sobota, 13 października 2012

1."Every new beginning comes from some other beginning's end"

Budzik był bezlitosny. Jak w każdą sobotę wyrwał ją ze snu koszmarnie wcześnie. Przetarła zaspane oczy i usiadła na łóżku przeciągając się szeroko. Ze ścian pokoju patrzyły na nią niezmiennie wiszące tam, uwiecznione na zdjęciach, uśmiechnięte twarze przyjaciół. Dochodziła siódma trzydzieści, jednak za oknem wciąż panował półmrok. Z grudniowego, całkowicie zasłoniętego ciemnymi chmurami nieba sypała się nieskończona ilość płatków śniegu, przenoszona natychmiast przez silny wiatr. Elena nienawidziła zimy, a zwłaszcza takiej pogody. Kompletnie odbierała energię i chęć do działania a tej potrzebowała tego dnia wyjątkowo dużo. Ósmy stycznia był dniem, w którym studenci czwartego roku architektury krajobrazu mieli zmierzyć się z koszmarnie trudnym egzaminem. Ostatni tydzień spędziławyłącznie nad książkami, a i tak nie była pewna czy uda jej się zaliczyć.  A mówią, że studia zaoczne są proste.
Nie była szczególnie zaskoczona kiedy pół godziny później, po całej porannej toalecie zeszła do kuchni i zastała tam mamę, czekającą z patelnią pełną, według opinii wszystkich, którzy mieli okazję skosztować, najlepszej jajecznicy na świecie.Zawsze tak robiła kiedy wiedziała, że Elena ma przed sobą stresujący dzień,albo jakiś ważny egzamin. Zresztą o egzaminach pani Skalska wiedziała sporo. To właśnie jej – doktorowi filologii polskiej, specjalizującemu się w antyku,zawdzięczała imię. Elena miało kojarzyć się z ulubioną bohaterką jej mamy Heleną Trojańską, a jednocześnie być jakimś unowocześnieniem. Cóż, lubiła swoje imię, przynajmniej nie została nazwana Izoldą, co pewnie groziłoby jej gdyby mama upodobała sobie średniowiecze.
 - Gotowa? – Uśmiechnęła się pani Alicja.
-Teoretycznie.– Usiadła zabierając się do śniadania. – Jak będzie dopiero się okaże.
- Wracasz potem do domu?
- Jadę do Kuby. – Zaprzeczyła. – Pewnie wrócę dopiero jutro. Nie miałam ostatnio za wiele czasu, poza tym mają go odwiedzić przyjaciele z Niemiec, i podobno moja obecność jest niezbędna.
- W taką pogodę?  - Jej mama wyjrzała za okno.Oczywiście to było do przewidzenia. Zawsze panikowała kiedy Elena lub jej ojciec mieli jechać gdzieś w tak kiepskich warunkach. Kuba po powrocie z Gdańska zatrzymał się u rodziców co oznaczało wycieczkę samochodem ponad trzydzieści kilometrów za miasto.
- Pojadę pozajęciach. – Stwierdziła. – Do tego czasu się poprawi. Poza tym znasz mnie? Nie jestem piratem drogowym.
- Ale…
Elena wstała i odłożyła talerz do zmywarki. Wolała nie dać mamie zacząć całego wywodu.
- Spokojnie mamusiu, nic mi nie będzie. – Uśmiechnęła się biorąc torbę i całując mamę wpoliczek. – Dziękuję za śniadanie. Wrócę jutro, maksymalnie pojutrze.
I zanim Alicja Skalska zdążyła powiedzieć kolejne zdanie jej córki już nie było.

Czterdzieściosób na komendę profesora odłożyło długopisy. Elena spojrzała na swojąnajlepszą przyjaciółkę siedzącą dwa rzędy przed nią. Marta uśmiechnęła się unosząc kciuki w górę. Tak, mogło być zdecydowanie gorzej. Pytania były stosunkowo proste i na większość z nich znała odpowiedź.
Poczekali,aż prowadzący zbierze arkusze i powoli jeden za drugim wyszli z Sali.
- Boże,kocham tego człowieka.  – Stwierdziła Marta siadając z przyjaciółką przy stoliku w małym, uczelnianym barze. – Tylko nie wiem po co traciłam tyle czasu na naukę. Jeden wieczór spokojnie by wystarczył.
- Nie zaszkodzi nam. – Elena zdecydowanie podzielała dobry nastrój koleżanki. –Jedyne co teraz zostało to kwestii zorganizowania praktyk.
- Masz coś na oku? – Zapytała Marta. Przyjaciółka Eleny miała to szczęście, że dobrze ustawieni rodzice załatwili jej niemal luksusowy staż w Dortmundzie, pod okiem prawdziwego mistrza w dziedzinie architektury krajobrazu.
- Cisza. –Pokręciła przecząco głową. – Wszędzie gdzie złożyłam już kogoś mają. Chyba zostanie mi tylko jakaś podrzędna mała firma.
- Właściwie,to chciałam o tym z Toba porozmawiać. – Marta uśmiechnęła się tajemniczo. – Co byś powiedziała na Dortmund. Mistrz Tizit, sama wiesz.
- Masz drugie miejsce? – Nie wierzyła w to co słyszy.
- Właściwie to mam moje miejsce. – Wyjaśniła. – Tyle, że nie mogę go wykorzystać. Ciotka zaproponowała mi pracę u siebie. Właściwie to zawsze się z nią tak umawiałam. Teraz jest chora i potrzebuje tam kogoś zaufanego z rodziny.
- Poczekaj.– Elena potrzebowała chwili, żeby poukładać w głowie informacje. – Chcesz mi odstąpić swoje miejsce na stażu w Dortmundzie? Dobrze rozumiem?
- Nadajesz się tam lepiej niż ja kujonie. – Potwierdziła blondynka. – To co zgadzasz się?
- Tak. To znaczy daj mi dzień na zastanowienie dobrze? – Mimo tego, że propozycja była właściwie nie do odrzucenia, wiedziała, że nie może sama pochopnie podjąć decyzji. – Daj mi dzień lub dwa dobra? Muszę porozmawiać z rodzicami, z Kubą.
- Jasne. –Marta, wypiła łyk kawy i uśmiechnęła się. – Byle bym nie musiała czekać za długo. Wiesz ile osób jest na to chętnych. – Sięgnęła po kartę dań. – To co jakiś obiad?
Przytaknęła. Czekało ją jeszcze pięć godzin zajęć. Zdecydowanie wypadało coś zjeść.


Dlaczego specjalnie nie zdziwiło jej, że mama miała racje? Warunki na drodze były fatalne. Miała dziwne wrażenie że pogoda nie tylko się nie poprawiła, a wręcz przeciwnie, była jeszcze gorsza.Wyszła z uczelni parę minut po dziewiętnastej i natychmiast wyruszyła w drogę do swojego narzeczonego. Przez chwilę zastanawiała się czy nie przełożyć wizyty na jutro,ale ostatecznie uznała, że złe warunki pogodowe tak łatwo z nią nie wygrają. Zwłaszcza,że miła kilka poważnych tematów o których musiała porozmawiać z Kubą, najlepiej jak najszybciej. I jeszcze ci odwiedzający go koledzy. Ich obecność dziś w żaden sposób jej nie pasowała, ale wiedziała jak ważni są dla jej narzeczonego koledzy z dawnego klubu. W sumie kiedyś spotkała ich na jakiejś imprezie, niedługo po tym jak zaczęła się spotykać z Kubą. Potem wszyscy się gdzieś porozjeżdżali i widywali niezwykle rzadko, zwykle nie w Poznaniu. Znała ich więc tylko ze słyszenia. Robert Lewandowski i Sławomir Peszko. Obaj na co dzień mieszkający w Niemczech i grający w barwach tamtejszy klubów. Tyle wiedziała.Na ulicy z pewnością by żadnego z nich nie rozpoznała. Z resztą piłka nożna nigdy jakoś szczególnie jej nie pociągała. Nawet związek z piłkarzem, nie zmienił jej poglądów w tej kwestii.Chociaż pewnie gdyby nie duża popularność Lecha Poznań, nie poznałaby nigdy swojego obecnego narzeczonego.


Maj 2009

Pracowała w małej kawiarni w centrum Poznania. Środek tygodnia, więc ruch był właściwie żaden. Przy stoliku w rogu, jakaś para trzymała się czule za ręce, kawałek dalej straszy pan popijał kawę przeglądając gazetę. Wytarła dokładnie kolejną filiżankę i odłożyła ją na półkę za sobą. Mniej więcej w tym momencie drzwi otworzyły się dosyć gwałtownie i do środka wszedł chłopak, na pierwszy rzut oka niewiele starszy od niej. Oglądał się nerwowo za siebie jakby przed kimś uciekał.
- Mam głupią prośbę. – Powiedział bez ogródek. – Jest tu jakaś toaleta, zaplecze, jakiekolwiek miejsce gdzie mógłbym się na chwilę ukryć?
Zaskoczył ją totalnie.
- Słucham? – Ale zanim zdążył coś odpowiedzieć zobaczyła grupę około 7 nastolatek, które przez chwilę rozglądały się po ulicy, a po chwili zastanowienia zdecydowały się wejść właśnie do lokalu, w którym pracowała.
- Wskakuj. – Wskazała na miejsce za ladą.Błyskawicznie przeskoczył niską bramkę i usiadł na podłodze kawałek od jej nóg.
- W czymś mogę wam pomóc? – Zapytała kiedy jedna z grupki dziewczyn podeszła do niej.
- Właściwie to…- Dziewczyna się zawahała. –Szukamy jednego chłopaka. Wysoki, brunet, zabójczo przystojny, wydawało nam się, że tu wchodził.
- Nic mi o tym nie wiadomo. – rozejrzała siępo Sali. – Sama widzisz, że nikogo takiego tutaj nie ma. Podać coś?
Dziewczyna rozejrzała się jeszcze raz, jakby nie do końca dowierzając.
- Nie dziękuję. – Powiedziała w końcu i wyszła, a za nią wszystkie jej koleżanki.
Odczekała jeszcze chwilę i kiedy była pewna, że dały sobie spokój z szukaniem, przykucnęła naprzeciw niespodziewanego gościa. Miały racje, rzeczywiście był przystojny, wysoki, ciemnowłosy i dobrze zbudowany.
- Jak Ci się odwdzięczę? – Zapytał patrzącna nią z wyraźną ulgą.
- Wystarczy dziękuję. – Uśmiechnęła się i wstała równocześnie z nim. – I może jakieś zapewnienie, że nie ukryłam psychopaty.
- Możesz mieć czyste sumienie. – Stwierdził.– Wszystko ze mną w porządku. Jestem Kuba. – Wyciągnął w jej kierunku rękę. –Kuba Wilk.
Nie interesowała się specjalnie piłką nożną, ale to nazwisko w Poznaniu znała większość osób. Przynajmniej już wiedziała o co chodziło w całej sytuacji, w którą została przed chwilą wplątana.
-Elena Skalska. – Uścisnęła jego rękę. –Bardzo mi miło.

Od tego czasu minęło dwa i pół roku. Właściwie to nawet nie zauważyła upływu tego czasu. Parę miesięcy później zaczęła się spotykać z Kubą, rok temu się jej oświadczył i zaplanowali ślub na czerwiec 2012. Mogła spokojnie powiedzieć, że miała w życiu wszystko co potrzebne. Rodzinę, narzeczonego, pracę, studia.Wszystko układało się dobrze a mimo to czuła czasem, że czegoś jej brakuje.Staż w Dortmundzie, o tak to była szansa, której zmarnowanie graniczyło z głupotą. Rodzice Marty spędzili masę czasu na załatwianiu praktyk u jednego znajlepszych architektów w Niemczech. Każdy marzył o tej szansie, dlatego dziwiła się, że jej blond włosa przyjaciółka z błahego w sumie powodu chce oddać swoje miejsce.  Z drugiej strony,czuła, że między nią i jej narzeczonym coś się ostatnio zmieniło. Bynajmniej nie na lepsze, wyjazd na pół roku z pewnością im w żaden sposób nie pomoże.Tak, zdecydowanie musi o tym porozmawiać z Kubą.
Światła z naprzeciwka, pojawiły się przed nią nagle, kompletnie niespodziewanie.Maksymalnie docisnęła pedał hamulca i skręciła kierownicą w lewo. Własny krzyk zawirował jej w uszach, a potem nie było nic więcej poza ciemnością.

Jak na zwolnionym filmie widział białego forda, z którym uniknął zderzenia właściwie o cal. Zagapił się, rozmawiając przez telefon. To zdecydowanie nie był najlepszy dzień na wiadomości, które otrzymał. Tamten samochód pojawił się właściwie znikąd, nie dając mu cienia szansy na szybką reakcję. Odbił w bok i zataczając łuk, zatrzymał się z  piskiem opon po przeciwnej stronie drogi. Potrzebował kilku sekund, żeby opanować drżenie rąk, po czym wysiadł. Biały ford zatrzymał się w rowie po drugiej stronie, zaledwie dwa metry od drzewa. Podbiegł do samochodu i otworzył drzwi od strony kierowcy.Ciemnowłosa dziewczyna leżała nieprzytomna, z głową opartą na kierownicy. Z tego co pamiętał z kursów pierwszej pomocy, nie powinien jej ruszać, bo mogłamieć jakiś uraz kręgosłupa.
- Cholera. –Zaklął.
Wyciągnął telefon i wykręcił 112. Po dwóch sygnałach odezwała się dyspozytorka. Opisał zdarzenie, lokalizację. Karetka miała dojechać za maksymalnie dziesięć minut, więc nie pozostawało mu nic innego jak czekać. Śnieg sypał wciąż tak samo mocno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz