po tym jak przyjemnie dodaje mi się rozdziały Uzależnionej od Tytonia :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń